czwartek, 27 lutego 2014

ONE SHOT #1 - Brad Delson

***
-Monica! - krzyknął wysoki mężczyzna w stronę niewiele niższej brunetki.
Kobieta odwróciła się powoli. W tłumie zobaczyła swojego męża i wspólnych przyjaciół.
-Brad - powiedziała niedźwięcznie ze łzami w oczach i szerokim uśmiechem na ustach.
Ruszyła naprzód. Po 3 miesiącach mogła wreszcie przytulić osobę, za którą tak bardzo tęskniła. Miała mu tyle do powiedzenia...
Rozległ się strzał.
Upadła na zimną posadzkę.
Widziała wszystko jak za czarną mgłą.
-Monica! - ponownie usłyszała swoje imię. Tym razem w głosie miejsce radości zajął strach i przerażenie.
Poczuła jego dotyk.
Potrząsał nią.
-Nie zostawiaj mnie! Słyszysz?! Nie zostawiaj mnie! - krzyczał przez łzy.
-Kocham cię - wyszeptała z uśmiechem na ustach.
Położyła jego rękę na swój brzuch.
Po chwili wszystko się uspokoiło.
***
-Brad, przyjedziemy dzisiaj do ciebie - powiedziała ciepłym głosem kobieta.
-Nie trzeba - odpowiedział zachrypnięty.
-Ty... ty piłeś! Będziemy za 15 minut - rozłączyła się.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wcale nie było tak źle, chociaż bywało lepiej... 
Poprawiłem koc, którym był przykryty. On tak bardzo mi ją przypominał... Pachnie perfumami, które dostała ode mnie na rocznicę ślubu. Przeczesałem włosy ręką. Nie były takie jak zawsze, nawet one straciły chęć do życia. Wziąłem do ręki butelkę i wypiłem jej zawartość, po czym rzuciłem ją w kąt. Cholera, moja gitara leży tam połamana... Rozpłakałem się. Czułem się samotny i bardzo zagubiony...
***
-BBB, jesteś tu? - krzyknął mężczyzna kaszląc. W całym domu było ciemno od dymu tytoniowego.
-Charlie, zobacz jak to wygląda... 
Weszli do salonu. Ich ''zespołowa owieczka'' siedziała na kanapie i płakała. Kobieta przytuliła go. Jej towarzysz poszedł do kuchni. Wrócił z niej z wielkim pojemnikiem i w ciszy zaczął sprzątać. 
-Ona... - zaczął basista.
-Monica?- spytała dziewczyna.
-Tak... Lekarz powiedział mi, że była w 4 miesiącu ciąży - wyznał z głową zwieszoną w dół.
Raper wypuścił z ręki przedmiot i usiadł na fotelu. Oparł głowę o rękę.
-Ten skurwiel wszystko ci odebrał... wszystko - mówił z zaciśniętymi pięściami.
-Mike, uspokój się...
-Nie, nie uspokoję się! Powinien ponieść karę za to, co zrobił.
-Jakbyś już zapomniał, to oczekuje w areszcie na proces.
-Z którego może wyjść z zawiasami. Brad, zbieraj się, nie będziesz mieszkał w takim syfie. Przy okazji zahacz o łazienkę i zobacz, jak wyglądasz - krytykował przyjaciela.
Ku jego zdziwieniu wstał i potykając się o własne nogi udał do sypialni.
-Mógłbyś być bardziej delikatny - powiedziała ostro brunetka.
-Zobacz, do czego doprowadziła nasza delikatność - odpowiedział rozkładając ręce.
-Nie kłóćmy się, to nie jest ani miejsce, ani czas na to... 
***
-Delson, nie poznałbym cię - powiedział Phoenix otwierając drzwi.
-Dzięki - wybełkotał mężczyzna w odpowiedzi.
-Linsey, zaprowadzisz go do pokoju gościnnego? Powinien odpocząć - zwrócił się rudobrody mężczyzna do swojej żony.
Gdy ta wykonała jego prośbę zwrócił się do pary :
-On może zostać tutaj ile tylko będzie chciał, ale dlaczego jest w takim stanie? Myślę, że było lepiej...
-Za 5 miesięcy zostałby ojcem - wyszeptał wysoki brunet z okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Co ty gadasz? 4 miesiąc... - odpowiedział wyraźnie przybity gitarzysta.
-Mamy jeszcze jeden problem... - powiedziała dziewczyna.
-Jaki? - zapytali jednocześnie.
-Jutro pierwszy dzień grudnia. Urodziny BBB - odpowiedziała patrząc im w oczy.
-Cholera, jeszcze tego nam było trzeba...
-Chodźcie do domu, pogadamy - zaprosił gospodarz.
-Mam lepszy pomysł. Jako, że jego gitary nie da się już uratować możemy mu ją kupić. Jedźmy teraz, jutro nie będzie czasu.
***
-Dalej nie mogę w to uwierzyć... To stało się tak nagle... 
-Charlie, ja nawet nie wiedziałem, że coś się stało. Ona biegła w naszą stronę i tak nagle upadła...
-Dopilnuje, by ten gnojek trafił na długie lata do więzienia - odgrażał się raper.
-Kochanie, przestań już. Nim niech zajmie się sąd. My musimy dbać o Brada, to dla niego szczególny czas - przywołała do porządku chłopaka.
-Mogę się o coś spytać? Dlaczego przywieźliście go akurat do mnie? Nie mam pretensji, mnie to bardzo pasuje, Lins go uwielbia, ale dlaczego?
-A kim z zawodu jest twoja żona? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Psychologiem.
-No to masz odpowiedź
***
-Tal, chodź tu szybko! 
-Coś się stało? 
-Mike do mnie dzwonił, z Bradem coś się dzieje. Musimy szybko jechać do studia.
***
-Linsey! Dzwoniłaś, co się stało? - krzyczał mąż kobiety.
-Zostawił jakąś dziwną kartkę i wyszedł z domu, nie wiem co się dzieje - mówiła roztrzęsiona. 
-Pokaż ją - powiedział mężczyzna z wieloma tatuażami na ciele.
Gdy ją dostał zaczął czytać na głos.

Dziękuje wam wszystkim z całego serca za to, jak mnie traktowaliście. Byliście ze mną za każdym razem, gdy was potrzebowałem. Dzisiaj odchodzę, by stworzyć w tym drugim świecie prawdziwą rodzinę. Monica pewnie bardzo za mną tęskni.
Brad
P.P.S. Rob, twoje ulubione pałeczki są w studio za kanapą, tam ich pewnie nie szukałeś.
P.P.S. Chester, ty masz zaśpiewać to, co napisałem, rozumiesz? Słowa i melodię już masz, więc do dzieła.
P.P.P.S. Dołączyłem do nich plan na fundację, o której tak bardzo marzyliśmy. Music for Relief...

-To on napisał jakąś piosenkę? - zdziwił się wokalista.
-Przeczytasz nam?
-Ok - odpowiedział odchrząkując.

This is my December
This is my time of the year
This is my December
This is all so clear
This is my December
This is my snow covered home
This is my December
This is me alone

-Brad tam jest! - zapiszczała jedna z kobiet przerywając. Wskazała na tył budynku.
Ruszyli w jego stronę. Dobrze wiedzieli, że za kilka metrów jest przepaść.
Odwrócił się.
***
Odwróciłem się. Zobaczyłem wszystkich swoich przyjaciół. Chester, Talinda, Mike, Charlie, Joe, Rob, Dave, Lin... Biegną w moją stronę. Będę za nimi bardzo tęsknił, ale za bardzo kocham Monicę, by z nimi zostać. Dochodzę do przepaści. Często na nią wyzywałem doprowadzając do furii chłopaków. Teraz będzie mi tak bardzo potrzebna... Odwracam się raz jeszcze. Są coraz bliżej. W ich oczach jest strach, złość i łzy... Moje serce rozdziera się na tysiące maluteńkich kawałeczków. Kochanie, za chwilę się zobaczymy, dobrze? Wytrzymaj jeszcze kilka minut. To nie potrwa długo. Mnie i moich bliskich oddziela bariera. Ta przenośnia, i ta realna. Waham się. Ona na mnie czeka... Odrywam nogi od podłoża. Słyszę krzyki. Spadam. Wiatr targa moimi włosami. Zostało tak nie wiele... Uderzam o podłoże z impetem.
Cześć kotku, tęskniłaś?

/Pierwszy One Shot na moim blogu... Historyczna chwila, prawda? :D
Uprzedzając wasze ''pretensje'' - to nie miało być długie :)
Nie wiem czemu wcześniej nie zdecydowałam się na dodanie tego OS, mimo tego, że napisałam go ponad 6 tygodni temu.
Mam nadzieję, że wam się podoba, jeśli tak to mam ich kilka w zapasie.
Przypominam o XIX rozdziale (KLIK)

wtorek, 25 lutego 2014

ROZDZIAŁ XIX

Mike

-Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz. Chodzi o Delsona?
-Nie. Chodzi o nas... - powiedziała siadając na pobliskiej ławeczce.
-O nas? - zapytałem zdziwiony - przecież nam się zajebiście układa!
-Nie przeczę  - zaśmiała się - ale co będzie z nami dalej?
-Dalej? Na osiemnastkę dostaniesz pierścionek zaręczynowy, potem się pobierzemy, w dalszej przyszłości uczynimy Chestera dziadkiem, może doczekamy się tego, że chłopcy znajdą swoje drugie połówki, zostaniemy wujkiem Mike'm i ciocią Charlie, potem się zestarzejemy i...
-Nie kończ, głupolu - przytuliła się do mnie.
-Jak już tak gadamy, to nie lubię w tobie jednej rzeczy - wyparowałem po kilku minutach tulenia się.
-Cooo? Jakiej? - zaśmiałem się pod nosem z jej miny.
-Tego, że masz głos po ojcu. Znaczy... Dobra, inaczej : moim zdaniem za często krzyczysz, jesteś bardzo delikatną dziewczyną, do ciebie pasują takie piosenki jak ta, którą napisałaś.
-Daj mi się tym nacieszyć póki mam czas, ok? Tak jak sam powiedziałeś : kiedyś założymy rodzinę, wtedy zamienię się w typową, grzeczną matkę i moja kariera jako piosenkarka się skończy - mówiła, podkreślając ostatnie wyrazy.
-Jak to? Przecież ty nie możesz tak po prostu odejść! - powiedziałem zdziwiony.
-Dzieci potrzebują matki. Jakbyśmy mieli jechać w trasę, to z kim byśmy je zostawili? Kto czytałby im bajki na dobranoc, naklejał plaster na ranę, codziennie odprowadzał do Pre Primary? No kto?
-Ale były by dumne, oglądając swoich rodziców w telewizji czy Internecie - szukałem argumentów.
-Tak, a przy pierwszej lepszej okazji usłyszelibyśmy, że byliśmy najgorszymi rodzicami, bo nie byliśmy z nimi, gdy nas potrzebowały.
-Może wrócimy do tego tematu wtedy, gdy będziemy spodziewać się potomka? - zapytałem, ponieważ nie mogłem wymyślić już żadnego sposobu na przekonanie jej
-Ty to zacząłeś - zrobiła cwaną minę.
-Cholera, cały Chester - powiedziałem pod nosem.
-No wiesz, ta pierworodna - kontynuowała.
-Nie no, skromność to na pewno masz po nim. Do Claudie jesteś podobna z urody, ona też była drobna, blada i piękna.
-Mama... Pomożesz mi dzisiaj w poszukiwaniach jakiś starych albumów? Widziałam tylko 3, może 4 jej zdjęcia...
-Wątpię, by Chazzy miał je w domu, dla niego takie pamiątki nie mają większego znaczenia. Rose powinna mieć pełno zdjęć i filmów, możemy do niej jechać.
-Kiedy? - zapytała z iskierkami w oczach.
-Jeżeli chcesz, to nawet teraz!
-Mówisz to na poważnie?
-Tak, ale jak chcemy jechać, to musimy odstawić Bastera do domu. Ona nie znosi psów.
Dziewczyna szybko podniosła się z ławki, wzięła pupila na ręce i popatrzyła na mnie oczekującym wzrokiem. Założyłem okulary przeciwsłoneczne. Po chwili ktoś zadzwonił do małej.
-Cześć... tak, już wracamy... za kilka minut... no ok... pa - zakończyła rozmowę, po czym wybuchła gromkim śmiechem.
-Co się stało? - zapytałem.
-Joe twierdzi, że umiera, mamy szybko wracać, bo chce się z nami pożegnać - wydusiła z siebie.
Przez te kilka minut, w czasie których coraz bardziej zbliżaliśmy się do domu wyobrażaliśmy sobie widok, jaki zastaniemy po powrocie. Każdy nasz niekoniecznie normalny pomysł kończył się salwą śmiechu, co nie za bardzo podobało się przechodniom.

-Gdzie on jest? - zapytałem, gdy dotarliśmy do domu.
-W swojej sypialni - odpowiedział mi zmartwiony Rob.
No tak, Bourdie zawsze się o nas wszystkich martwi, jest do nas bardzo przywiązany.
Kiwnąłem głową w stronę Charlie i udałem się w stronę schodów. Minęliśmy na nich rozbawionego Chazza. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem bladego jak ściana DJ'a
-Cześć, co ty odpierdzielasz?
-Mike... Ja powiem tylko tobie - wyszeptał.
-To ja będę u siebie - powiedziała dziewczyna wychodząc z pokoju.
-Ale błagam, nie śmiej się.

Charlie

Gdy zamknęły się za mną drzwi mojego pokoju poczułam wielki spokój. Nigdy nie czułam się tak bezpiecznie, jak teraz. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale było warto. Podeszłam do szafki, w której trzymałam wszystkie swoje prace. Po kilku minutach znalazłam rysunki, które będą mi dzisiaj potrzebne. Najstarszy z nich narysowałam gdy miałam 5, może 6 lat. Przedstawiał on niską kobietę z siwymi włosami trzymającą za ręce dwie małe ciemnowłose dziewczynki. Kolejny z nich był już ''profesjonalnym'' portretem, nie dziecięcymi bazgrołami. Pamiętam, że na ołówki zbierałam 1.5 roku. Napotkałam prace przedstawiające członków zespołu. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że wokalista mojego ulubionego zespołu jest moim ojcem, odzyskałam siostrę, mam kochanego chłopaka, wspaniałych przyjaciół i poznam jeszcze babcię... Wyjęłam własnoręcznie robioną teczkę. Włożyłam do niej wybrane rysunki i podpisałam ''Dla Rose''. Poczułam lekki ból. To normalne, ponieważ przeszczep nie był wcale tak dawno. Zrobiłam się senna. Położyłam się na łóżku, chociaż nie dane było mi odpoczywać, ponieważ usłyszałam donośny śmiech Spike'a. Po dwóch minutach dołączyli do niego inni domownicy. Powolnym ruchem zwlekłam się z łóżka i zeszłam do salonu. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania : Chester leżąc na podłodze udawał martwego, Mike go reanimował, Phi Phi sprawdzał tętno, Rob i Brad turlali się po podłodze ze śmiechu, a Julie i Jason oderwani od konsoli robili zdjęcia i filmowali całe zajście.
-Co się tutaj dzieje? - zapytałam stanowczo, jednak ich humor po chwili mi się udzielił.
Poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyjęłam komórkę i widząc kto dzwoni powiedziałam :
-Cicho! Joe dzwoni.
-Daj na głośnomówiący - zaproponowała siostra.
-Ok, ale zamknijcie się już.
Siedem zaciekawionych twarzy wpatrywało się we mnie. Odebrałam połączenie kładąc telefon na stoliku do kawy.
-Dobrze się bawicie? - krzyczał Koreańczyk - ja tu umieram, a wy się śmiejecie! Niech tylko mi się polepszy, to pożałujecie! WSZYSCY!
-Na początku musielibyśmy załatwić ci kroplówkę... z ciastkami - powiedział Dave wybuchając śmiechem.
W ślad za nim poszli inni. Dom ponownie wypełnił się atmosferą, której dawniej tak bardzo mi brakowało.

Mike

Godzinę później siedziałem w aucie z trójką nastolatków. Mój ''kochany'' uzależniony od wszelkich sprzętów elektronicznych braciszek wciągał w to powoli swoją, jeszcze nieoficjalną, dziewczynę. W lusterku zobaczyłem, że słuchają muzyki ze słuchawkami w uszach. Starsza z sióstr intensywnie nad czymś myślała.
-Kotek, co jest?
-Ja po prostu w to nie wierze - uśmiechnęła się.
-Charlie, przyzwyczajaj się - zaśmiałem się.
-Kiedy będziemy na miejscu? - zapytała para.
-Za pół godziny - odpowiedziałem.
-Aha - odpowiedzieli wracając z powrotem do swojego zajęcia.
-Odkąd potrafi mówić, podczas podróży przynajmniej 3 razy usłyszę te słowa.
-To jest młodsze rodzeństwo Mikey, najbardziej wkurwiające osoby, jakie mogą chodzić po tej ziemi - odpowiedziała.
-Ano... Chciałem kota, ale mama zniszczyła mi dzieciństwo.
-Czemu tata z nami nie pojechał? Przecież widział, jak nam na tym zależało - wypaliła nagle ze smutną miną.
-On ma do Rose żal o to, że go oszukiwała. Gdyby nie to, całe twoje... wasze życie wyglądałoby inaczej.
-No niby tak, ale my już nigdy nie dowiemy się, jak to było na prawdę... Mama... - zawahała się - mama nie żyje...
-Mam wielką nadzieje, że ona ma dalej te albumy, musicie je zobaczyć. Claudie była tak bardzo utalentowana... Tak, jak ty, wiesz?
-Daleko jeszcze? - usłyszeliśmy głos Jasona.
-Zamknij się - warknąłem.
-Czyli został jeszcze jeden raz?
-Tak, chyba przyspieszę - zaśmiałem się.
-To chyba będzie dobry pomysł, zobacz jakie chmury są za nami.
-O cholera, przyspieszamy - zadecydowałem mocniej wciskając pedał gazu.

-Mike! Tyle lat cię nie widziałam! To Jay? Pamiętam go jako kilkuletniego brzdąca - zaśmiała się.
-Miło mi panią poznać - mój brat wyciągnął dłoń w stronę kobiety.
-Chodźcie do domu, zbiera się na burzę - zaprosiła nas do środka.
-No więc to jest Charlie, a to Julie - przedstawiłem zawstydzone dziewczyny.
-Nasza prawdziwa Lucy - mówiła cicho przeczesując gęste, ciemne włosy młodszej.
-Nie, ja nie jestem Lucy - powiedziała przestraszona dziewczyna oddalając się od staruszki.
-Boisz się mnie? Jak możesz? Własnej babci się bać! - mówiła przybliżając się do niej.
-Rose, przyjechaliśmy obejrzeć rzeczy Claudie. Jej własne córki powinny wiedzieć, jak wyglądała.
-Naturalnie, chodźcie za mną - przybrała łagodną minę prowadząc w stronę strychu.

-Ona była taka... piękna, naturalna - powiedziała najmłodsza z nas.
-Naturalna? Zobacz na to zdjęcie - Rose podała jej ponad dwudziestoletnią fotografię.
-Co to jest? Tatuaż?
-Tak, powstał pół roku po tym, jak związała się z waszym ojcem - mówiła z pogardą.
-Pragnę przypomnieć, że był to zwykły rysunek z henny, zmywał się w ciągu 6 tygodni - powiedziałem ostro.
-Ale pod wpływem tego człowieka miała go przez 7 lat! - powiedziała głośniej - on ją zniszczył! Z małej, delikatnej dziewczynki stała się jakimś potworem!
-Chyba masz zły dzień. Nie wyładuj na mnie swojej złości  - również podniosłem głos.
-To już czas, by opuścić mój dom - wskazała ręką w stronę drzwi.
-A mogłabym zatrzymać ten album? Proszę - Charlie trzymała w rękach gruby przedmiot.
-Dobrze, ale idźcie już.

Zobaczyłem, że w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
-Hej, co się stało? Nie przejmuj się nią, ona przez tą samotność chyba oszalała. Julie, jak ona tak do ciebie mówiła to bałem się, że może ci coś zrobić...
Nie usłyszałem odpowiedzi. Odwróciłem się i zobaczyłem, że przytula się do mojego brata.
-Nie zdążyłam jej tego dać - powiedziała starsza siostra wręczając mi pięknie zdobioną teczkę.
DLA ROSE...

/To już XIX rozdział... Jutro, ewentualnie za dwa dni pojawi się kolejny. Potem może być przerwa, ponieważ po dwutygodniowej chorobie będę miała dużo do nadrabiania...
Dziękuje za miłe komentarze, jak zwykle dają pozytywnego kopa.
Charlie


czwartek, 20 lutego 2014

ROZDZIAŁ XVIII + wyjaśnienia

Julie

Budzą mnie promienie słoneczne. Czuję, że ktoś  mocno trzyma mnie za rękę. Kieruję swój wzrok w dół.
-Jason... Jay... - szepczę potrząsając chłopakiem.
-Jeszcze pięć minut, mamooo - wyjęczał.
-Jason! - powiedziałam ostro. Odpowiedziało mi chrapanie. Usłyszałam cichutkie skrzypienie drzwi. Odwróciłam się w ich stronę. Zobaczyłam w nich promienną twarz Donny.
-Szłam akurat do kuchni przygotowywać śniadanie, gdy usłyszałam głos... Zostaw, tak go nie obudzisz - zaśmiała się.
-W takim razie w jaki sposób pani to robi? - zapytałam.
-Codziennie rano budzę go tak - odchrząknęła - Synku, wstawaj - powiedziała anielskim głosem.
-Pójdę na drugą - mówił przez sen.
-W TEJ CHWILI WSTAWAJ! - wykrzyczała blondynka.
Chłopak poderwał się gwałtownie z podłogi. Rozkojarzony usiadł obok mnie.
-Mamo, mam 17 lat. Budzisz mnie tak odkąd poszedłem do szkoły. Teraz są wakacje. Zlituj się nade mną, kobieto! - z biegiem czasu był w stanie wypowiedzieć krótkie zdania.
-Wakacje wakacjami, a za miesiąc szkoła - odpowiedziała - chodźcie na śniadanie, chyba jesteście głodni? Zrobiłam naleśniki z syropem klonowym.
-Miałam się odchudzać, ale one są takie dobre - zaśmiałam się.
-Ty? Odchudzać? Chyba z kości na ości - mówił zaspany jeszcze Shinoda.

-Pijesz kawę, herbatę, sok? - zapytał Muto, gdy dotarliśmy do jadalni.
-Poproszę herbatę.
-Julie... Powiedz mi dziecko drogie, co wy w sobie macie? - zapytał nalewając mi napój do kubka.
-My? - odpowiedziałam zdziwiona.
-Ty i twoja siostra. Musicie mieć w sobie coś wyjątkowego, skoro obydwie oczarowałyście moich synów - mówił patrząc mi głęboko w oczy.
-Tato, przestań - wycedził chłopak.
-Czy pan mi coś sugeruje?
-Ależ nie, ja tylko pytam. Jedna już zabrała nam syna, drugim chcemy się jeszcze nacieszyć.
-Moja siostra nikogo wam nie zabrała - powiedziałam ostro.
-Dzieci, weźcie jedzenie i idźcie do pokoju - powiedziała Donna.
-Proszę, nie kłóćcie się... - wyszeptał 17 latek łapiąc mnie za rękę.

-Hej, co jest? Nie płacz... - pocieszałam Jasona.
-Odkąd Mike się wyprowadził, to oni... oni non stop się kłócą, rozumiesz? Non stop... Gdy mu o tym mówię, zlewa mnie. Dla niego liczy się tylko jego cholerny zespół! - uderzył pięścią w ścianę. Musiał robić to często, ponieważ w tym miejscu było małe wgniecenie.
-Nie mów tak. Oni są teraz na szczycie kariery, muszą o to dbać. Musisz mi przyznać, że tworzą zajebistą muzykę i ludzie ich za to uwielbiają! - próbowałam załagodzić sytuację.
-Julie, może zjemy śniadanie na mieście? Potem pojedziemy do was, ok? - szybko zmienił temat.
-No dobrze, ale spakuj kilka swoich rzeczy. Mały urlop od rodziców ci pomoże. Dzisiaj możemy jechać na basen, jutro do kina... - rozmarzyłam się.
-Mała, nie szalej - zaśmiał się - wezmę kilka gier na xboxa, questy same się nie przejdą - mówił z iskierkami w oczach.
-Przerwa od konsoli też ci dobrze zrobi - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Tak sądzisz?
-Tak. Zbieraj się, poczekam przy samochodzie.
-Jedziemy motorem - odpowiedział.
-Co? - zapytałam wmawiając sobie, że się przesłyszałam.
-Jedziemy motorem - powtórzył o wiele głośniej.
-O nie, ja na to badziewie nawet nie wsiądę! Nie licz na to - zaśmiałam się wychodząc z pokoju, zanim Jason zdążył zaprotestować.

Jason

-Gdybyś tylko wiedziała, co do ciebie czuje... - wyszeptałem zamykając zamek błyskawiczny w torbie - nie zostawię cię tu, wiesz? - mówiłem do zdjęcia oprawionego w piękną, niebieską ramkę.
Przedstawiało ono młodą dziewczynę przytuloną do niewiele starszego chłopaka. W ich oczach było coś więcej, niż radość... Pamiątka szybko znalazła swoje miejsce w bocznej kieszonce.

-Mogę cię o coś zapytać? - powiedziała dziewczyna po półgodzinnej ciszy.
-Pytaj o co chcesz - odpowiedziałem.
-Dlaczego twoja mama zareagowała tak nerwowo?
-Jak by ci to powiedzieć... to dla niej bardzo drażliwy temat. Dosyć długo nie mogła pozbierać się po wyprowadzce Mike'a... wcześTatniej bardzo często wyjeżdżał w trasy, studio było jego drugim domem. Teraz powoli dochodzi do niej, że za rok będę miał osiemnastkę, pewnie za niedługo się wyprowadzę... a tata wspominał coś o zmianie domu, bo ten będzie za duży jak na ich dwójkę, ale ja im na to nie pozwolę, tam jest całe moje dzieciństwo. Jeszcze te częste kłótnie... boję się...
-Czego się boisz? - mówiła spokojnie tonem pełnym zrozumienia.
-Boję się... Boję się tego, że oni się rozwiodą - wydusiłem z siebie.
-Ej, nawet tak nie myśl! Będzie dobrze, zobaczysz - mówiła radośnie.
Gdy patrzyłem na nią widziałem jeszcze dziecko. Jej beztroskie podejście do życia... Zazwyczaj potrafiła zapanować nad sytuacją, jednak gdy jej się to nie udawało, widać było jej wielką, jak na czternastolatkę, dojrzałość.
-Jakie masz marzenia? - zapytała nagle.
-Marzenia... - zamyśliłem się - do szczęścia potrzebna mi jest tylko rodzina. Patrząc na mojego brata : jest sławny, tysiące dziewczyn szaleje na jego widok, ma talent, ale przez tyle lat był sam... Gdyby nie Charlie, przychodziłby do swojego domu i kładłby się spać w wielkim łóżku bez nikogo u boku. A drugim marzeniem jest pomoc innym. Tyle osób tego potrzebuje.
W odpowiedzi pokiwała głową. Zaczęła nad czymś intensywnie myśleć.
-A jacy oni są? - zadała kolejne pytanie.
-Chłopcy? Joe jak to Joe, lubi jeść, Mike kozaczy, Chester jest panem domu, Dave jest rudy, co nie oznacza, że fałszywy, Rob tylko udaje, że ich lubi, a Brad oddałby własną nerkę za kolejną parę skarpetek.
Moja odpowiedź wywołała u dziewczyny gromki śmiech.
-Idziemy na śniadanie do pizzerii, wpraszamy się do chłopców i Charlie czy głodujemy?
-Wpraszamy się, nie będziemy kasy wydawać - odpowiedziała z cwanym uśmiechem na twarzy.
-W takim razie za 3 minuty będziemy na miejscu - odpowiedziałem skręcając w boczną uliczkę.

Charlie

-Brad, nie denerwuj mnie. Odkąd wyszłam ze szpitala, non stop mnie unikasz. Co się dzieje?
-Nie wymyślaj, ja nikogo nie unikam - odpowiedział oschle.
-To dlaczego wtedy płakałeś? Zraniłam cię czymś? - zapytałam zrezygnowana.
-Może ja też mam uczucia? - powiedział cicho idąc w stronę domu.
-Hej, zachowuj się jak facet! Nie uciekaj, porozmawiaj ze mną w cztery oczy! - podniosłam ton.
Stanął w miejscu. Powoli odwrócił się, odgarnął loki z twarzy i powiedział coś, co zapamiętam do końca życia.
-Może po prostu cię kocham? Nie patrz tak na mnie. Nie spodziewałaś się, prawda? Kto by pomyślał... Taki Delson potrafi kochać!
-Zastanów się nad tym, co właśnie powiedziałeś! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
Do szału doprowadzało mnie jego spojrzenie.
-Żydzi też mają prawo do normalnego życia, wiesz?
-Nigdy nie patrzyłam na ciebie pod kątem wiary. Nigdy - podkreśliłam.
Mierzyliśmy siebie nawzajem wzrokiem pełnym pogardy i... nienawiści? Do moich oczu napłynęły łzy. Starałam się to ukryć, lecz nie udało mi się to.
-Błagam cię, tylko nie płacz - usłyszałam jego głos.
-Nie uważasz, że to dla mnie trochę za dużo? Kiedyś mieszkałam w Domu Dziecka i marzyłam, że kiedyś pojadę na wasz koncert, zdobędę wasze autografy. Cały mój pokój był w plakatach i rysunkach. Na dzień dzisiejszy jestem córką wokalisty, mam jego nerkę, Mike Shinoda jest moim chłopakiem, a teraz kłócę się z najlepszym gitarzystą na całym świecie. Co mnie jeszcze czeka? - po wyrzuceniu z siebie tego wszystkiego rzuciłam się w bieg.
Jak zwykle w takich sytuacjach znalazłam się przed studiem.
-Cześć, macie jakieś próby? - zapytał zdziwiony ochroniarz, gdy znalazłam się w holu.
-Nie tym razem - odpowiedziałam biegnąc po schodach do pomieszczenia.
Gdy tylko się tam znalazłam, podbiegłam do szuflady z notatnikami. Chwyciłam jeden z nich i zaczęłam pisać to, co przyszło mi na myśl.



Let me apologize to begin with
Let me apologize for what I’m about to say
But trying to be genuine was harder than it seemed
And somehow I got caught up in between


Let me apologize to begin with

Let me apologize for what I’m about to say

But trying to be someone else was harder than it seemed
And somehow I got caught up in between



Between my pride and my promise

Between my lies and how the truth gets in the way

The things I want to say to you get lost before they come
The only thing that’s worse than one is none



Let me apologize to begin with

Let me apologize for what I’m about to say

But trying to regain your trust was harder than it seemed
And somehow I got caught up in between



Between my pride and my promise

Between my lies and how the truth gets in the way

The things I want to say to you get lost before they come
The only thing that’s worse than one is none
The only thing that’s worse than one is none



And I cannot explain to you

In anything I say or do or plan

Fear is not afraid of you
But guilt’s a language you can understand
I cannot explain to you in anything I say or do
But hope the actions speak the words they can



For my pride and my promise

For my lies and how the truth gets in the way

The things I want to say to you get lost before they come
The only thing that’s worse than one is




Pride and my promise

Between my lies and how the truth gets in the way

The things I want to say to you get lost before they come
The only thing that’s worse than one is none
The only thing that’s worse than one is none
The only thing that’s worse than one is none



Wyrwałam kartkę, na której pisałam i z prędkością światła wybiegłam ze studia. Przy wyjściu rzuciłam ''Cześć wszystkim'' i skierowałam się w stronę domu. Po 15 minutach ciągłego biegu zobaczyłam dom. Szybko otworzyłam drzwi i udałam się do salonu. Wszyscy byli zdziwieni ''wejściem smoka''.  Położyłam na stole swoje wypociny.
-Spike, ty to zaśpiewasz.
-Ja? Dobrze wiesz, że lepiej wychodzi mi rapowanie. Niech Chazz to zrobi.
-Nie, ty to zrobisz. To ma być spokojna piosenka, twój głos będzie idealny.
-Spróbuje, ale nie obiecuję, że się uda - powiedział powoli.
-Uda ci się skarbie, wierze w ciebie! 
Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na kanapie, oprócz chłopaka i ojca siedzieli Jason i Julie. Przeglądali coś w komórce dziewczyny. Po lewej stronie na fotelach miejsce zajmowali Joe i Dave, po prawej Brad i Rob. Tekst krążył po pomieszczeniu od osoby do osoby.

Godzinę później spacerowałam po mieście razem z Mike'm i Basterem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Uwielbiałam to.
-Możesz mi wyjaśnić, co zaszło między tobą a BBB? 
-Nic takiego, zwykła sprzeczka. Pogadam z nim jeszcze raz, wszystko sobie wyjaśnimy, będzie dobrze.
-Wydaję mi się, że to coś poważniejszego, no ale skoro tak mówisz, to ci wierzę - powiedział przytulając mnie.
-Kotku, musimy pogadać...

/Dawno mnie tu nie było, prawda?
Miałam pełno nauki, szkoła jest bardzo wymagająca. Zapewne nie byłoby rozdziału jeszcze kilka dni, ale trochę się rozchorowałam, jadę na antybiotykach. Przepraszam, jeżeli są jakieś błędy, ale nie czuję się najlepiej.

Zarzucicie mi pewnie, że strasznie mieszam, w jednym rozdziale dwa wątki miłości. Muszę zacząć rozwiązywać wszystkie sprawy, ponieważ opowiadanie dochodzi do końca... Nie oznacza to jednak, że już w następnym rozdziale zobaczycie napis ''The end''. Przewiduje maksymalnie 10 rozdziałów.

Mam też pomysł na kolejne dwa opowiadania. Pierwsze z nich będzie przeszłością tego, co dzieje się teraz. Przyjrzymy się bliżej miłości Chestera i Claudii, zostanie rozwinięty wątek Lucy... Drugie będzie o tym, co działo się po zakończeniu tej fabuły. Późniejsze życie Mike'a i Charlie, związki innych bohaterów.
Mam nadzieję, że tak długą przerwą nie zniechęciłam do siebie czytelników.

Charlie.

środa, 5 lutego 2014

ROZDZIAŁ XVII

Mike

Obudziłem się, ale jej przy mnie nie było. Zdziwiło mnie to, ponieważ to ja zazwyczaj wstawałem wcześniej.
Założyłem pierwszą lepszą koszulkę i wyszedłem z sypialni. Już na schodach usłyszałem odgłosy kłótni, jednak byłem zbyt zaspany, by wyłapać, między kim się ona toczy. Po chwili słyszałem już bardzo dobrze.
-To nie było miłe - powiedziała ostro Charlie.
-Wiecie co? Mam to gdzieś! - wykrzyczała Julie. Po domu rozszedł się donośny trzask.
-Jak mnie ta gówniara wkurza! Wszyscy wokół niej skaczą, by było jej jak najlepiej, by szybko się wśród nas zaaklimatyzowała, a ona nie potrafi się odwdzięczyć!
-Spokojnie, ona przechodzi teraz trudny wiek, musisz ją zrozumieć... - zabrał głos Chester.
-Tato, nie można wszystkiego zganiać na dojrzewanie - odpowiedziała.
-Po prostu ją zrozum - powiedział cicho i wyszedł z pomieszczenia.
-Ja pierdziele- powiedziała kopiąc nogą w stojak na keyboarda - cholera - wysyczała krzywiąc się z bólu.
Podszedłem do niej cicho i mocno przytuliłem od tyłu. Odwróciła się na pięcie i pocałowała mnie.
-Kocham cię, Mike - wyszeptała.
-Możecie lizać się gdzie indziej? - usłyszeliśmy głos Phoenixa. Podszedł do szafki, wyjął z niej wodę i wyszedł.
-Zazdrośnik - zaśmiałem się.
-Pójdziesz ze mną jej poszukać? - zapytała smutno.
-Ok, pójdę tylko założyć na siebie coś normalnego - odpowiedziałem
-Idę z tobą, w piżamie daleko nie zajdę - uśmiechnęła się blado łapiąc mnie za dłoń.

Po 15 minutach byliśmy gotowi do wyjścia.
-Wychodzimy! - krzyknąłem w stronę domu zamykając drzwi.
-Jak dobrze, że mieszkamy tak blisko parku, jest cholernie ciepło - powiedziała dziewczyna zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-Wzięłaś też moje? - zapytałem wskazując na jej torebkę. Pokiwała głową - to mogłabyś mi je dać?
-Nie tym razem - puściła mi oczko i rzuciła się do biegu.
-Charlie, błagam cię - powiedziałem biegnąc za nią.
-Try to catch up! - odkrzyknęła skręcając w pierwszą z brzegu alejkę.
Zatrzymałem się, ponieważ usłyszałem głośny szloch. Zobaczyłem siedzącą na murku dziewczynę. Wyglądała bardzo... mrocznie. Jej blada cera i czerwone włosy wyróżniały się na tle czarnych ubrań.
-Hej, stało się coś? Może mógłbym jakoś pomóc? - zapytałem kucając.
-M-mike? - załkała podnosząc głowę.
-Julie? Nie poznałem cię - powiedziałem zszokowany.
-Ona jest na mnie wściekła, prawda?
-Musicie ze sobą po prostu porozmawiać - powiedziałem podając jej chusteczkę.
-Dlaczego ja jestem taką wredną suką, która tylko wszystkich rani?
-Nie mów tak, słyszysz? Nie mów tak! - dołączyła do nas Margaret.
Przytuliła mocno dziewczynę, której oczy na nowo zalały się łzami.
-Zostawię was same... Idźcie do domu, może załapiecie się na późniejsze śniadanie - uśmiechnąłem się wracając na ścieżkę. Z zamyślenia wyrwał mnie widok, który wywołał u mnie salwę śmiechu.

Charlie

-Powiedz mi, z czego ty się śmiejesz? NO Z CZEGO?! - mówiłam wkurzona.
Mój chłopak już 15 minut się ze mnie natrząsał.
-Mike, uspokój się! - krzyknęłam.
Spojrzał na mnie, otarł łzy z policzka i zapytał :
-Co ci się stało? Czemu jesteś taka mokra?
-Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej - wysyczałam.
Podbiegł do nas na oko 10 letni chłopiec.
-To ciebie wrzuciliśmy do stawu? Przepraszamy, myśleliśmy, że to moja starsza siostra  - mówił szybko opanowując śmiech.
Spowodowało to, że Spike dosłownie turlał się po ziemi.
-Zejdź mi z oczu - powiedziałam.
-Nie bądź na nas zła - odpowiedział chłopiec i pobiegł w stronę rówieśników.
-Shinoda, zamknij się - warknęłam kierując się w stronę bramy.
Gdy dotarłam w końcu do domu szybko pobiegłam po schodach w stronę sypialni.
Po kilku minutach usłyszałam szepty, a następnie gromki śmiech dochodzący z salonu. Przebrałam się w zielone spodenki i białą bluzkę na ramiączkach. Po wysuszeniu włosów zeszłam na dół.
-Nawet się nie odzywajcie - powiedziałam widząc ich miny - młodej jeszcze nie ma?
-Napisała mi, że idzie do jakieś koleżanki czy coś - odpowiedział Chester.
-Słyszycie to? - zapytałam.
Ze schowka pod schodami do moich uszu dochodził cichutki pisk.
Zobaczyłam szeroki uśmiech mojego chłopaka.
-Mike, co ty znowu kombinujesz?
Podszedł do schowka, otworzył drzwi i powiedział :
-Kochanie, powitaj w naszym domu kolejnego lokatora : Bastera.
Z pomieszczenia wybiegła mała, ciemna, włochata kuleczka. Pokonała 2 metry, po czym się wywróciła.
-On... on jest mój? - zapytałam powoli.
-Tak,  taki mały prezent od naszej szóstki - powiedział Brad.
-Dziękuje - powiedziałam z łzami w oczach. Przytuliłam każdego z nich.
-Może pojedziemy do moich rodziców? Dawno u nich nie byliśmy, chcieli też się z nim pobawić... - zaproponował Mike.
-Jedźcie, ale macie wrócić najpóźniej o 22, musimy obgadać parę spraw - odpowiedział za mnie Chazz.
-Tak jest! - zaśmiałam się salutując.

Mike

-Kolejni goście! - powiedziała z radością mama całując mnie w policzek.
-Jak to kolejni? Ciocia przyjechała? - zapytałem ucieszony.
-Nie, nie ciocia - zgasiła mój entuzjazm - Jay nic ci nie powiedział? Przyjechał z Julie, grają na konsoli.
Spojrzałem na swoją towarzyszkę. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Fajnie, że przyjechaliście z Basterem, ponieważ będzie miał się z kim pobawić- powiedział ojciec, gdy byliśmy już w salonie.
-Tato, wzięliście jednak tego psa? Tłumaczyłem wam już to... Kto się będzie nim opiekował? Co prawda Jason jest odpowiedzialny, ale czy codzienne spacery po prostu mu się nie znudzą?
-Michael, nie będę z tobą dyskutował. Temat zakończony.
W kącie zauważyłem Larry'ego, jak się później okazało. Rodzice wyjaśnili, że wzięli go ze schroniska, jego wiek został określony na 2,5 miesiąca. Charlie podeszła do jego kojca i położyła obok Bastera. Pierwszy z nich od razu rzucił się na drugiego, jednak w przyjacielskich intencjach.
-Kochanie, spójrz jak się fajnie bawią... Jak dorosną będę identyczni! - mówiła z radością w głosie dziewczyna.
-Będziecie mogli go nam podrzuć podczas wyjazdów, nie będzie się nudził - powiedział tata.

-My już będziemy się zbierali, weźmiemy przy okazji Julie - powiedziała kilka godzin później dziewczyna.
-Dobrze, pójdę po nich - odpowiedziała mama udając się w stronę pokoju mojego młodszego brata -musicie coś koniecznie zobaczyć! - wyszeptała podekscytowana wracając do salonu.
Wymieniliśmy z małą zdziwione spojrzenia. Udaliśmy się za mamą. Prowadziła nas tam, gdzie wcześniej była.
Otworzyła powoli drzwi i odeszła od nich. To co zobaczyłem, wywołało u mnie bardzo pozytywne emocje. Na łóżku spała przykryta męską bluzą czerwonowłosa dziewczyna. Trzymała za rękę bruneta, który leżał na kilku kocach na podłodze. Jak nie trudno się domyślić, była to siostra Charlie i mój brat.
-Czy ja o czymś nie wiem? - zapytałem zdezorientowany.
-Albo to jest czysty przypadek, albo mamy nową parę - odpowiedziała mi dziewczyna.
-Niech zostanie tutaj na noc, jutro po nią przyjedziemy, albo Jason ją podwiezie... zobaczymy - powiedziałem udając się w stronę wyjścia.

/Przepraszam za tyle dni bez rozdziału, ale skończyły mi się ferie, a zaczęła szkoła...
Rozdziały będę teraz pojawiać się o wiele rzadziej, ponieważ teraz oceny idą na świadectwo...
Myślę, że mnie zrozumiecie i wykażecie się cierpliwością.
Dziękuje Wam za tak miłe komentarze, są cholernie motywujące.
Do kolejnego,
Charlie.

+Za nowy wygląd serdecznie dziękuje Madzi <3