Mike
-Dzięki Mel za tak świetne przygotowanie koncertu, liczę na więcej takich - zaczął Chazz.
-Zaufaj mi - odpowiedziała kobieta
-My zmykamy, bo solistka nam usnęła - dokończył wskazując na małą.
-Kim ona właściwie jest? Ma niezły talent, musieliście się naszukać.
-Jest moją córką, nie pytaj jak. Jakbyś widziała jak pięknie rysuje - uśmiechnął się.
-Córką? Weź ją do sypialni, niech się wyśpi, ciężki dzień za nią.
-Jeszcze raz dziękujemy - odezwał się tym razem Brad.
Podszedłem do Charlie i delikatnie ją podniosłem. Całym zespołem udaliśmy się do pokojów. Rozmawialiśmy o koncercie bardzo chwaląc dziewczynę, że tak świetnie dała sobie radę. Ciarki przeszły mi po plecach na samo wspomnienie jej anielskiego głosu... Scena to coś, co kocham. Tysiące młodych ludzi cieszących się, że są na naszym występie... Radość z każdego naszego autografu, wspólnego zdjęcia... Teraz niosłem na rękach moją dziewczynę, którą wreszcie ujrzał świat. Przypomniała mi się scena jej ucieczki. Automatycznie ręce mocniej zacisnęły się na jej ciele. Już nigdy nie pozwolę jej uciec, ona jest moja. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Przyspieszyłem, po chwili wręcz biegłem. Otworzyłem drzwi do pokoju i położyłem ją na łóżku. Poszedłem do łazienki i odkręciłem kurek. Obmyłem twarz zimną wodą. Robię się dziwny, coś niszczy mnie od środka. Coraz bardziej nie panuje nad sobą. Mam ochotę coś zniszczyć. Zrzucam z toaletki mydelniczkę. Rozpada się na tysiąc maluteńkich kawałeczków.
-Mike, co się stało? - usłyszałem jej głos. Odwróciłem się i mocno ją przytuliłem.
-Charlie... Ja cię tak bardzo przepraszam - zacząłem płakać.
-Dlaczego płaczesz? Co się dzieje? - mówiła z nutą strachu w głosie.
-Jestem okropny, jestem potworem - ręce zaczęły mi drżeć.
Zacisnąłem rękę na jej przedramieniu. Wyrwała się z uścisku i wybiegła z pokoju. Osunąłem się po ścianie. Mike, co się z tobą dzieje...
Chester
Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, po czym moje się otworzyły. Stała w nich bardzo wystraszona Charlie.
-Chester, on się naćpał - mówiła szybko.
Serce zaczęło mi bić mocniej. Nie wiedziałem co robić.
-Zdaje ci się, może po prostu ma zły dzień... - zacząłem.
-Przestań pieprzyć, widziałam jego oczy! - przerwała mi. Po jej policzku spłynęła łza. Staliśmy naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziała. Do sypialni wpadli chłopcy.
-To jak, zaczynamy imprezę? - zapytał Brad.
Gdy nas zobaczyli Dave zapytał :
-Kto umarł?
Mała zaczęła płakać, więc Phoenix do niej podszedł i zaczął pocieszać.
Podszedłem do Roba.
-Mike się naćpał, idę do niego, zaopiekujcie się nią - wyszeptałem.
Rzucił mi bezradne spojrzenie i pokiwał głową. Wyszedłem do z pokoju wchodząc do tego naprzeciwko. Siedział w łazience mówiąc coś do siebie a wokół niego było pełno szkła. Kucnąłem do niego zmuszając go do otworzenia oczu. Poszerzone źrenice mówiły same za siebie. Z trudem przeniosłem go na łóżko. Wiedziałem, że nie ma sensu z nim rozmawiać, więc zabrałem tylko piżamę małej i wyszedłem. Wróciłem do siebie. Oczy 5 osób zostały skierowane na mnie, pokiwałem głową. Usiadłem na łóżku obok Joe'go. Siedzieliśmy w ciszy przez 1,5 godziny. Każdy z nas zatracił się w swoich myślach.
-Dlaczego... Dlaczego on to zrobił... I kiedy? Skąd on w ogóle miał narkotyki... - odezwała się mała.
-Cholera jasna! - krzyknąłem - pamiętacie 2002 rok?
Pokiwali głowami.
-Dobrze wiecie, że ja wtedy nie brałem, ktoś dosypał mi czegoś do napoju... czy on pił coś po koncercie?
-Tak, ale z tej samej butelki co ja - odpowiedział Rob.
-On jadł jakieś ciasteczka zbożowe, te co nam nie smakują - wtrącił Joe.
-Ale co wy myślicie, że babka z kawiarenki wiedziała, że tylko on je zje więc dosypała mu dragów? To trochę dziwne - powiedział Dave.
-Idę tam - powiedziała Charlie i wyszła z pokoju.
Charlie
Chazz podbiegł do mnie i złapał moją rękę lekko ją wykręcając, zmuszając mnie tym do odwrócenia się.
-Nic nie wskórasz, załatwimy to rano.
-Puść mnie, wtedy będzie za późno.
-Nigdzie nie pójdziesz! Wracaj do pokoju - podniósł głos.
Odpuściłam.
Po 30 minutach byłam przebrana w piżamie i siedziałam na łóżku. Chester szukał śpiwora, a ja SMS'owałam z Julie. Postanowiłam zacząć temat, który nie dawał mi spokoju.
-Chazzy, kim jest Lucy?
Zobaczyłam, że to słowo wywołało w nim wielkie emocje.
-Dlaczego o nią pytasz?
-Widziałam u ciebie w pokoju zdjęcie małej dziewczynki... - zaczęłam.
-Była moją córką. Zmarła 11 lat temu - powiedział oschłym głosem.
-Tak mi przykro... - wyszeptałam.
Mogłam nie pytać o nią, śmierć bliskiej osoby zawsze jest ciężka... Przez tyle lat myślałam, że moja siostra nie żyje, samo wspominanie o niej bardzo bolało... Właśnie, moja siostra...
-Mikey mówił ci o Julie?
-Nie, kto to?
Opowiadając mu całą historię nie obyło się bez łez, ponieważ musiałam wracać do sceny utraty ukochanej siostry... Odwdzięczył się opowiadając mi o Lucy. Nim się zorientowaliśmy zaczęło się rozjaśniać.
-Idź już spać, czeka cię mała niespodzianka - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Chester
Mike już nie spał. Trzymał się za głowę.
-Stary, głowę mi zaraz rozsadzi! Ja nic nie pamiętam, przecież nic nie piłem...- jęczał.
-Ano nie piłeś, ale spotkało cię to, co mnie w 2002 r.
-Co? - nie myślał jeszcze logicznie.
-Brałeś? - spytałem, co spotkało się z jego oburzeniem.
-Ja? No chyba cię pojebało - odpowiedział.
-No właśnie, ktoś ci czegoś dosypał, najprawdopodobniej do tych ciasteczek.
-Pierdzielisz? - zdziwił się.
-Coś ty wczoraj zrobił? Zastałem cię w łazience pośród szkła.
-Gdybym wiedział, co się wczoraj działo to bardzo chętnie bym ci opowiedział - odpowiedział z ironią. - A co z małą?
-Śpi u mnie, jak cię zobaczyła w takim stanie...
-Nie kończ, wiem co mogła o mnie pomyśleć...
-Zapowiedziałem jej jakąś niespodziankę, wymyśl coś, bo idziecie tylko we dwoje - puściłem mu oczko.
-Nie wiem, czy po wczorajszym to dobry pomysł...
-Będzie dobrze, Mikey.
Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
-O wilku mowa - uśmiechnąłem się.
Na twarzy chłopaka od razu zagościł uśmiech.
Mike
Stała wystraszona. Wiedziałem, czego się obawia. Spojrzałem na jej przedramię. Był na nim duży, świeży siniak w kształcie dłoni.
-Czy... Czy ja ci to zrobiłem? - spytałem.
Stała i nic się nie odzywała. Patrzyła na mnie błędnym wzrokiem. Po chwili zwiesiła głowę w dół.
Podszedłem do niej, jednak się odsunęła.
-Nie bój się mnie - powiedziałem będąc coraz bliżej płaczu.
Cofnęła się 2 kroki.
-Kocham cię, nie byłem świadomy tego, co robiłem...
Krok w tył.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
Błagam, złap mnie za nią.
Niech będzie tak jak dawniej.
Błagam, Charlie.
Jej oczy nie wyrażają żadnych emocji, są takie...puste.
Klękam, by nie musiała non stop patrzeć w górę.
Moja ręka dalej wyciągnięta jest w jej stronę.
Nie patrzy na nią, patrzy mi prosto w oczy.
Lekko się do niej zbliżam co skutkuje cofnięciem się o ten sam dystans.
Spójrz na tą cholerną rękę, złap mnie za nią.
Odwraca się, wchodzi do sąsiedniego pokoju i ostatni raz patrzy mi się prosto w oczy. Po chwili drzwi się zamykają.
Wstaje i rzucam się na łóżko, twarz chowam w poduszce. Zaczynam płakać.
-Mike, będzie dobrze, zobaczysz... - do moich uszu dobiegł ciepły głos Chestera.
-Stało się to, czego obawiałem się najbardziej - straciłem ją.
-Nie straciłeś jej, nawet tak nie mów - odpowiedział mi.
-Idę do niej, niech mnie nawet pobije, ale musi się do mnie odezwać - zadecydowałem wychodząc z pokoju.
-Charlie, jesteś tu?
Odpowiedziała mi cisza. Zobaczyłem czerwoną kropkę. To była krew.
-Jesteś tutaj?
Kolejna kropka. Łazienka...
Siedziała na pralce z krwawiącym nadgarstkiem. Miała ten sam błędny wzrok co wcześniej. Zobaczyłem obok niej żyletkę.
-Błagam, odezwij się, powiedź chociażby ''idź stąd'' ale coś powiedź - klęknąłem. - przecież wiesz, że ja nie biorę, ktoś mi dosypał tego świństwa... Nie byłbym w stanie tego zrobić, zbyt wiele razy widziałem Chazza po dragach...
-On mi robił tak samo - odezwała się wreszcie, jednak nie spojrzała na mnie.
-On?
-Mr. Davis robił mi tak za każdym razem, gdy się buntowałam, byłam za słaba by się obronić - po jej policzku spłynęła łza. Wspomnienia wróciły.
-Nie płacz, ja tego nie chciałem... - przytuliłem się do niej. Tym razem objęła mnie swoimi drobnymi rączkami.
-Jak ja mogę być na ciebie zła? Przecież to narkotyki a nie ty... - okolice mojej łopatki zrobiły się mokre od jej łez.
Dołączył do nas Chester.
-Mike, mamy wielki problem.
/Przepraszam za tak krótki rozdział ''na odwal się'', ale poprzednia wersja sama się usunęła, nie wiem jakim prawem, a koniecznie chciałam go dzisiaj wstawić.
Rozdziału nie było długo, ponieważ u mojej babci Internet jest na tyle wolny, że nie dało się go dodać.
nie ważne że krótki ważne ,że jest i to jaki :)
OdpowiedzUsuńświetnie się czyta :3
weny ;D
i zapraszam na nowy :D http://story-of-soldiers.blogspot.com/
I czekam na dalej :D Rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńGodzina 1.43
OdpowiedzUsuńPisze komentarz. Zarywam nocke. Heh.
Polakalm sie. Mike.. boze on ja kocha. Bardzo. Ale.. o co teraz znow odzie? Zabije... w takim momencie mi przerywac? No wieesz ty co..
Ok. Musze spadac. Pisac cos do siebie..
Wiec.. weny!
Pijanego, szczesliwego sylwestra i nowego roku!
A ja ciebie zabije, jeżeli jeszcze raz zarwiesz nockę, sama tak robiłam i uwierz mi, to jest najgorsze co może być :)
Usuńczekam na dalsze rozdziały,opowiadanie jest genialne.
OdpowiedzUsuń