Gdy wybiegłam z domu nie wiedziałam gdzie się udać. Postanowiłam skręcić w prawo i iść do pobliskiego parku. Usiadłam na murku w miejscu, gdzie nikt nie spaceruje. Wspomnienia wróciły.
Gdy byłem w twoim wieku często tutaj przychodziłem, czasem myślałem nad sensem życia, innym razem rysowałem. Tutaj po raz pierwszy zapaliłem papierosa, napiłem się piwa, wciągnąłem, całowałem się... Mam z tym miejscem wiele wspomnień, mimo wielu negatywnych i tak będę tutaj wracał.Mike... Ten mężczyzna jest dla mnie wielkim autorytetem. Potrafi mnie wysłuchać, dać dobrą radę... Poprosiłam jakiegoś mężczyznę o papierosa. Udałam się w stronę studia. Po półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Z szuflady wyjęłam pierwszą lepszą piosenkę. Pismo Chestera, ze wstawkami pisma Mike'a. Zaczęłam śpiewać pod melodię, która grała mi w sercu. Drzwi otworzyły się z impetem. Próbowałam uciec drzwiami od garderoby, ale były zamknięte. Chwile się z nimi siłowałam, ale mój wysiłek poszedł na marne. Usiadłam na kanapie i po prostu się wygadałam.
Chester
Moja mała kruszynka była krzywdzona. To, co nam opowiedziała przypomniało mi dziecięce lata. Odkąd pamięta była molestowana, bita i zastraszana przez swojego wychowawce. Jedna z dziewczyn pękła i opowiedziała o wszystkim, zwolniono go dyscyplinarnie. Mam do siebie wielki żal, że nie zauważyłem jak się trzęsie gdy ją dotykam... Nie widziałem jej rąk, zawsze miała jakiś sweter czy bluzę... Płakaliśmy w trójkę. Miałem wrażenie, że zaraz rozpadnie się jak porcelanowy kubek...
-Charlie, wszystko w porządku?
-Chazz, jest mi niedobrze...
-Co jest?
Wstała i chwiejnym krokiem udała się w stronę łazienki. Odkręciła wodę. Usłyszeliśmy huk. Wymieniliśmy z Mike'm spojrzenia i pobiegliśmy tam. Mała leżała w niemałej kałuży krwi. Miała rozcięty łuk brwiowy, pewnie w wyniku uderzenia głową o umywalkę. Delikatnie podniosłem ją z podłogi.
-Mike, prowadzisz, zakręć kran - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia.
Po 20 minutach wbiegłem do szpitala z nadal nieprzytomną Charlie na rękach. Lekarz wskazał mi łóżko i wyprosił z sali. Czekając na jakąkolwiek wiadomość zobaczyłem wchodzących do rejestracji chłopaków. Po godzinie zobaczyliśmy, jak lekarze wybiegają z sali razem z łóżkiem dziewczyny. Ruszyliśmy za nimi.
-Hej, co się dzieje?
-Proszę zostać, wrócimy do panów - próbowała uspokoić nas pielęgniarka.
-Ale gdzie wy ja zabieracie?
-Na OIOM, proszę tutaj zostać.
Oddział Intensywnej Opieki Medycznej...
Brad
Gdy usłyszeliśmy, gdzie wiozą małą zbledliśmy. Chester osunął się po ścianie, Mike usiadł na krześle i po prostu rozpłakał się jak małe dziecko. Mr. Hahn i Phoenix pojechali do domu po rzeczy Charlie, ja natomiast udałem się do lekarza, by dowiedzieć się trochę więcej. Nikt nie chciał ze mną jednak rozmawiać. To będzie długa noc...
Mike
Gdybym dał jej wtedy spokój... nie wybiegłaby z domu, nie rozbiłaby sobie głowy, nie byłaby w szpitalu... Niedawno to ja byłem w tym miejscu i to Charlie się o mnie zamartwiała, teraz jest na odwrót. Zobaczyłem jakiegoś człowieka w białym kitlu.
-Przepraszam, Charlie Wright, OIOM, wie pan co się dzieje?
-Tak, bardzo mi przykro, ale...
-Nie, nie, nie!!! To nie dzieje się na prawdę! - krzyczałem przez łzy. Straciłem ją. Chester podszedł do lekarza, chwycił go za fartuch i podniósł do góry.
-Spokojnie, proszę postawić mnie z powrotem na ziemi! Proszę pana, czy mam wezwać ochronę?
-Nie, nie trzeba, panie doktorze - spróbował załagodzić sytuację Rob.
-Chciałem panom tylko powiedzieć, że przewozimy panią Wright do szpitala w Kalifornii, ponieważ nie mamy sprzętu potrzebnego do jej leczenia.
-Czyli... czyli ona żyje? - trochę się uspokoiłem.
-Tak, jednak jej stan jest bardzo ciężki. Więcej informacji nie mogę udzielić, nie jestem jej lekarzem prowadzącym.
-W takim razie kiedy się dowiemy, co z nią jest?
-Informacji udzieli panom ktoś z tamtego szpitala. Proszę mi wybaczyć, ale muszę się zająć pacjentami.
Zawiadomiliśmy chłopaków i ruszyliśmy w stronę auta. Lecąc samolotem każdy z nas siedział cicho. Chester bardzo płakał. Jego głębokie, brązowe oczy nie miały w sobie iskierek radości tylko wielką pustkę. Tylko ja wiedziałem, dlaczego znosił to trzy razy gorzej od nas.
Chester
Gdybyśmy jej nie pozwolili iść do tej łazienki... Mike się do mnie dosiadł, ale nie miałem ochoty rozmawiać. Łzy bez przerwy opuszczały moje oczy, nie potrafiłem nad tym zapanować. Żeby mnie zrozumieć, trzeba cofnąć się w czasie o 11 lat.
Jedenaście lat wcześniej
-Lucy, zobacz kto przyszedł!
-Tatuś! - rozbawiona dwu i pół letnia dziewczynka biegła w stronę mężczyzny.
-Chester, weź ją może na plac zabaw, jest za ciepło by marnować czas w domu - z kuchni wyszła kobieta, miała ok. 23 lat. Była dosyć niską, szczupłą kobietą z pięknymi, zielonymi oczami i kasztanowymi włosami.
-Ok Claudie, mogę zabrać ją na lody?
-Mamusiu, zgódź się! - wtórowała mu urocza Lucy.
-No dobrze, ale nie za dużo, dopiero co byłaś chora! - Claudia pocałowała w czoło córeczkę.
-To my już lecimy - pocałował kobietę namiętnie i zamknął drzwi.
-Tatusiu, a ja dzisiaj namalowałam kotka, mamusi bardzo się spodobał.
-To świetnie, moja mała artystko - zaśmiał się bawiąc się z dziewczynką w ''samolocik''
-Tatusiu, tam idzie wujek Mike!
-Zawołamy go?
-Tak, zawołajmy go! - ucieszyła się.
-To na ''trzy, cztery'', ok?
-Dobrze!
-Trzy, cztery! MIKE!
Mike podszedł do nich. Podniósł Lucy wysoko witając się słowami ''Cześć moja mała księżniczko'', z Chesterem uścisnęli sobie dłonie.
-Może pójdziemy na lody? - zaproponował
-Właśnie tam idziemy.
Podczas drogi ''księżniczce'' buzia się nie zamykała. Po wizycie w lodziarni cała trójka udała się w stronę parku. Wszystko wyglądało jak się należy, aż do momentu gdy Lucy bawiąc się na drabinkach spadła.
-Lucy, Lucy obudź się! Mike dzwoń po pogotowie. Lucy! - przerażony mężczyzna próbował ocucić córkę.
Podbiegł do niego jakiś mężczyzna i zaczął reanimację. Okazało się, że jest lekarzem.
Po 10 minutach przyjechało pogotowie.
-Bardzo nam przykro, ale...
-Nie, nie, nie, to nie dzieje się naprawdę - panikował Chester.
Mike zadzwonił do Claudii, by poinformować ją o tragedii.
-Chester, obudź się, wylądowaliśmy - usłyszałem głos Mike'a.
-Śniła mi się...
-Kto? Kto ci się śnił?
-Lucy... - znowu się rozpłakałem - ja nie chcę powtórki z tych wydarzeń, ja tego nie przeżyje Spike, rozumiesz?
-Chester, przestań tak mówić! Nie będzie żadnej powtórki!
-Ja już nie mam do tego wszystkiego siły...
Mike spojrzał się na mnie współczująco. Wiedziałem, że tamte wydarzenia go zdołowały. Ale teraz liczy się teraźniejszość - Charlie.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do szpitala. Czekaliśmy godzinę, aż wyszedł do nas lekarz i zaprosił mnie na bok. Odpowiedziałem, że ma mówić przy wszystkich, bo nie mamy przed sobą tajemnic.
-No więc pańska córka jest już w trochę lepszym stanie, jednak dalej jest nieprzytomna. Gdyby nie to, że byliście panowie z nią, po 3, może 4 minutach by zmarła.
-Ale przecież to tylko łuk brwiowy... -zaczął Brad.
-Nie, proszę pana. Wykonujemy teraz badania, ale najprawdopodobniej Charlie miała tętniaka i on pękając wywołał tak duży krwotok. Tak jak mówiłem, jeszcze 3, 4 minuty i...
-Wiadomo, kiedy się wybudzi? - przerwałem mu.
-Myślę, że za kilka dni, to zależy od jej stanu.
4 dni później
-Przewozimy pana córkę na inny oddział, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?
-Za 10 minut.
-A czy jest już przytomna?
-Tak, jest już wszystko ok.
-Ile jeszcze będzie tutaj leżeć?
-Około tygodnia.
-Za 2 tygodnie pierwszy koncert... Nie możemy go odwołać... Będziemy musieli ciężko pracować by to nadrobić - kalkulował Joe.
-Damy radę, damy radę, damy radę... - w kółko powtarzał Rob. Oznaczało to, że nie jest pewny tego, co mówi.
-Możecie panowie ją odwiedzić, ale proszę zachować spokój - ruchem dłoni pielęgniarka zaprosiła nas do środka.
Pierwsze, co nas zaskoczyło gdy weszliśmy do sali to to, że Charlie siedziała na łóżku. Była podpięta do wielu urządzeń, ale całkiem nieźle wyglądała.
-Jeju, chłopaki, jeszcze nigdy się tak nie wyspałam! - dziewczyna miała wyjątkowo dobry humor.
Rzuciliśmy się na nią, co przyjęła cichym jękiem. Mike całował ją jak oszalały - po nosie, policzkach, czole, w usta...
-Mike, zostaw mnie, przecież żyję, głuptasie no - mała śmiała się wniebogłosy.
-A który tak w ogóle jest?
-Dzisiaj jest 28 czerwiec.
-O kurczę, dobrze, że się wybudziłam, Brad - podasz mi telefon? - zaskoczyła go swoją prośbą. - muszę zadzwonić. Do Weroniki, tej z Domu Dziecka. Urodziny ma. - mówiła szybko i nieskładnie.
Tydzień później
Ze szpitala wyszliśmy w dobrych humorach. Charlie wkręcała Brada w historyjki ze ''światełkiem na końcu tunelu''. Lekarz zdradził nam sekret jej dobrego humoru - podawali jej tzn. ''głupie jasie'', które działały na nią bardzo ogłupiająco. Przez cały lot spała lub grała na gitarze. Jak na tak długą przerwę to gra bardzo dobrze, zna 4 nasze piosenki na pamięć.
Bardzo przypomina mi Lucy... Miałaby teraz prawie 14 lat... Zastanawiam się, jakiej długości miałaby włosy, jakie miałaby talenty, zainteresowania... i czy byłbym teraz z Claudie - rozstaliśmy się trzy miesiące po śmierci córki, każde z nas przeżywało to wydarzenie inaczej - ja coraz więcej pracowałem, ona coraz więcej piła. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
-Chester, co się stało?
Druga.
Przytuliła mnie.
Trzecia.
Położyłem głowę na jej ramieniu.
Zacząłem płakać jak małe dziecko.
-Mike... - szeptała.
-Stary, co się stało? - usłyszałem głos przyjaciela.
-To ze szczęścia - szybko skłamałem.
-Oh, panie Bennington. Jest pan taki wrażliwy - uśmiechnęła się Charlie, otarła ręką łzy i wróciła do brzdękania na gitarze.
Zganiłem siebie w myślach i podśpiewywałem do akompaniamentu małej. Gdy patrzyłem na to, jak całuje się z Mike'm miałem uczucie, że z nim nic jej nie grozi, bardzo ją kochał. Po chwili usnąłem i obudziłem się tuż przed lądowaniem.
Charlie
Wróciliśmy do domu, w którym zwołałam spotkanie zespołu.
-Chciałabym wam powiedzieć, że dużo o tym myślałam, kilka razy biłam się ze swoimi myślami ale podjęłam decyzję - jadę z wami w tą trasę koncertową. Nie wiem jak sobie poradzimy w siódemkę w jednym busie, ale z wami jadę i koniec.
-Ale my wyruszamy za tydzień, dopiero co wyszłaś ze szpitala, nie, nie mogę się zgodzić.
-Phoenix, błagam, zgódź się - patrzałam na nimi wielkimi, maślanymi oczkami.
-No ok, ale przed wyjazdem spytamy się lekarza, zrozumiano?
-Zrozumiano! - przytuliłam się do niego.
-Może poćwiczymy? - zaproponowałam.
-Ok, idziemy - zarządził Joe.
Podczas próby zdarzyło się coś, co może przekreślić wszystkie nasze plany dotyczące naszej pierwszej, wspólnej międzynarodowej trasy koncertowej.
/Nareszcie wolne od szkoły, co równa się z częstszymi i dłuższymi rozdziałami!
Piszcie swoje opinie, chcę wiedzieć czy dalej pisać, czy dać sobie spokój.
Pozdrawiam, Charlie
Hmm..
OdpowiedzUsuńWięcej opisów, uczuć. Wszystko jest cudownie napisane.
Historia Chestera - tego się nie spodziewałam.
Mike jaki szcześliwy awww.
Tak, nareszcie wolne. U mnie też zacznie pojawiac się więcej rozdziałów itd.
No to ja czekam na następny i weny!
Dziękuje ci bardzo, nie wiesz nawet jak bardzo mnie cieszą tak miłe słowa <3
UsuńJa również czekam na kolejny rozdział na jednym z dwóch twoich blogów, weny życzę i wspaniale spędzonej przerwy zimowej :)
No cóż, jestem głupia i zamiast napisać pod 5 wpisem, napisałam pod 4.
OdpowiedzUsuńTo tak, rozdział ideolo, więcej opisów, Mike i Charlie awww *.*
Teraz czytanie Twojego bloga będzie tradycją ;D
Ciekawi mnie co się stało z Charlie, dlaczego to ma przekreślić wspólną trasę ? Błagam, żeby tylko nie zemdlała, albo żeby nie kłóciła się z Mike'iem...
Dobra ja się nie rozpisuję.
Wpadnij do mnie jak chcesz. Będzie mi miło ;) http://so-numb.blog.pl/
Weny kochana ;D
PS: O nowym rozdziale poinformuj mnie na moim blogu. Z góry dziękuję ;D
Dziękuje za tam miłe słowa, lecę na twojego bloga :)
Usuń