Mike
-Dzięki Mel za tak świetne przygotowanie koncertu, liczę na więcej takich - zaczął Chazz.
-Zaufaj mi - odpowiedziała kobieta
-My zmykamy, bo solistka nam usnęła - dokończył wskazując na małą.
-Kim ona właściwie jest? Ma niezły talent, musieliście się naszukać.
-Jest moją córką, nie pytaj jak. Jakbyś widziała jak pięknie rysuje - uśmiechnął się.
-Córką? Weź ją do sypialni, niech się wyśpi, ciężki dzień za nią.
-Jeszcze raz dziękujemy - odezwał się tym razem Brad.
Podszedłem do Charlie i delikatnie ją podniosłem. Całym zespołem udaliśmy się do pokojów. Rozmawialiśmy o koncercie bardzo chwaląc dziewczynę, że tak świetnie dała sobie radę. Ciarki przeszły mi po plecach na samo wspomnienie jej anielskiego głosu... Scena to coś, co kocham. Tysiące młodych ludzi cieszących się, że są na naszym występie... Radość z każdego naszego autografu, wspólnego zdjęcia... Teraz niosłem na rękach moją dziewczynę, którą wreszcie ujrzał świat. Przypomniała mi się scena jej ucieczki. Automatycznie ręce mocniej zacisnęły się na jej ciele. Już nigdy nie pozwolę jej uciec, ona jest moja. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Przyspieszyłem, po chwili wręcz biegłem. Otworzyłem drzwi do pokoju i położyłem ją na łóżku. Poszedłem do łazienki i odkręciłem kurek. Obmyłem twarz zimną wodą. Robię się dziwny, coś niszczy mnie od środka. Coraz bardziej nie panuje nad sobą. Mam ochotę coś zniszczyć. Zrzucam z toaletki mydelniczkę. Rozpada się na tysiąc maluteńkich kawałeczków.
-Mike, co się stało? - usłyszałem jej głos. Odwróciłem się i mocno ją przytuliłem.
-Charlie... Ja cię tak bardzo przepraszam - zacząłem płakać.
-Dlaczego płaczesz? Co się dzieje? - mówiła z nutą strachu w głosie.
-Jestem okropny, jestem potworem - ręce zaczęły mi drżeć.
Zacisnąłem rękę na jej przedramieniu. Wyrwała się z uścisku i wybiegła z pokoju. Osunąłem się po ścianie. Mike, co się z tobą dzieje...
Chester
Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, po czym moje się otworzyły. Stała w nich bardzo wystraszona Charlie.
-Chester, on się naćpał - mówiła szybko.
Serce zaczęło mi bić mocniej. Nie wiedziałem co robić.
-Zdaje ci się, może po prostu ma zły dzień... - zacząłem.
-Przestań pieprzyć, widziałam jego oczy! - przerwała mi. Po jej policzku spłynęła łza. Staliśmy naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziała. Do sypialni wpadli chłopcy.
-To jak, zaczynamy imprezę? - zapytał Brad.
Gdy nas zobaczyli Dave zapytał :
-Kto umarł?
Mała zaczęła płakać, więc Phoenix do niej podszedł i zaczął pocieszać.
Podszedłem do Roba.
-Mike się naćpał, idę do niego, zaopiekujcie się nią - wyszeptałem.
Rzucił mi bezradne spojrzenie i pokiwał głową. Wyszedłem do z pokoju wchodząc do tego naprzeciwko. Siedział w łazience mówiąc coś do siebie a wokół niego było pełno szkła. Kucnąłem do niego zmuszając go do otworzenia oczu. Poszerzone źrenice mówiły same za siebie. Z trudem przeniosłem go na łóżko. Wiedziałem, że nie ma sensu z nim rozmawiać, więc zabrałem tylko piżamę małej i wyszedłem. Wróciłem do siebie. Oczy 5 osób zostały skierowane na mnie, pokiwałem głową. Usiadłem na łóżku obok Joe'go. Siedzieliśmy w ciszy przez 1,5 godziny. Każdy z nas zatracił się w swoich myślach.
-Dlaczego... Dlaczego on to zrobił... I kiedy? Skąd on w ogóle miał narkotyki... - odezwała się mała.
-Cholera jasna! - krzyknąłem - pamiętacie 2002 rok?
Pokiwali głowami.
-Dobrze wiecie, że ja wtedy nie brałem, ktoś dosypał mi czegoś do napoju... czy on pił coś po koncercie?
-Tak, ale z tej samej butelki co ja - odpowiedział Rob.
-On jadł jakieś ciasteczka zbożowe, te co nam nie smakują - wtrącił Joe.
-Ale co wy myślicie, że babka z kawiarenki wiedziała, że tylko on je zje więc dosypała mu dragów? To trochę dziwne - powiedział Dave.
-Idę tam - powiedziała Charlie i wyszła z pokoju.
Charlie
Chazz podbiegł do mnie i złapał moją rękę lekko ją wykręcając, zmuszając mnie tym do odwrócenia się.
-Nic nie wskórasz, załatwimy to rano.
-Puść mnie, wtedy będzie za późno.
-Nigdzie nie pójdziesz! Wracaj do pokoju - podniósł głos.
Odpuściłam.
Po 30 minutach byłam przebrana w piżamie i siedziałam na łóżku. Chester szukał śpiwora, a ja SMS'owałam z Julie. Postanowiłam zacząć temat, który nie dawał mi spokoju.
-Chazzy, kim jest Lucy?
Zobaczyłam, że to słowo wywołało w nim wielkie emocje.
-Dlaczego o nią pytasz?
-Widziałam u ciebie w pokoju zdjęcie małej dziewczynki... - zaczęłam.
-Była moją córką. Zmarła 11 lat temu - powiedział oschłym głosem.
-Tak mi przykro... - wyszeptałam.
Mogłam nie pytać o nią, śmierć bliskiej osoby zawsze jest ciężka... Przez tyle lat myślałam, że moja siostra nie żyje, samo wspominanie o niej bardzo bolało... Właśnie, moja siostra...
-Mikey mówił ci o Julie?
-Nie, kto to?
Opowiadając mu całą historię nie obyło się bez łez, ponieważ musiałam wracać do sceny utraty ukochanej siostry... Odwdzięczył się opowiadając mi o Lucy. Nim się zorientowaliśmy zaczęło się rozjaśniać.
-Idź już spać, czeka cię mała niespodzianka - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Chester
Mike już nie spał. Trzymał się za głowę.
-Stary, głowę mi zaraz rozsadzi! Ja nic nie pamiętam, przecież nic nie piłem...- jęczał.
-Ano nie piłeś, ale spotkało cię to, co mnie w 2002 r.
-Co? - nie myślał jeszcze logicznie.
-Brałeś? - spytałem, co spotkało się z jego oburzeniem.
-Ja? No chyba cię pojebało - odpowiedział.
-No właśnie, ktoś ci czegoś dosypał, najprawdopodobniej do tych ciasteczek.
-Pierdzielisz? - zdziwił się.
-Coś ty wczoraj zrobił? Zastałem cię w łazience pośród szkła.
-Gdybym wiedział, co się wczoraj działo to bardzo chętnie bym ci opowiedział - odpowiedział z ironią. - A co z małą?
-Śpi u mnie, jak cię zobaczyła w takim stanie...
-Nie kończ, wiem co mogła o mnie pomyśleć...
-Zapowiedziałem jej jakąś niespodziankę, wymyśl coś, bo idziecie tylko we dwoje - puściłem mu oczko.
-Nie wiem, czy po wczorajszym to dobry pomysł...
-Będzie dobrze, Mikey.
Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
-O wilku mowa - uśmiechnąłem się.
Na twarzy chłopaka od razu zagościł uśmiech.
Mike
Stała wystraszona. Wiedziałem, czego się obawia. Spojrzałem na jej przedramię. Był na nim duży, świeży siniak w kształcie dłoni.
-Czy... Czy ja ci to zrobiłem? - spytałem.
Stała i nic się nie odzywała. Patrzyła na mnie błędnym wzrokiem. Po chwili zwiesiła głowę w dół.
Podszedłem do niej, jednak się odsunęła.
-Nie bój się mnie - powiedziałem będąc coraz bliżej płaczu.
Cofnęła się 2 kroki.
-Kocham cię, nie byłem świadomy tego, co robiłem...
Krok w tył.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
Błagam, złap mnie za nią.
Niech będzie tak jak dawniej.
Błagam, Charlie.
Jej oczy nie wyrażają żadnych emocji, są takie...puste.
Klękam, by nie musiała non stop patrzeć w górę.
Moja ręka dalej wyciągnięta jest w jej stronę.
Nie patrzy na nią, patrzy mi prosto w oczy.
Lekko się do niej zbliżam co skutkuje cofnięciem się o ten sam dystans.
Spójrz na tą cholerną rękę, złap mnie za nią.
Odwraca się, wchodzi do sąsiedniego pokoju i ostatni raz patrzy mi się prosto w oczy. Po chwili drzwi się zamykają.
Wstaje i rzucam się na łóżko, twarz chowam w poduszce. Zaczynam płakać.
-Mike, będzie dobrze, zobaczysz... - do moich uszu dobiegł ciepły głos Chestera.
-Stało się to, czego obawiałem się najbardziej - straciłem ją.
-Nie straciłeś jej, nawet tak nie mów - odpowiedział mi.
-Idę do niej, niech mnie nawet pobije, ale musi się do mnie odezwać - zadecydowałem wychodząc z pokoju.
-Charlie, jesteś tu?
Odpowiedziała mi cisza. Zobaczyłem czerwoną kropkę. To była krew.
-Jesteś tutaj?
Kolejna kropka. Łazienka...
Siedziała na pralce z krwawiącym nadgarstkiem. Miała ten sam błędny wzrok co wcześniej. Zobaczyłem obok niej żyletkę.
-Błagam, odezwij się, powiedź chociażby ''idź stąd'' ale coś powiedź - klęknąłem. - przecież wiesz, że ja nie biorę, ktoś mi dosypał tego świństwa... Nie byłbym w stanie tego zrobić, zbyt wiele razy widziałem Chazza po dragach...
-On mi robił tak samo - odezwała się wreszcie, jednak nie spojrzała na mnie.
-On?
-Mr. Davis robił mi tak za każdym razem, gdy się buntowałam, byłam za słaba by się obronić - po jej policzku spłynęła łza. Wspomnienia wróciły.
-Nie płacz, ja tego nie chciałem... - przytuliłem się do niej. Tym razem objęła mnie swoimi drobnymi rączkami.
-Jak ja mogę być na ciebie zła? Przecież to narkotyki a nie ty... - okolice mojej łopatki zrobiły się mokre od jej łez.
Dołączył do nas Chester.
-Mike, mamy wielki problem.
/Przepraszam za tak krótki rozdział ''na odwal się'', ale poprzednia wersja sama się usunęła, nie wiem jakim prawem, a koniecznie chciałam go dzisiaj wstawić.
Rozdziału nie było długo, ponieważ u mojej babci Internet jest na tyle wolny, że nie dało się go dodać.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
ROZDZIAŁ IX
Charlie
Wychodzimy na scenę. Ludzie milkną. Mike przedstawia sytuacje zespołu. Buczą. Ból narasta. Czuje się przytłoczona przez nich. Czuje się, jakby wszyscy się na mnie rzucili. Kierują się w stronę wyjścia. Stopniowo zatłoczona sala robi się pusta. Zostaje jedna osoba krzycząca ''wracajcie!'' ''gdzie wy wszyscy idziecie?'' Pieką mnie oczy. Patrzę na zespół. Mike patrzy na mnie bezradnym wzrokiem, Chester stoi w na końcu sceny, Brad i Joe zwieszają głowy w dół, Dave mówi coś pod nosem a Rob, jak to Rob, płacze. Patrzę przed siebie. Osoba, która wcześniej krzyczała stoi odwrócona tyłem. Wszystko zaczyna robić się niewyraźne przez łzy nagromadzające się w oczach. Kryję twarz w dłoniach, jednak Mike to zauważa. Podchodzi do mnie i się przytula. Tajemnicza postać się odwraca. To Julie. Zwiesza głowę i kieruje się w stronę wyjścia. Z moich ust wydostają się słowa ''zostań, proszę...'', ale ona tego nie słyszy. Łapię Spike'a za rękę, jednak on ją puszcza i schodzi ze sceny. Za nim idą kolejno Chester, Joe, Brad, Rob oraz Dave. Zostaje sama. Jak zwykle sama.
Budzę się cała spocona. Za oknem jest jeszcze ciemno, lecz dzień zapowiada się wyjątkowo słoneczny. Podchodzę do okna i je otwieram. Ciepły wiatr rozwiewa moje włosy. Odchodzę od okna i siadam na łóżku z gitarą, którą wyciągnęłam z torby. Zaczęłam grać, sama nie wiedząc co. Ah, no tak - ''Not Alone''. Zawsze śpiewając lub grając ten kawałek płaczę, co dzieje się i teraz. Nie zauważyłam, gdy za oknem zaczęło robić się coraz jaśniej. Nie potrafiłam przestać, czułam potrzebę grać i śpiewać, to mnie uspokajało. Mój telefon zaczął wibrować. Dostałam SMS'a od Julie, wyjątkowo w języku polskim.
Cześć Karolina, dzisiaj byłam w piwnicy i znalazłam kilka naszych zdjęć z dzieciństwa! Nie wiem, jak one się tu znalazły, ale gdy patrzę na Ciebie bardzo tęsknie. Przepraszam, jeżeli Cię obudziłam, ale nie wiem która jest u was godzina. Powodzenia na koncercie, pamiętaj, że jestem gdzieś niedaleko.
Julka
Szybko odpisałam :
Cześć, u nas jest 5.30, ale już nie śpię. Podeślij mi kilka tych zdjęć, miło jest czasem powspominać stare czasy. Ty też o mnie pamiętaj i NIGDY się nie poddawaj.
Karolina
Po chwili dostałam MMS'a z 12 zdjęciami. Na kilku z nich trzymałam ją w rękach, na jednym bawiłam się klockami... Łza zakręciła mi się w oku. Zrobiłam zdjęcie przedstawiające mnie zawiniętą w wielką kołdrę z gitarą w ręce oraz porozrzucane nuty i słowa z podpisem ''Umieram ;)'' Zagrałam jeszcze ''Papercut'', po czym poszłam do łazienki w celu wykonania porannej toalety. Będąc pod prysznicem czułam, że ciepła woda zmywa ze mnie już resztki emocji. Jestem silna, poradzę sobie. Chłopaki i Julie we mnie wierzą. Stanęłam przed lustrem i po raz pierwszy w życiu spojrzałam na moje blizny dłużej niż 3 sekundy. Wpatrywałam się w nie. Każda przypominała o czymś. Nie rozpłakałam się jak zwykle. Wpatrywałam się w każdą z nich. Zajmowały małą powierzchnie, ponieważ były krótkie i ułożone obok siebie. Nie były też wielkimi bliznami, nie cięłam się tak bardzo. Wytarłam ciało miękkim ręcznikiem, a włosy wysuszyłam suszarką. Wykonałam lekki makijaż oraz ubrałam się w czarne rurki, fioletową bluzkę na ramiączkach i fioletowe trampki. Na lewą rękę założyłam biały zegarek, a na prawą bransoletki również w tym kolorze. Gdy wyszłam z łazienki była godzina 7. Usłyszałam szmery na korytarzu więc wyszłam z pokoju. Spotkałam Chazza i Spike'a, z którym przywitałam się całusem.
-Idziesz z nami na kawę? - spytał pierwszy z nich.
-Na kawę to nie za specjalnie, ale na herbatę dam się zaprosić - odpowiedziałam.
-No to chodź - powiedział Mike chwytając mnie za rękę.
Po kilku minutach byliśmy już w kawiarence.
-A to dlatego pan się wczoraj tak spieszył - uśmiechnęła się ekspedientka wskazując na nas.
Chłopak kiwnął głową speszony.
-Co podać?
-Poprosimy dwie kawy i herbatę - powiedział Chazz.
Gdy usiedliśmy przy stoliku dostałam SMS'a od Brada z zapytaniem gdzie jesteśmy.
Po 10 minutach doszli do nas zamawiając kawę i lody dla każdego.
-Długo dzisiaj grałaś, jakaś wcześniejsza próba? - zapytał Joe.
No tak, jego pokój jest obok pokoju Spike'a.
-Można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się.
-A jak się czujesz? Wszystko ok? Wczoraj prawie umierałaś - zapytał Dave.
-Wszystko ok, to przez stres. Za 12 godzin zaczynamy, kiedy mamy próbę? - zmieniłam temat.
-O 15 spotykamy się tutaj na obiedzie, potem próba i te inne pierdoły - odpowiedział na moje pytanie Rob.
Gdy w ciszy dokończyliśmy jedzenie lodów pożegnałam się z chłopcami i poszłam do pokoju. Tym razem wyciągnęłam klawisze i zaczęłam grać ''The Catalyst''. Potem zaśpiewałam kilka piosenek. Zaczęło mi się nudzić, wyciągnęłam więc komórkę i napisałam wiadomość do Mike'a.
Cześć, wpadniesz do mnie? Bardzo mi się nudzi :(
Położyłam się na łóżku. Nim się zorientowałam otworzyły się drzwi a na mnie leżało 5 chłopaków. Usłyszałam głos Brada :
-Mi chodziło o to, żeby wskoczyć na łóżko, ale jak jej tam nie będzie, idioci!
-Chłopaki, trochę mi duszno - powiedziałam z trudem.
Zeszli ze mnie śmiejąc się do rozpuku. Gdy doprowadzili się do w miarę normalnego stanu zaproponowali, by coś pograć. Nim zauważyliśmy była 15. Udaliśmy się wszyscy do kawiarenki, gdzie zamówiliśmy obiad.
-Tutaj jesteście, ile można jeść? Szybko, szybciutko, szybciuteńko! - krzyczała od wejścia rozentuzjazmowana Mania.
-Dziewczyno, spokojnie , mamy jeszcze 5 godzin. - odpowiedział Joe.
-Zawsze tak mówisz, Joe. Teraz mam o jedną osobę więcej, potrzeba mi więcej czasu. Jesteś już gotowa? - to pytanie skierowała do mnie.
-Tak, możemy iść - odpowiedziałam.
-Chłopcy, za 5 minut widzę was w garderobie, rozumiecie? - rzuciła wściekłe spojrzenie. - Chodźmy.
Gdy zbliżałyśmy się coraz bardziej do pomieszczenia czułam motylki w brzuchu. Jeszcze 5 godzin i zadebiutuje na scenie...
Mike
Po kilku minutach dołączyliśmy do dziewczyn. Charlie wychodziła akurat z przebieralni. Wyglądała zjawiskowo, chociaż ciemne kolory podkreślały jeszcze bardziej, jaka jest drobna. Zapatrzyłem się na nią, zorientowałem się o tym gdy usłyszałem :
-Mike, dlaczego tak na mnie patrzysz?
-Zamyśliłem się, przepraszam.
Odpowiedziała mi szerokim uśmiechem. Mania wpadła na pomysł, by zakręcić jej włosy. Podszedłem do chłopaków i zaczęliśmy rozmawiać, chociaż podczas tej rozmowy czułem wielki niepokój. Czy da sobie radę, czy nie zacznie stresować się tak, jak wczoraj...
-Mikey, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Mikey? - Chester machał mi ręką przed twarzą - nad czym ty tak myślisz?
Upewniłem się, że mała tego nie zauważy i kiwnąłem głową w jej kierunku. Chazz powiedział bezdźwięcznie ''Mikuś się zakochał, Mikuś się zakochał'', za co dostał kuksańca.
-Jesteś już gotowa, teraz twoja kolej Spike - usłyszeliśmy głos Mani.
Charlie wyglądała trochę doroślej niż zwykle, ponieważ miała mocniejszy makijaż. Nie pasował do jej delikatnej twarzy, ale nie skomentowałem tego głośno. Po godzinie każdy z nas był pomalowany i ubrany. Udaliśmy się na sale koncertową, w której miała odbyć się ostatnia próba. Instrumenty i mikrofony były już rozstawione na scenie, więc mogliśmy zacząć. Wykonaliśmy 14 piosenek :
-Charlie, jesteś zajebista! Taki głos był nam potrzebny! - mówiąc to Chazz objął ją ramieniem.
-A jak z instrumentami? - spytała.
-Na klawiszach wymiatasz, na gitarze z resztą też - powiedział Brad.
-Za 3 godziny będziemy musieli być już gotowi - wyliczył Joe - może jakaś kolacja? - zapytał.
-Joe, jedliśmy 2 godziny temu! - powiedzieliśmy wszyscy.
Zadecydowali, że idziemy na kawę. Znowu się zamyśliłem. Każdy ruch jej dłoni, każde słowo, które opuszcza jej usta, emocje na jej twarzy podczas śpiewu doprowadzały mnie do szaleństwa. Po raz pierwszy w życiu pokochałem tak dziewczynę, chociaż nie powinno tak być, bo jest córką mojego przyjaciela...
-Kochanie, co się dzieje? Cały dzień jesteś nieobecny, rozmyślasz nad czymś... Uwierz, dam sobie radę - usłyszałem jej głos.
-Nic się nie dzieje, zdaje ci się - skłamałem szybko. Widząc, że chce coś powiedzieć pocałowałem ją. Miałem wrażenie, że denerwuję się trasą bardziej, niż ona. Ktoś złapał mnie za rękę. To Chester.
-Musimy pogadać - wyszeptał - My zaraz wrócimy, zapomniałem telefon - dodał głośniej.
Zaprowadził mnie w nieuczęszczany przez nikogo korytarz.
-Mikey, widzę, że z tobą dzieję się coś niedobrego... Wiem, że chodzi o małą, cały czas patrzysz na nią nieobecnym wzrokiem. Musisz być w formie, nie możemy zawalić. Jeżeli mi ufasz, to powiedź, co leży ci na sercu - słowa Chestera były jak noże wbijające się w moje serce.
-Chester, ja mam wrażenie, że ją zranię, a wiesz, że jest wrażliwa... Boję się, że przeze mnie będzie płakać po nocach, że straci wiarę w ludzi... Cholernie się tego boję, chcę ją przed tym uchronić. Tym bardziej, że jest twoją córką... - rozpłakałem się.
-Nie chcesz ją ranić odcinając się od niej? Przecież widziałem, jak jej unikasz. To prawda, jest moją córką, ale ufam ci na tyle, że pozwalam wam być razem. - powiedziawszy to przytulił mnie po przyjacielsku.
-Mike, nie zranisz mnie. Dzięki tobie czuję, że ktoś mnie kocha, że jestem dla kogoś ważna w inny sposób, niż dla na przykład Chestera. Skoro mam być panią Shinoda... - usłyszałem jej anielski głos. Stała na końcu korytarza patrząc na mnie swoimi zapłakanymi oczkami. Podbiegłem do niej i wyściskałem.
-Głupolu, nigdy więcej nawet tak nie myśl - pocałowała mnie.
To jest co, co chciałem czuć przez całe życie. Jestem dla kogoś całym światem. Po krótkim spacerku dołączyliśmy do chłopaków.
Charlie
-Szybko, sala koncertowa! Za 20 minut wchodzicie! - krzyczała Melanie Scott.
Będąc za kulisami Mania poprawiła mi makijaż, a chłopaków przypudrowała pudrem matującym.
Słyszałam głosy tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na koncert. W moim brzuchu na nowo zawitały motylki, jednak mnie przyjemne. Trema była coraz większa. Spojrzałam na Chestera, który się do mnie uśmiechnął. Mój wzrok przeszedł na Brada, który pokazał mi kciuka. Ten sam gest wykonali Joe, Rob oraz Dave. Mike był oryginalniejszy, podszedł i wyszeptał mi do ucha, że dam sobie radę.
-Czas wchodzić - zarządziła Mel. Ruchem dłoni pokazała mi, że mam zaczekać.
Chwilę potem słyszałam oklaski oraz okrzyki radości. Chester podszedł do mikrofonu i zaczął mówić.
-Jak widzicie, Brad w wyniku nieszczęśliwego wypadku złamał nogę. Postanowiliśmy wystąpić, jednak z małą pomocą. Jesteście wyjątkowi, ponieważ jako pierwsi się o tym dowiadujecie - Linkin Park od dzisiaj ma 7 członków! Przywitajcie Charlie oklaskami, to jej pierwszy występ! - publiczność od razu wykonała życzenie wokalisty. Mel pozwoliła mi wejść na scenę.
Bardzo jasne światło bardzo mnie zraziło, ale po dłuższej chwili przyzwyczaiłam się do tego. Ludzie klaskali krzycząc ''Charlie'', zupełnie inaczej niż w koszmarze. Było ich bardzo dużo, sala była wypełniona po brzegi. Chester ogłosił, że na sam początek zagramy ''The Catalyst''. Zamieniłam się z Mike'm miejscami, mijając go dotknęłam jego rękę. Stanęłam przy keyboardzie. Zaczęliśmy śpiewać i grać. Widziałam wyciągnięte w naszą stronę telefony, oraz napisy ''WE LOVE LINKIN PARK'' czy ''KEEP CALM AND LOVE LINKIN PARK''. Po chwili obiektyw kamery został skierowany na moją twarz, więc uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam. Po chwili stres i trema zniknęły, by na ich miejscu pojawiło się niesamowite szczęście, którego nie da opisać się słowami. Czułam, jakbym unosiła się w powietrzu. Pierwszym zdziwieniem było dla mnie to, że podczas śpiewania ''Valentine's Day'' z sufitu sypały się płatki róż oraz malutkie świecące serduszka, a w trakcie ''My December'' płatki śniegu. Od czasu do czasu miałam swoje wokalne solówki, co podobało się publiczności. Po skończeniu wszystkich piosenek czułam się wykończona. Podeszłam do mikrofonu i powiedziałam :
-Dziękuje wam, jesteście wspaniali.
Zaczęli klaskać, niektórzy krzyczeli coś w naszą stronę używając nazwy zespołu oraz mojego imienia.
Zeszliśmy ze sceny. Znowu zrobiło mi się słabo, jednak po wypiciu wody wszystko wróciło do normy. Chłopcy zaczęli mi gratulować, cieszyli się z tak udanego występu. Usiadłam na fotelu, na którym po chwili usnęłam.
Tak, scena to mój świat.
Świat jak w bajce, jednak to rzeczywistość.
Właśnie o tym marzyłam.
/9 rozdział za nami, myślę, że mi wyszedł, jednak czekam na wasze opinie :)
Charlie.
Budzę się cała spocona. Za oknem jest jeszcze ciemno, lecz dzień zapowiada się wyjątkowo słoneczny. Podchodzę do okna i je otwieram. Ciepły wiatr rozwiewa moje włosy. Odchodzę od okna i siadam na łóżku z gitarą, którą wyciągnęłam z torby. Zaczęłam grać, sama nie wiedząc co. Ah, no tak - ''Not Alone''. Zawsze śpiewając lub grając ten kawałek płaczę, co dzieje się i teraz. Nie zauważyłam, gdy za oknem zaczęło robić się coraz jaśniej. Nie potrafiłam przestać, czułam potrzebę grać i śpiewać, to mnie uspokajało. Mój telefon zaczął wibrować. Dostałam SMS'a od Julie, wyjątkowo w języku polskim.
Cześć Karolina, dzisiaj byłam w piwnicy i znalazłam kilka naszych zdjęć z dzieciństwa! Nie wiem, jak one się tu znalazły, ale gdy patrzę na Ciebie bardzo tęsknie. Przepraszam, jeżeli Cię obudziłam, ale nie wiem która jest u was godzina. Powodzenia na koncercie, pamiętaj, że jestem gdzieś niedaleko.
Julka
Szybko odpisałam :
Cześć, u nas jest 5.30, ale już nie śpię. Podeślij mi kilka tych zdjęć, miło jest czasem powspominać stare czasy. Ty też o mnie pamiętaj i NIGDY się nie poddawaj.
Karolina
Po chwili dostałam MMS'a z 12 zdjęciami. Na kilku z nich trzymałam ją w rękach, na jednym bawiłam się klockami... Łza zakręciła mi się w oku. Zrobiłam zdjęcie przedstawiające mnie zawiniętą w wielką kołdrę z gitarą w ręce oraz porozrzucane nuty i słowa z podpisem ''Umieram ;)'' Zagrałam jeszcze ''Papercut'', po czym poszłam do łazienki w celu wykonania porannej toalety. Będąc pod prysznicem czułam, że ciepła woda zmywa ze mnie już resztki emocji. Jestem silna, poradzę sobie. Chłopaki i Julie we mnie wierzą. Stanęłam przed lustrem i po raz pierwszy w życiu spojrzałam na moje blizny dłużej niż 3 sekundy. Wpatrywałam się w nie. Każda przypominała o czymś. Nie rozpłakałam się jak zwykle. Wpatrywałam się w każdą z nich. Zajmowały małą powierzchnie, ponieważ były krótkie i ułożone obok siebie. Nie były też wielkimi bliznami, nie cięłam się tak bardzo. Wytarłam ciało miękkim ręcznikiem, a włosy wysuszyłam suszarką. Wykonałam lekki makijaż oraz ubrałam się w czarne rurki, fioletową bluzkę na ramiączkach i fioletowe trampki. Na lewą rękę założyłam biały zegarek, a na prawą bransoletki również w tym kolorze. Gdy wyszłam z łazienki była godzina 7. Usłyszałam szmery na korytarzu więc wyszłam z pokoju. Spotkałam Chazza i Spike'a, z którym przywitałam się całusem.
-Idziesz z nami na kawę? - spytał pierwszy z nich.
-Na kawę to nie za specjalnie, ale na herbatę dam się zaprosić - odpowiedziałam.
-No to chodź - powiedział Mike chwytając mnie za rękę.
Po kilku minutach byliśmy już w kawiarence.
-A to dlatego pan się wczoraj tak spieszył - uśmiechnęła się ekspedientka wskazując na nas.
Chłopak kiwnął głową speszony.
-Co podać?
-Poprosimy dwie kawy i herbatę - powiedział Chazz.
Gdy usiedliśmy przy stoliku dostałam SMS'a od Brada z zapytaniem gdzie jesteśmy.
Po 10 minutach doszli do nas zamawiając kawę i lody dla każdego.
-Długo dzisiaj grałaś, jakaś wcześniejsza próba? - zapytał Joe.
No tak, jego pokój jest obok pokoju Spike'a.
-Można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się.
-A jak się czujesz? Wszystko ok? Wczoraj prawie umierałaś - zapytał Dave.
-Wszystko ok, to przez stres. Za 12 godzin zaczynamy, kiedy mamy próbę? - zmieniłam temat.
-O 15 spotykamy się tutaj na obiedzie, potem próba i te inne pierdoły - odpowiedział na moje pytanie Rob.
Gdy w ciszy dokończyliśmy jedzenie lodów pożegnałam się z chłopcami i poszłam do pokoju. Tym razem wyciągnęłam klawisze i zaczęłam grać ''The Catalyst''. Potem zaśpiewałam kilka piosenek. Zaczęło mi się nudzić, wyciągnęłam więc komórkę i napisałam wiadomość do Mike'a.
Cześć, wpadniesz do mnie? Bardzo mi się nudzi :(
Położyłam się na łóżku. Nim się zorientowałam otworzyły się drzwi a na mnie leżało 5 chłopaków. Usłyszałam głos Brada :
-Mi chodziło o to, żeby wskoczyć na łóżko, ale jak jej tam nie będzie, idioci!
-Chłopaki, trochę mi duszno - powiedziałam z trudem.
Zeszli ze mnie śmiejąc się do rozpuku. Gdy doprowadzili się do w miarę normalnego stanu zaproponowali, by coś pograć. Nim zauważyliśmy była 15. Udaliśmy się wszyscy do kawiarenki, gdzie zamówiliśmy obiad.
-Tutaj jesteście, ile można jeść? Szybko, szybciutko, szybciuteńko! - krzyczała od wejścia rozentuzjazmowana Mania.
-Dziewczyno, spokojnie , mamy jeszcze 5 godzin. - odpowiedział Joe.
-Zawsze tak mówisz, Joe. Teraz mam o jedną osobę więcej, potrzeba mi więcej czasu. Jesteś już gotowa? - to pytanie skierowała do mnie.
-Tak, możemy iść - odpowiedziałam.
-Chłopcy, za 5 minut widzę was w garderobie, rozumiecie? - rzuciła wściekłe spojrzenie. - Chodźmy.
Gdy zbliżałyśmy się coraz bardziej do pomieszczenia czułam motylki w brzuchu. Jeszcze 5 godzin i zadebiutuje na scenie...
Mike
Po kilku minutach dołączyliśmy do dziewczyn. Charlie wychodziła akurat z przebieralni. Wyglądała zjawiskowo, chociaż ciemne kolory podkreślały jeszcze bardziej, jaka jest drobna. Zapatrzyłem się na nią, zorientowałem się o tym gdy usłyszałem :
-Mike, dlaczego tak na mnie patrzysz?
-Zamyśliłem się, przepraszam.
Odpowiedziała mi szerokim uśmiechem. Mania wpadła na pomysł, by zakręcić jej włosy. Podszedłem do chłopaków i zaczęliśmy rozmawiać, chociaż podczas tej rozmowy czułem wielki niepokój. Czy da sobie radę, czy nie zacznie stresować się tak, jak wczoraj...
-Mikey, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Mikey? - Chester machał mi ręką przed twarzą - nad czym ty tak myślisz?
Upewniłem się, że mała tego nie zauważy i kiwnąłem głową w jej kierunku. Chazz powiedział bezdźwięcznie ''Mikuś się zakochał, Mikuś się zakochał'', za co dostał kuksańca.
-Jesteś już gotowa, teraz twoja kolej Spike - usłyszeliśmy głos Mani.
Charlie wyglądała trochę doroślej niż zwykle, ponieważ miała mocniejszy makijaż. Nie pasował do jej delikatnej twarzy, ale nie skomentowałem tego głośno. Po godzinie każdy z nas był pomalowany i ubrany. Udaliśmy się na sale koncertową, w której miała odbyć się ostatnia próba. Instrumenty i mikrofony były już rozstawione na scenie, więc mogliśmy zacząć. Wykonaliśmy 14 piosenek :
- Castle of Glass
- Numb
- The Catalyst
- In the End
- Burning in the Skies
- Lost in the Echo
- Burn it Down
- Faint
- Valentine's Day
- Shadow of the Day
- New Divide
- Breaking the Habit
- Iridescent
- My December
-Charlie, jesteś zajebista! Taki głos był nam potrzebny! - mówiąc to Chazz objął ją ramieniem.
-A jak z instrumentami? - spytała.
-Na klawiszach wymiatasz, na gitarze z resztą też - powiedział Brad.
-Za 3 godziny będziemy musieli być już gotowi - wyliczył Joe - może jakaś kolacja? - zapytał.
-Joe, jedliśmy 2 godziny temu! - powiedzieliśmy wszyscy.
Zadecydowali, że idziemy na kawę. Znowu się zamyśliłem. Każdy ruch jej dłoni, każde słowo, które opuszcza jej usta, emocje na jej twarzy podczas śpiewu doprowadzały mnie do szaleństwa. Po raz pierwszy w życiu pokochałem tak dziewczynę, chociaż nie powinno tak być, bo jest córką mojego przyjaciela...
-Kochanie, co się dzieje? Cały dzień jesteś nieobecny, rozmyślasz nad czymś... Uwierz, dam sobie radę - usłyszałem jej głos.
-Nic się nie dzieje, zdaje ci się - skłamałem szybko. Widząc, że chce coś powiedzieć pocałowałem ją. Miałem wrażenie, że denerwuję się trasą bardziej, niż ona. Ktoś złapał mnie za rękę. To Chester.
-Musimy pogadać - wyszeptał - My zaraz wrócimy, zapomniałem telefon - dodał głośniej.
Zaprowadził mnie w nieuczęszczany przez nikogo korytarz.
-Mikey, widzę, że z tobą dzieję się coś niedobrego... Wiem, że chodzi o małą, cały czas patrzysz na nią nieobecnym wzrokiem. Musisz być w formie, nie możemy zawalić. Jeżeli mi ufasz, to powiedź, co leży ci na sercu - słowa Chestera były jak noże wbijające się w moje serce.
-Chester, ja mam wrażenie, że ją zranię, a wiesz, że jest wrażliwa... Boję się, że przeze mnie będzie płakać po nocach, że straci wiarę w ludzi... Cholernie się tego boję, chcę ją przed tym uchronić. Tym bardziej, że jest twoją córką... - rozpłakałem się.
-Nie chcesz ją ranić odcinając się od niej? Przecież widziałem, jak jej unikasz. To prawda, jest moją córką, ale ufam ci na tyle, że pozwalam wam być razem. - powiedziawszy to przytulił mnie po przyjacielsku.
-Mike, nie zranisz mnie. Dzięki tobie czuję, że ktoś mnie kocha, że jestem dla kogoś ważna w inny sposób, niż dla na przykład Chestera. Skoro mam być panią Shinoda... - usłyszałem jej anielski głos. Stała na końcu korytarza patrząc na mnie swoimi zapłakanymi oczkami. Podbiegłem do niej i wyściskałem.
-Głupolu, nigdy więcej nawet tak nie myśl - pocałowała mnie.
To jest co, co chciałem czuć przez całe życie. Jestem dla kogoś całym światem. Po krótkim spacerku dołączyliśmy do chłopaków.
Charlie
-Szybko, sala koncertowa! Za 20 minut wchodzicie! - krzyczała Melanie Scott.
Będąc za kulisami Mania poprawiła mi makijaż, a chłopaków przypudrowała pudrem matującym.
Słyszałam głosy tych wszystkich ludzi, którzy przyszli na koncert. W moim brzuchu na nowo zawitały motylki, jednak mnie przyjemne. Trema była coraz większa. Spojrzałam na Chestera, który się do mnie uśmiechnął. Mój wzrok przeszedł na Brada, który pokazał mi kciuka. Ten sam gest wykonali Joe, Rob oraz Dave. Mike był oryginalniejszy, podszedł i wyszeptał mi do ucha, że dam sobie radę.
-Czas wchodzić - zarządziła Mel. Ruchem dłoni pokazała mi, że mam zaczekać.
Chwilę potem słyszałam oklaski oraz okrzyki radości. Chester podszedł do mikrofonu i zaczął mówić.
-Jak widzicie, Brad w wyniku nieszczęśliwego wypadku złamał nogę. Postanowiliśmy wystąpić, jednak z małą pomocą. Jesteście wyjątkowi, ponieważ jako pierwsi się o tym dowiadujecie - Linkin Park od dzisiaj ma 7 członków! Przywitajcie Charlie oklaskami, to jej pierwszy występ! - publiczność od razu wykonała życzenie wokalisty. Mel pozwoliła mi wejść na scenę.
Bardzo jasne światło bardzo mnie zraziło, ale po dłuższej chwili przyzwyczaiłam się do tego. Ludzie klaskali krzycząc ''Charlie'', zupełnie inaczej niż w koszmarze. Było ich bardzo dużo, sala była wypełniona po brzegi. Chester ogłosił, że na sam początek zagramy ''The Catalyst''. Zamieniłam się z Mike'm miejscami, mijając go dotknęłam jego rękę. Stanęłam przy keyboardzie. Zaczęliśmy śpiewać i grać. Widziałam wyciągnięte w naszą stronę telefony, oraz napisy ''WE LOVE LINKIN PARK'' czy ''KEEP CALM AND LOVE LINKIN PARK''. Po chwili obiektyw kamery został skierowany na moją twarz, więc uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam. Po chwili stres i trema zniknęły, by na ich miejscu pojawiło się niesamowite szczęście, którego nie da opisać się słowami. Czułam, jakbym unosiła się w powietrzu. Pierwszym zdziwieniem było dla mnie to, że podczas śpiewania ''Valentine's Day'' z sufitu sypały się płatki róż oraz malutkie świecące serduszka, a w trakcie ''My December'' płatki śniegu. Od czasu do czasu miałam swoje wokalne solówki, co podobało się publiczności. Po skończeniu wszystkich piosenek czułam się wykończona. Podeszłam do mikrofonu i powiedziałam :
-Dziękuje wam, jesteście wspaniali.
Zaczęli klaskać, niektórzy krzyczeli coś w naszą stronę używając nazwy zespołu oraz mojego imienia.
Zeszliśmy ze sceny. Znowu zrobiło mi się słabo, jednak po wypiciu wody wszystko wróciło do normy. Chłopcy zaczęli mi gratulować, cieszyli się z tak udanego występu. Usiadłam na fotelu, na którym po chwili usnęłam.
Tak, scena to mój świat.
Świat jak w bajce, jednak to rzeczywistość.
Właśnie o tym marzyłam.
/9 rozdział za nami, myślę, że mi wyszedł, jednak czekam na wasze opinie :)
Charlie.
środa, 25 grudnia 2013
ROZDZIAŁ VIII
Charlie
Bus zatrzymał się pod wielkim budynkiem. Kilkoro ludzi już czekało.
-Proszę dać nam bagaże, zaniesiemy je do garderoby - powiedziała niska kobieta w stroju obsługi.
-Megan, tyle razy cię prosiliśmy - sami potrafimy nosić swoje rzeczy. - uśmiechnął się Chester.
-Na pewno państwo sobie poradzą? - powiedziała patrząc na mnie.
-Tak, poradzimy sobie - odpowiedziałam z najpiękniejszym uśmiechem, jaki potrafiłam uzyskać.
-Wypada się przedstawić, skoro będziemy pracować razem przez 3 miesiące. Jestem Melanie, Melanie Scott - podała mi rękę.
-Charlie Wright, miło mi - uścisnęłam jej dłoń.
-Chodźmy już - powiedział Mike łapiąc mnie za rękę.
-Kotku, boję się coraz bardziej - wyznałam.
-Poradzisz sobie, w końcu w przyszłości będziesz panią Shinoda - zaśmiał się.
-Skoro pan tak sądzi... - pocałował mnie w czoło.
Idąc korytarzem do garderoby podziwiałam wiele rzeźb oraz zdjęć wykonanych nawet 100, 200 lat temu. Koło nogi przewinął mi się piękny kot, pers. Schyliłam się by go pogłaskać.
-Nie radzę, drapie jak cholera - jak spod ziemi pojawił się jakiś starszy mężczyzna.
-My się panienko nie znamy. Richard Scott, opiekuję się tym budynkiem razem z rodziną. Poznałaś już moją córkę?
-Tak, poznałam ją. Ja jestem Charlie Wright. Podziwiam pana, że mimo biegu czasu te pomieszczenia dalej zachwycają!
-Dziękuje, to po prostu całe moje życie. Muszę już iść, do zobaczenia - pomachał nam i odszedł.
-Całkiem miły ten staruszek - powiedziałam do zespołu. Pokiwali głowami.
Po 4 minutach doszliśmy do garderoby. Na drzwiach widniał wielki napis ''Linkin Park'' oraz podpisy członków. Chciałam otworzyć drzwi, jednak były zamknięte. Odwróciłam się. Chłopcy stali w jednym rzędzie i w tym samym momencie powiedzieli :
-Witamy w zespole Linkin Park, Charlie.
Każdy z nich podał mi dłoń, po czym Mike dał mi marker z poleceniem złożenia podpisu. Dopiero wtedy Chester otworzył drzwi do pomieszczenia. Garderoba była olbrzymia. Po lewej stronie stały toaletki oraz szafy, naprzeciwko wejścia wielkie okna, po prawej stronie wielkie lustra oraz kolejne drzwi. Na środku stały dwie trzyosobowe sofy. Po całym pokoju ''walały się'' puste wieszaki. Poczułam kłucie w brzuchu. No tak, trema się pojawiła.
-Siema chłopaki - do pomieszczenia wpadła dziewczyna.
-Charlie - powiedziałam podając jej dłoń.
-Mania - uścisnęła moją dłoń.
Dowiedziałam się, że jest stylistką. Jej imię nie dawało mi spokoju, dlatego zapytałam :
-Nie jesteś przypadkiem Polką?
-Mam to imię po babci, ona mieszkała w Polsce. Dobra, rozpakujcie się, do zobaczenia jutro.
-Idę po kawę, chcecie? - zapytał się Brad.
-Idziemy z tobą - powiedział Rob.
-A wy? - pytanie było skierowane do naszej dwójki.
Pokiwaliśmy z Mike'm głowami w geście odmowy.
Usiadłam na kanapie.
-Kotek, będzie ok - przysiadł się Spike.
Mike
Ciężko mi na nią patrzeć, gdy tak się denerwuje. Robi się wtedy jeszcze bledsza, a w jej oczach gasną iskierki.
-Mike, tak bardzo boli mnie brzuch...
-Charlie, nie denerwuj się tak - chciało mi się płakać, gdy widziałem ją w takim stanie.
Wstała i ruszyła w stronę gitary. W połowie drogi nagle stanęła. Wystraszyłem się.
-Stało się coś? - spytałem.
Odpowiedziała mi cisza.
Podszedłem do niej i chwyciłem za ramiona. Serce waliło mi jak oszalałe. Robiła się coraz lżejsza i delikatnie osuwała ku podłodze. Złapałem ją w pasie i położyłem na kanapie. Pod nogi wsadziłem poduszki.
-Kręci mi się w głowie - wyszeptała.
-Ciiii, nic nie mów - chwyciłem ją za dłoń.
W tym momencie do pokoju weszli chłopcy. Chester podał Bradowi kawę i od razu rzucił się na dziewczynę w celu wypytania o samopoczucie.
-Idę po wodę - powiedziałem i wybiegłem na korytarz, po czym skręciłem w prawo. Po czerech minutach dobiegłem do kawiarenki.
-Poproszę 2 butelki wody - mówiłem od drzwi.
-Gazowana czy nie? - zapytała ekspedientka.
-Niegazowana.
-Proszę. Niech pan na siebie uważa, zabije pan albo kogoś albo siebie - uśmiechnęła się.
-Dzięki - odpowiedziałem i już mnie nie było.
Gdy wróciłem do garderoby Charlie siedziała na kanapie, co prawda kiwając się na boki, ale siedziała. Podałem jej wodę, zwilżyłem ręcznik i przyłożyłem jej do czoła. Nie mogłem się uspokoić, tak bardzo się bałem. Sprawdziłem czy ma gorączkę, była rozpalona. Ponownie zwilżyłem ręcznik i przyłożyłem do jej czoła. Po 15 minutach go zdjąłem, była trochę zimniejsza.
-Mike, ja się już trochę lepiej czuje...
-Przecież widzę jak wyglądasz, nie gadaj głupot.
Spojrzałem na zegarek - 23.30.
-Charlie, chodź ze mną, pokaże ci sypialnie, musisz się wyspać. - powiedział Chester.
-Może ja ją zaprowadzę? - spytałem. Pokiwał głową.
Wstała. Złapałem ją za rękę, w razie zasłabnięcia szybko ją złapię. Po wyjściu z garderoby skręciłem w lewo, a następnie w prawo - tam były nasze sypialni. Przypomniałem sobie, że jest ich tylko 6. Bez zbędnego namysłu otworzyłem drzwi z tabliczką ''Michael Shinoda''.
Mój pokój niewiele zmienił się od zeszłego roku. Ciemne panele nadal kontrastowały z szarymi ścianami. Wszystkie dodatki były koloru białego lub granatowego. Największą uwagę przyciągało łóżko zaścielone białą kołdrą z granatowymi poduszkami.
-Tu jest tak... pięknie - powiedziała Charlie.
-Przyzwyczajaj się, spędzisz tutaj miesiąc - odpowiedziałem ku jej zdziwieniu.
-Ale przecież koncerty są na terenie całych Stanów Zjednoczonych? - zapytała.
-Tak, ale koncerty organizowane są tak, abyśmy mogli tutaj mieszkać. Potem przeniesiemy się bliżej Kanady i spędzimy tam miesiąc, następnie bardziej na południe i tam zakończymy trasę. Ale koniec gadania, zaraz przyniosę ci walizkę, musisz iść już spać. Usiadła na krześle obok komody. Gdy wróciłem do chłopaków śmiali się.
-Co z Charlie? - spytał Chazz.
-Dzisiaj śpimy razem. Ja i ty. - uśmiechnąłem się.
-Co? Nie zmieniaj tematu - wkurzył się.
-Pokojów jest 6, nas 7. Chyba potrafisz liczyć? - zadrwiłem - Oddałem jej moje łóżko, ty się swoim ze mną podzielisz. - uśmiech zamienił się w wyszczerz.
-Wolałbym długonogą blondyneczkę, ale ty też możesz być - dostałem kuksańca w bok.
-Dobra, gdzie walizka małej? Muszę jej ją zanieść.
-Tam - powiedział Joe wskazując na szafę.
-Dzięki - odpowiedziałem kierując się w stronę przedmiotu.
-Czekam - puściłem oczko Chesterowi i wyszedłem z pokoju.
W lewo, w prawo, Michael Shinoda.
Po otworzeniu drzwi i wgramoleniu się do środka zobaczyłem, że dziewczyna usnęła. Nie miałem serca jej budzić, więc podszedłem do niej, wyciągnąłem jej z uszu kolczyki oraz ściągnąłem buty. Przykryłem ją kołdrą, pocałowałem w czoło i na paluszkach wyszedłem z pomieszczenia. Naprzeciwko mojego pokoju był pokój Chestera. Po wejściu do niego zastał mnie standardowy widok - wszędzie były porozrzucane ubrania oraz kosmetyki, a Chazz klęczał w całym tym bałaganie.
-Chazz, czy ty na prawdę nie potrafisz włożyć ubrań do szafy? - wkurzyłem się.
-Mikey, nie wkurwiaj mnie. Nie widziałeś mojej czarnej koszuli? Chciałem ją jutro ubrać - odpowiedział zdenerwowanym głosem.
Podszedłem do niego, chwyciłem za ramię i zaprowadziłem do lustra.
-Ooo, znalazła się - wyszczerzył się.
-Jeżeli zdarzy się jeszcze jedna taka akcja to obiecuję, że przeprowadzę na tobie terapie wstrząsową! - wydarłem się.
-Mike, nie pouczaj mnie bo sam nie jesteś idealny! - on również podniósł głos.
-Nikt nie jest idealny, ale trzeba zachować jakąś normę, chłopie!
-Ja pierdo-dziele... - rozległ się głos Charlie
-Obudziłeś ją swoimi krzykami - powiedział Chester wychodząc z pokoju.
Zakląłem pod nosem i zacząłem przebierać się w piżamę. Strasznie źle się czułem przez tą kłótnie. Odkręciłem kurek z wodą i obmyłem nią twarz. Z każdą kroplą zmywałem z siebie napięcie. W lustrze zobaczyłem jego twarz. Odwróciłem się.
-Przepraszam stary - wpadłem mu w ramiona.
-To ja przepraszam, miałeś rację. Może zacznę w końcu dbać o porządek... - zamyślił się.
-Chazz, kogo ty chcesz oszukać? - zaśmiałem się.
-Dobra, Mikey, chodź już spać. Jutro się pokłócimy. - mówiąc to ziewnął.
/Rozdział krótki, ponieważ jest wstępem do kolejnego, wielkiego rozdziału.
Przepraszam za użyte wulgaryzmy i zapraszam do wyrażania swojej opini w komentarzach :)
Charlie
Bus zatrzymał się pod wielkim budynkiem. Kilkoro ludzi już czekało.
-Proszę dać nam bagaże, zaniesiemy je do garderoby - powiedziała niska kobieta w stroju obsługi.
-Megan, tyle razy cię prosiliśmy - sami potrafimy nosić swoje rzeczy. - uśmiechnął się Chester.
-Na pewno państwo sobie poradzą? - powiedziała patrząc na mnie.
-Tak, poradzimy sobie - odpowiedziałam z najpiękniejszym uśmiechem, jaki potrafiłam uzyskać.
-Wypada się przedstawić, skoro będziemy pracować razem przez 3 miesiące. Jestem Melanie, Melanie Scott - podała mi rękę.
-Charlie Wright, miło mi - uścisnęłam jej dłoń.
-Chodźmy już - powiedział Mike łapiąc mnie za rękę.
-Kotku, boję się coraz bardziej - wyznałam.
-Poradzisz sobie, w końcu w przyszłości będziesz panią Shinoda - zaśmiał się.
-Skoro pan tak sądzi... - pocałował mnie w czoło.
Idąc korytarzem do garderoby podziwiałam wiele rzeźb oraz zdjęć wykonanych nawet 100, 200 lat temu. Koło nogi przewinął mi się piękny kot, pers. Schyliłam się by go pogłaskać.
-Nie radzę, drapie jak cholera - jak spod ziemi pojawił się jakiś starszy mężczyzna.
-My się panienko nie znamy. Richard Scott, opiekuję się tym budynkiem razem z rodziną. Poznałaś już moją córkę?
-Tak, poznałam ją. Ja jestem Charlie Wright. Podziwiam pana, że mimo biegu czasu te pomieszczenia dalej zachwycają!
-Dziękuje, to po prostu całe moje życie. Muszę już iść, do zobaczenia - pomachał nam i odszedł.
-Całkiem miły ten staruszek - powiedziałam do zespołu. Pokiwali głowami.
Po 4 minutach doszliśmy do garderoby. Na drzwiach widniał wielki napis ''Linkin Park'' oraz podpisy członków. Chciałam otworzyć drzwi, jednak były zamknięte. Odwróciłam się. Chłopcy stali w jednym rzędzie i w tym samym momencie powiedzieli :
-Witamy w zespole Linkin Park, Charlie.
Każdy z nich podał mi dłoń, po czym Mike dał mi marker z poleceniem złożenia podpisu. Dopiero wtedy Chester otworzył drzwi do pomieszczenia. Garderoba była olbrzymia. Po lewej stronie stały toaletki oraz szafy, naprzeciwko wejścia wielkie okna, po prawej stronie wielkie lustra oraz kolejne drzwi. Na środku stały dwie trzyosobowe sofy. Po całym pokoju ''walały się'' puste wieszaki. Poczułam kłucie w brzuchu. No tak, trema się pojawiła.
-Siema chłopaki - do pomieszczenia wpadła dziewczyna.
-Charlie - powiedziałam podając jej dłoń.
-Mania - uścisnęła moją dłoń.
Dowiedziałam się, że jest stylistką. Jej imię nie dawało mi spokoju, dlatego zapytałam :
-Nie jesteś przypadkiem Polką?
-Mam to imię po babci, ona mieszkała w Polsce. Dobra, rozpakujcie się, do zobaczenia jutro.
-Idę po kawę, chcecie? - zapytał się Brad.
-Idziemy z tobą - powiedział Rob.
-A wy? - pytanie było skierowane do naszej dwójki.
Pokiwaliśmy z Mike'm głowami w geście odmowy.
Usiadłam na kanapie.
-Kotek, będzie ok - przysiadł się Spike.
Mike
Ciężko mi na nią patrzeć, gdy tak się denerwuje. Robi się wtedy jeszcze bledsza, a w jej oczach gasną iskierki.
-Mike, tak bardzo boli mnie brzuch...
-Charlie, nie denerwuj się tak - chciało mi się płakać, gdy widziałem ją w takim stanie.
Wstała i ruszyła w stronę gitary. W połowie drogi nagle stanęła. Wystraszyłem się.
-Stało się coś? - spytałem.
Odpowiedziała mi cisza.
Podszedłem do niej i chwyciłem za ramiona. Serce waliło mi jak oszalałe. Robiła się coraz lżejsza i delikatnie osuwała ku podłodze. Złapałem ją w pasie i położyłem na kanapie. Pod nogi wsadziłem poduszki.
-Kręci mi się w głowie - wyszeptała.
-Ciiii, nic nie mów - chwyciłem ją za dłoń.
W tym momencie do pokoju weszli chłopcy. Chester podał Bradowi kawę i od razu rzucił się na dziewczynę w celu wypytania o samopoczucie.
-Idę po wodę - powiedziałem i wybiegłem na korytarz, po czym skręciłem w prawo. Po czerech minutach dobiegłem do kawiarenki.
-Poproszę 2 butelki wody - mówiłem od drzwi.
-Gazowana czy nie? - zapytała ekspedientka.
-Niegazowana.
-Proszę. Niech pan na siebie uważa, zabije pan albo kogoś albo siebie - uśmiechnęła się.
-Dzięki - odpowiedziałem i już mnie nie było.
Gdy wróciłem do garderoby Charlie siedziała na kanapie, co prawda kiwając się na boki, ale siedziała. Podałem jej wodę, zwilżyłem ręcznik i przyłożyłem jej do czoła. Nie mogłem się uspokoić, tak bardzo się bałem. Sprawdziłem czy ma gorączkę, była rozpalona. Ponownie zwilżyłem ręcznik i przyłożyłem do jej czoła. Po 15 minutach go zdjąłem, była trochę zimniejsza.
-Mike, ja się już trochę lepiej czuje...
-Przecież widzę jak wyglądasz, nie gadaj głupot.
Spojrzałem na zegarek - 23.30.
-Charlie, chodź ze mną, pokaże ci sypialnie, musisz się wyspać. - powiedział Chester.
-Może ja ją zaprowadzę? - spytałem. Pokiwał głową.
Wstała. Złapałem ją za rękę, w razie zasłabnięcia szybko ją złapię. Po wyjściu z garderoby skręciłem w lewo, a następnie w prawo - tam były nasze sypialni. Przypomniałem sobie, że jest ich tylko 6. Bez zbędnego namysłu otworzyłem drzwi z tabliczką ''Michael Shinoda''.
Mój pokój niewiele zmienił się od zeszłego roku. Ciemne panele nadal kontrastowały z szarymi ścianami. Wszystkie dodatki były koloru białego lub granatowego. Największą uwagę przyciągało łóżko zaścielone białą kołdrą z granatowymi poduszkami.
-Tu jest tak... pięknie - powiedziała Charlie.
-Przyzwyczajaj się, spędzisz tutaj miesiąc - odpowiedziałem ku jej zdziwieniu.
-Ale przecież koncerty są na terenie całych Stanów Zjednoczonych? - zapytała.
-Tak, ale koncerty organizowane są tak, abyśmy mogli tutaj mieszkać. Potem przeniesiemy się bliżej Kanady i spędzimy tam miesiąc, następnie bardziej na południe i tam zakończymy trasę. Ale koniec gadania, zaraz przyniosę ci walizkę, musisz iść już spać. Usiadła na krześle obok komody. Gdy wróciłem do chłopaków śmiali się.
-Co z Charlie? - spytał Chazz.
-Dzisiaj śpimy razem. Ja i ty. - uśmiechnąłem się.
-Co? Nie zmieniaj tematu - wkurzył się.
-Pokojów jest 6, nas 7. Chyba potrafisz liczyć? - zadrwiłem - Oddałem jej moje łóżko, ty się swoim ze mną podzielisz. - uśmiech zamienił się w wyszczerz.
-Wolałbym długonogą blondyneczkę, ale ty też możesz być - dostałem kuksańca w bok.
-Dobra, gdzie walizka małej? Muszę jej ją zanieść.
-Tam - powiedział Joe wskazując na szafę.
-Dzięki - odpowiedziałem kierując się w stronę przedmiotu.
-Czekam - puściłem oczko Chesterowi i wyszedłem z pokoju.
W lewo, w prawo, Michael Shinoda.
Po otworzeniu drzwi i wgramoleniu się do środka zobaczyłem, że dziewczyna usnęła. Nie miałem serca jej budzić, więc podszedłem do niej, wyciągnąłem jej z uszu kolczyki oraz ściągnąłem buty. Przykryłem ją kołdrą, pocałowałem w czoło i na paluszkach wyszedłem z pomieszczenia. Naprzeciwko mojego pokoju był pokój Chestera. Po wejściu do niego zastał mnie standardowy widok - wszędzie były porozrzucane ubrania oraz kosmetyki, a Chazz klęczał w całym tym bałaganie.
-Chazz, czy ty na prawdę nie potrafisz włożyć ubrań do szafy? - wkurzyłem się.
-Mikey, nie wkurwiaj mnie. Nie widziałeś mojej czarnej koszuli? Chciałem ją jutro ubrać - odpowiedział zdenerwowanym głosem.
Podszedłem do niego, chwyciłem za ramię i zaprowadziłem do lustra.
-Ooo, znalazła się - wyszczerzył się.
-Jeżeli zdarzy się jeszcze jedna taka akcja to obiecuję, że przeprowadzę na tobie terapie wstrząsową! - wydarłem się.
-Mike, nie pouczaj mnie bo sam nie jesteś idealny! - on również podniósł głos.
-Nikt nie jest idealny, ale trzeba zachować jakąś normę, chłopie!
-Ja pierdo-dziele... - rozległ się głos Charlie
-Obudziłeś ją swoimi krzykami - powiedział Chester wychodząc z pokoju.
Zakląłem pod nosem i zacząłem przebierać się w piżamę. Strasznie źle się czułem przez tą kłótnie. Odkręciłem kurek z wodą i obmyłem nią twarz. Z każdą kroplą zmywałem z siebie napięcie. W lustrze zobaczyłem jego twarz. Odwróciłem się.
-Przepraszam stary - wpadłem mu w ramiona.
-To ja przepraszam, miałeś rację. Może zacznę w końcu dbać o porządek... - zamyślił się.
-Chazz, kogo ty chcesz oszukać? - zaśmiałem się.
-Dobra, Mikey, chodź już spać. Jutro się pokłócimy. - mówiąc to ziewnął.
/Rozdział krótki, ponieważ jest wstępem do kolejnego, wielkiego rozdziału.
Przepraszam za użyte wulgaryzmy i zapraszam do wyrażania swojej opini w komentarzach :)
Charlie
wtorek, 24 grudnia 2013
INFORMACJA
Dzisiaj raczej nie pojawi się nowy rozdział, chcę spędzić ten dzień w jak największej mierze z rodziną. Jutro wszystko wróci do normy.
Na waszych blogach składałam wam życzenia, ale nikomu nie zaszkodzi, jak zrobię to jeszcze raz.
Na waszych blogach składałam wam życzenia, ale nikomu nie zaszkodzi, jak zrobię to jeszcze raz.
Prószy śnieg czysty jak twe serce,
gdziekolwiek spojrzę tam śnieżne kobierce,
cichutko rozbrzmiewa wesoła kolęda -
niech piękne będą dla Was Te Święta.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo pieniędzy, wielu prawdziwych przyjaciół wokół, biletów na koncert Linkin Park w Polsce ;), płyt pod choinką, weny oraz spełnienia wszystkich skrytych marzeń, bo niemożliwe często staje się możliwe :)
+Dzisiaj zajmę się wyglądem bloga, dodam zakładkę z bohaterami, playlistę, jednak pracę rozkładam sobie tak, by skończyć w drugi dzień świąt.
poniedziałek, 23 grudnia 2013
ROZDZIAŁ VII
Charlie
-Charlie, no ile można czekać? - usłyszałam niezbyt zadowolony głos Spike'a.
-Już idę!
Gdy zeszłam schodami na dół Mike już czekał. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Na miejscu usiedliśmy na kanapie i wybraliśmy osiem najfajniejszych projektów.
-Trzeba jeszcze uzgodnić z chłopakami kolory i będziemy mogli wybierać. To w czym masz problem?
- W ''Faint'' źle mi wychodzą cztery dźwięki, próbowałam jakoś pozmieniać, ale nic to nie daje.
-Zagraj mi to.
Wsłuchał się w melodie i mój cichy śpiew.
-Błędny zapis nut, za dużo ich tu jest. Zagraj teraz bez nich.
Uwielbiam patrzeć na niego, gdy jest skupiony, ponieważ wygląda tak męsko. Wstał i zaczął chodzić w kółko po studio. Skończyłam grać.
-Tak, mamy to. Skreśl te cztery nuty, pojawił się jakiś błąd. Czyli umiesz już 6 piosenek... Całkiem nieźle - uśmiechnął się.
-Mike, usiądź, wróćmy do porannej rozmowy. - usiadł koło mnie. Przytuliłam się.
-10 lat temu dowiedziałam się, że mam siostrę. Pewnego dnia została po prostu podrzucona. Od razu jakaś para się nią zainteresowała, więc jeździła do nich na spotkania. Miałam wtedy 7 lat, ona 3. Pewnego dnia uparła się, bym z nią tam jechała, więc mnie ze sobą zabrali. Bałam się tam przebywać, ponieważ dom był ogromny. Wpadło 6 mężczyzn z broniami, schowałyśmy się do jakieś szafy, ale nas znaleźli. Wszędzie była krew... Wywieźli nas na obrzeża Liverpoolu. Bili nas. Ja znosiłam to lepiej, bo byłam bita od kiedy pamiętam. Ona tak strasznie płakała... Kiedyś zostawili uchylone drzwi, więc chwyciłam ją za rękę i wybiegłyśmy. Jeden z nich zaczął nas gonić. Uderzył ją w plecy. Upadła. Przyłożył jej pistolet do skroni, a mnie mocno złapał za rękę. Zaczęłam krzyczeć, by nas zostawił, że to tylko dziecko... Strzelił. Ugryzłam go w dłoń i zaczęłam biec w stronę drogi. Po raz drugi strzelił. Trafił mnie w prawe biodro. Chwilę za mną biegł, po czym zawrócił w stronę samochodu. Dobiegłam do autostrady. Jakieś małżeństwo się zatrzymało, w końcu zobaczyli zakrwawioną 7-latkę. Oni ją zabili... zabili moją jedyną siostrę... - rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Mała, nie płacz... - pocieszał mnie.
-Dziękuje ci za to, że jesteś, kocham cię - pocałowałam go i trochę się uspokoiłam.
Gdy zeszły ze mnie wszystkie emocje Mike przedstawił mi swoją propozycję.
-Mam pomysł, może po próbie pojedziemy do moich rodziców?
-Może po trasie? Za dużo tego wszystkiego teraz...
-Dobrze, jak tylko będziesz chciała to wsiadamy w auto i jedziemy.
Mike
Nie mogę się doczekać dnia, kiedy przedstawię ją rodzicom. Za 15 minut chłopcy tutaj będą.
-Może przygotujemy scenę do próby? - zaproponowałem.
-Ok, to ja idę po instrumenty - odpowiedziała.
Rostawiłem mikrofony i pomogłem jej je układać.
-Cześć chłopcy - usłyszałem jej głos. Odwróciłem. Witała się z każdym przytuleniem.
-Dobra, bez zbędnego opierdzielania - zaczynamy próbę! - zarządził Chazz.
-Chester, jeszcze sprawy organizacyjne, gdzie mała ma śpiewać, a gdzie grać. - przypomniał Rob.
-Śpiewasz wszędzie, na gitarze grasz wszędzie - pomagasz Bradowi. Na klawiszach zagrasz ''The Catalyst'', bo Mike się dużo udziela. I pamiętaj, wszystko ok, potrafisz grać, nie pomylisz się. Dobra, zaczynamy. - mówił szybko Chester.
Na próbie Charlie dwa razy płakała, że nie daje już rady, ale udało nam się ją uspokoić. Jutro generalna próba, w niedziele wyjeżdżamy a w poniedziałek pierwszy występ Charlie przed publicznością.
-Idziemy na jakąś kolację?
-Joe, błagam cię - zaśmiała się mała.
-W sumie to ja też jestem głodny - powiedział Brad.
-To gdzie idziemy? Na pizze? - spytałem.
-W drogę - złapała mnie za rękę i ruszyła w stronę drzwi.
-A może zjemy u Mike'a? - zaproponował Rob.
-Dlaczego u mnie?
-Bo ty masz wygodną kanapę i największy telewizor z nas wszystkich. - wyszczerzył się Dave.
-Phoenix, nie mam zamiaru sprzątać po was, tak jak to było ostatnio.
-Jedziemy po pizze a potem do Spike'a - zarządził Chazz.
Gdy zjedliśmy pizze zaproponowałem obejrzenie filmu. Głosowanie zadecydowało, że oglądamy horror.
Nie wiem, czy Charlie była zmęczona, czy to film był słaby, ale po 20 minutach usnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Gdy położyłem ją na łóżku przebudziła się na moment, ale szybko z powrotem zapadła w sen. Wróciłem do salonu. Obejrzeliśmy jeszcze dwa filmy, po czym ja poszedłem spać do Charlie, a chłopcy do pokoju gościnnego.
Charlie
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam uśmiechniętą twarz Mike'a.
-Dzień dobry, pani Shinoda. Wstajemy, rozpoczął się nowy dzień - złożył całusa na moim czole.
Jak za każdym razem, gdy mówię do mnie ''pani Shinoda'' zarumieniłam się.
-Jeju, jak ty się słodko rumienisz - uśmiechnął się.
Chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy się całować.
-Ojejku, jak słodko, zaraz się porzygam - z kuchni wyszedł Joe.
-A co, zazdrosny jesteś? - zadrwił Spike.
-Nie, ja mam swoje ciasteczka - powiedziawszy to wyszedł z pokoju.
-No kotku, jutro twój wielki dzień.
-Pójdziesz ze mną do domu? Spakuje się, wieczorem nie będę miała na to czasu.
-Dobra, to idź się ubrać, ja tu trochę posprzątać i zostawię jakąś karteczkę, że wychodzimy.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Wyjątkowo nie zrobiłam makijażu. Na stole leżała kartka :
-Julie, chodź szybciej, spóźnimy się - niska, pulchna dziewczynka zwróciła się do koleżanki.
Julie była dosyć wysoką brunetką z wielkimi, brązowymi oczami oraz budową podobną do mnie. Puściłam jego rękę. Pobiegłam w stronę dziewczyny.
-Julie, pamiętasz mnie? Julie? - chwyciłam dziewczynkę za rękę.
-Puść mnie, wariatko! Chodź, Margaret - odwróciła się i pobiegły w stronę szkoły.
-Charlie, co to miało znaczyć? - podbiegł do mnie Mike.
-Mike, to było ona. Rozumiesz? ONA - zaznaczyłam to słowo.
-Wydawało ci się. Chodź już.
-To była ona, nie rozumiesz tego? Moja siostra!
Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę domu.
Mike
Ta dziewczyna faktycznie była trochę podobna do Charlie... Ja nie pozwolę jej się teraz rozklejać, jutro wyjeżdżamy. Pakowała się w ciszy, nie odpowiadała na moje pytania. Jest na mnie obrażona o to, że jej nie uwierzyłem. Poszedłem do niej.
-Charlie, nie bądź na mnie zła...
-Ale dlaczego ty mi nie wierzysz?
-Tego nie powiedziałem. Ale jaka szansa jest na to, że ona przeżyła i znalazła się w LA? - postanowiłem nie bawić się w ''podchody'', tylko powiedzieć ''prosto z mostu''
-Wiem, ja chyba sama siebie oszukuje...
Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Idę otworzyć, może Chazz zapomniał kluczy.
Osoba, którą zobaczyłem przed drzwiami zszokowała mnie tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie odpowiedziałem na powitanie.
Charlie
Zostały mi do spakowania jeszcze przybory, instrumenty i kosmetyki. Zrobiłam sobie małą przerwę, gdyż chciałam zrobić porządek w szkatułce z biżuterią.
-Charlie, chodź tu szybko - zawołał mnie Mike.
Zatrzymałam się w połowie schodów. W progu stała ona.
-Julie? To jednak ty?
-Charlie, ja cię tak bardzo przepraszam... - zaczęła mówić dziewczyna.
Stanęłam koło Mike'a.
-Wejdź, nie będziemy rozmawiały przez próg.
Gdy znaleźliśmy się już w salonie Mike powiedział :
-To może zostawię was same?
-Nie, zostań. - poprosiłam. - Nie będziesz miała nic przeciwko?
-Nie, oczywiście że nie - szybko zapewniła.
*-Nie powinnaś być teraz w szkole?
-Powinnam, ale nie dałabym sobie spokoju, gdybym tutaj nie wróciła. Ja cię tak bardzo przepraszam, nie wiedziałam jak zareagować... Jak to się stało, że jesteś w LA?
-O to samo chciałabym się ciebie zapytać. Jak to możliwe, że ty żyjesz? Przecież dostałaś w głowę...
-Tak, ale pocisk mnie tylko drasnął, nie pamiętam szczegółów, to było 10 lat temu...
-Pamiętasz mnie? Miałaś wtedy 3 lata...
-Pamiętam to jak przez mgłę. Rodzice wtedy po mnie wrócili i zabrali tutaj, do LA.
-R- rodzice są tutaj? Wrócili po ciebie po tylu latach a mnie zostawili? Zostawili mnie po raz drugi? - rozpłakałam się. Mike mocniej mnie przytulił i pocałował w czoło. -Czy ja mogłabym iść z tobą i się z nimi spotkać?
-To niemożliwe, nie żyją. Mieszkam z jakąś znajomą rodziców.
-Jak oni mieli na imię?
-Mizuki i Angelika.
Julia wpadła mi w ramiona. Przytuliłam ją. Rozpłakałyśmy się.
-Jakie znasz języki? - zapytała się mnie nagle.
-Angielski, japoński i polski.
-Też urodziłaś się dwujęzyczna?
-Tak. Boże, jak ty się zmieniłaś... Wiesz jak ja za tobą tęskniłam?
-Charlie, ja o tobie codziennie myślałam, nie wiedziałam, czy ty żyjesz, nie wiedziałam gdzie ty jesteś, co robisz w danym momencie...
-A ja myślałam, że ty w ogóle nie żyjesz...
-Zapiszesz mi w komórce swój numer telefonu? Idę do szkoły, może zdążę na drugą lekcje. Jeszcze raz przepraszam cię za zachowanie na ulicy, fajnie, że się spotkałyśmy. Do kiedyś tam. - pocałowała mnie w policzek. - Do widzenia! - mówiąc to uścisnęła dłoń Mike'a.
Gdy wyszła usiadłam na kanapie.
-Czy ja śnie? - spytałam się go.
-Jesteście do siebie bardzo podobne - stwierdził.
Uczucia, które mną targały trudno opisać. Byłam szczęśliwa, że moja siostra jednak żyje, ale również zawiedziona tym spotkaniem, nie powinno tak wyglądać. Rodzice nie żyją... Poznałam przynajmniej ich imiona...
Otworzyły się drzwi. To chłopcy wrócili.
-Spakowana? - spytał Chester.
-Tak, rano spakuję jeszcze instrumenty.
-Nie jedziemy dzisiaj na próbę, pogramy jeszcze w autokarze. Przyszliśmy powiedzieć, że idziemy do kina, chcecie iść z nami? - spytał się Brad.
-Nie, mamy inne plany. - powiedziałam.
-To my idziemy - pożegnali się.
-Jakie plany? - spytał się mnie Mike.
-Idę się przebrać i jedziemy do twoich rodziców - stwierdziłam.
Ubrałam się w beżową sukienkę oraz założyłam buty na obcasie. Zakręciłam włosy, a grzywkę wysoko upięłam.
-Kochanie, wyglądasz olśniewająco. - pocałował mnie.
Drzwi otworzyli rodzice Mike'a - Donna i Muto.
-Dzień dobry - przywitali nas.
Gdy byliśmy w salonie stało się to, na co tak długo czekałam.
-Mamo, tato - to jest Charlie, kobieta, z którą chcę spędzić całe swoje życie.
Uścisnęłam ich dłonie.
-Miło mi państwa poznać.
Całe spotkanie przebiegło jak w bajce. Ciągłe motylki w brzuchu, to było to, co czułam będąc blisko Mike'a.
-Do widzenia Charlie, dbaj o niego na trasie.
-Obiecuje, że zajmę się nim najlepiej jak potrafię.
Wyszliśmy trzymając się za ręce.
-Przypadłaś im do gustu.
-Naprawdę? - chciałam się upewnić.
-Tak, jestem tego pewny.
-Mike, gdybym mogła słowami wyrazić to, jak bardzo cię kocham...
Mike
Kolacja z rodzicami była bardzo udana. Przy pożegnaniu wyszeptali mi, że są ze mnie dumni.
-Może pojedziemy do mnie? - zaproponowałem.
-Ok.
Przez całą drogę Charlie opowiadała mi, że moi rodzice są bardzo fajni i wyrozumiali. Gdy weszliśmy do domu wskoczył na mnie mój kot.
-Przypomniałeś sobie o tym, że masz dom? Chodź, nakarmię cię.
-To ja idę się wykąpać - zawołała mała i już jej nie było.
Gdy nałożyłem kotu jedzenie do miski udałem się schodami na górę. Chwilę biłem się z myślami, po czym zapukałem do drzwi łazienki.
-Mike, daj mi kilka minut.
Powoli otworzyłem drzwi. Zakręciła wodę.
-Co ty robisz? - powiedziała próbując zasłonić swoje nagie ciało rękami.
Podszedłem do niej i pocałowałem. Popatrzyłem się jej głęboko w oczy. Odwzajemniła pocałunek. Zacząłem wodzić rękoma bo jej nagim, delikatnym ciele. Próbowała ściągnąć mi koszulkę, pomogłem jej.
-Czy ty na pewno tego chcesz? - zapytałem.
-Ja nigdy... Tak, chce tego - pocałowała mnie.
Podniosłem ją i przeniosłem do sypialni. Położyłem na łóżku. Ściągnąłem spodnie oraz bokserki. Mimo ciemności panującej w pokoju wyraźnie widziałem jej twarz. W jej oczach świeciły się iskierki.
-Kocham cię - powiedziałem całując ją.
-Ja ciebie też, kochanie - odwzajemniła pocałunek
Czuła na całym ciele ogień, ogień miłości. Dzieliła go ze mną. Z czasem jej dotyk stawał się coraz śmielszy. Nasze skuszone dotyku ciała zbliżyły się do siebie maksymalnie. Po chwili nie działał już zdrowy rozsądek tylko wszechobecne, irracjonalne pragnienie rozkoszy, którą osiągnęliśmy.
Charlie
Tą noc zapamiętam na długo. Rano, gdy się obudziłam byłam przytulona do Mike'a. Twarz miał w moich włosach, przez co cicho chrapał. Nie miałam serca go budzić. Przyglądałam się mu z uśmiechem, który nie chciał zejść mi z ust. Obudził się pół godziny później. Pierwsze co zobaczył po otworzeniu oczu to mnie z szerokim uśmiechem.
-Jak ty słodko wyglądasz jak śpisz - pocałowałam go w czoło.
-Ty również - odwzajemnił pocałunek, jednak w usta.
Spojrzał na ekran telefonu.
-Kotek, musimy się zbierać, muszę się jeszcze spakować.
-Jeszcze tego nie zrobiłeś?
-Ja jestem jednym z Linkinów, nie dziw się - zaśmiał się.
Pół godziny później byliśmy u mnie w domu. Obrazek, który zobaczyliśmy wywołał u nas salwę śmiechu. Chester biegał po całym domu krzycząc :
-Kuuuuźwa, gdzie jest moja szczoteczka? Szczoteczko, kici kici!
Mike pomógł spakować mi przybory do rysunku oraz klawisze, ja w tym czasie pakowałam kosmetyki i biżuterię. Dostałam SMS'a.
Cześć Charlie,
co słychać? Życzę Ci powodzenia na trasie, czytałam na necie. Pamiętaj, że Cię kocham siostrzyczko!
Julie
Pokazałam go Mike'owi. Uśmiechnął się szeroko. Szybko odpisałam.
Cześć Julie, dziękuje Ci bardzo. Peace&Love,
Charlie.
-Charlie, Chester! Za 10 minut chłopcy po nas przyjadą, zbierajcie się!
Zeszłam na dół z wielką walizką. Dołożyłam jeszcze keyboard i przybory.
-Nie wyjdę z tego domu, dopóki nie znajdę mojej szczoteczki! - darł się Chazz.
Wymieniliśmy ze Spike'm spojrzenia.
-Chester... - zaczął mężczyzna.
-Co? - odkrzyczał.
-Twoja szczoteczka leży na stole - skończyłam.
Nim skończyłam mówić bym tuż obok mnie.
-Dzięki, Charlie. No to ja jestem już gotowy - uśmiechnął się pakując przedmiot do torby.
Wywróciłam oczami, co poskutkowało kuksańcem w bok.
Chwilę potem rozległo się trąbienie. Mike wziął moją walizkę i wyszedł z domu, po chwili wrócił po swoją. Chester upewnił się, czy zabrał wszystkie rzeczy i usiadł w busie na fotelu pasażera z przodu pojazdu. Ja i Spike usiedliśmy z tyłu. Dołączył do nas Brad, mówiąc :
-Błagam, nie liżcie się za często.
Wybuchłam śmiechem.
Przez całą podróż śpiewałam, grałam na gitarze, pisałam SMS'y z Mike'm oraz oczywiście spałam.
Po 10 godzinach byliśmy na miejscu.
To jest to.
Ten świat.
Mój nowy świat
* Szkoła w sobotę - coś w stylu odrabiania wolnego dnia kilka dni przed zakończeniem roku, ja to wymyśliłam - nie ma czegoś takiego w Amerykańskim Systemie Oświaty :)
/Kolejny rozdział za nami. Nie potrafię pisać scen łóżkowych, wybaczcie :)
Chciałabym zaprosić was na mojego tumblra o tematyce Linkin Park :
KLIK
Dziękuje za miłe komentarze, są one dla mnie wielką motywacją.
Życzę wam zdrowych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w rodzinnym gronie.
/Charlie
-Charlie, no ile można czekać? - usłyszałam niezbyt zadowolony głos Spike'a.
-Już idę!
Gdy zeszłam schodami na dół Mike już czekał. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Na miejscu usiedliśmy na kanapie i wybraliśmy osiem najfajniejszych projektów.
-Trzeba jeszcze uzgodnić z chłopakami kolory i będziemy mogli wybierać. To w czym masz problem?
- W ''Faint'' źle mi wychodzą cztery dźwięki, próbowałam jakoś pozmieniać, ale nic to nie daje.
-Zagraj mi to.
Wsłuchał się w melodie i mój cichy śpiew.
-Błędny zapis nut, za dużo ich tu jest. Zagraj teraz bez nich.
Uwielbiam patrzeć na niego, gdy jest skupiony, ponieważ wygląda tak męsko. Wstał i zaczął chodzić w kółko po studio. Skończyłam grać.
-Tak, mamy to. Skreśl te cztery nuty, pojawił się jakiś błąd. Czyli umiesz już 6 piosenek... Całkiem nieźle - uśmiechnął się.
-Mike, usiądź, wróćmy do porannej rozmowy. - usiadł koło mnie. Przytuliłam się.
-10 lat temu dowiedziałam się, że mam siostrę. Pewnego dnia została po prostu podrzucona. Od razu jakaś para się nią zainteresowała, więc jeździła do nich na spotkania. Miałam wtedy 7 lat, ona 3. Pewnego dnia uparła się, bym z nią tam jechała, więc mnie ze sobą zabrali. Bałam się tam przebywać, ponieważ dom był ogromny. Wpadło 6 mężczyzn z broniami, schowałyśmy się do jakieś szafy, ale nas znaleźli. Wszędzie była krew... Wywieźli nas na obrzeża Liverpoolu. Bili nas. Ja znosiłam to lepiej, bo byłam bita od kiedy pamiętam. Ona tak strasznie płakała... Kiedyś zostawili uchylone drzwi, więc chwyciłam ją za rękę i wybiegłyśmy. Jeden z nich zaczął nas gonić. Uderzył ją w plecy. Upadła. Przyłożył jej pistolet do skroni, a mnie mocno złapał za rękę. Zaczęłam krzyczeć, by nas zostawił, że to tylko dziecko... Strzelił. Ugryzłam go w dłoń i zaczęłam biec w stronę drogi. Po raz drugi strzelił. Trafił mnie w prawe biodro. Chwilę za mną biegł, po czym zawrócił w stronę samochodu. Dobiegłam do autostrady. Jakieś małżeństwo się zatrzymało, w końcu zobaczyli zakrwawioną 7-latkę. Oni ją zabili... zabili moją jedyną siostrę... - rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Mała, nie płacz... - pocieszał mnie.
-Dziękuje ci za to, że jesteś, kocham cię - pocałowałam go i trochę się uspokoiłam.
Gdy zeszły ze mnie wszystkie emocje Mike przedstawił mi swoją propozycję.
-Mam pomysł, może po próbie pojedziemy do moich rodziców?
-Może po trasie? Za dużo tego wszystkiego teraz...
-Dobrze, jak tylko będziesz chciała to wsiadamy w auto i jedziemy.
Mike
Nie mogę się doczekać dnia, kiedy przedstawię ją rodzicom. Za 15 minut chłopcy tutaj będą.
-Może przygotujemy scenę do próby? - zaproponowałem.
-Ok, to ja idę po instrumenty - odpowiedziała.
Rostawiłem mikrofony i pomogłem jej je układać.
-Cześć chłopcy - usłyszałem jej głos. Odwróciłem. Witała się z każdym przytuleniem.
-Dobra, bez zbędnego opierdzielania - zaczynamy próbę! - zarządził Chazz.
-Chester, jeszcze sprawy organizacyjne, gdzie mała ma śpiewać, a gdzie grać. - przypomniał Rob.
-Śpiewasz wszędzie, na gitarze grasz wszędzie - pomagasz Bradowi. Na klawiszach zagrasz ''The Catalyst'', bo Mike się dużo udziela. I pamiętaj, wszystko ok, potrafisz grać, nie pomylisz się. Dobra, zaczynamy. - mówił szybko Chester.
Na próbie Charlie dwa razy płakała, że nie daje już rady, ale udało nam się ją uspokoić. Jutro generalna próba, w niedziele wyjeżdżamy a w poniedziałek pierwszy występ Charlie przed publicznością.
-Idziemy na jakąś kolację?
-Joe, błagam cię - zaśmiała się mała.
-W sumie to ja też jestem głodny - powiedział Brad.
-To gdzie idziemy? Na pizze? - spytałem.
-W drogę - złapała mnie za rękę i ruszyła w stronę drzwi.
-A może zjemy u Mike'a? - zaproponował Rob.
-Dlaczego u mnie?
-Bo ty masz wygodną kanapę i największy telewizor z nas wszystkich. - wyszczerzył się Dave.
-Phoenix, nie mam zamiaru sprzątać po was, tak jak to było ostatnio.
-Jedziemy po pizze a potem do Spike'a - zarządził Chazz.
Gdy zjedliśmy pizze zaproponowałem obejrzenie filmu. Głosowanie zadecydowało, że oglądamy horror.
Nie wiem, czy Charlie była zmęczona, czy to film był słaby, ale po 20 minutach usnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Gdy położyłem ją na łóżku przebudziła się na moment, ale szybko z powrotem zapadła w sen. Wróciłem do salonu. Obejrzeliśmy jeszcze dwa filmy, po czym ja poszedłem spać do Charlie, a chłopcy do pokoju gościnnego.
Charlie
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam uśmiechniętą twarz Mike'a.
-Dzień dobry, pani Shinoda. Wstajemy, rozpoczął się nowy dzień - złożył całusa na moim czole.
Jak za każdym razem, gdy mówię do mnie ''pani Shinoda'' zarumieniłam się.
-Jeju, jak ty się słodko rumienisz - uśmiechnął się.
Chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy się całować.
-Ojejku, jak słodko, zaraz się porzygam - z kuchni wyszedł Joe.
-A co, zazdrosny jesteś? - zadrwił Spike.
-Nie, ja mam swoje ciasteczka - powiedziawszy to wyszedł z pokoju.
-No kotku, jutro twój wielki dzień.
-Pójdziesz ze mną do domu? Spakuje się, wieczorem nie będę miała na to czasu.
-Dobra, to idź się ubrać, ja tu trochę posprzątać i zostawię jakąś karteczkę, że wychodzimy.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Wyjątkowo nie zrobiłam makijażu. Na stole leżała kartka :
Chłopaki!Wyszliśmy z domu trzymając się za ręce. Po drodze mijaliśmy wiele osób, głównie dzieci, które witały się z nami uśmiechem. Popatrzałam na zegarek.* Była 7.45, dzieci idą do pobliskiej szkoły. Jedna dziewczynka wywołała u mnie mieszane uczucia.
Poszedłem z Charlie do domu, pomagam jej się pakować. Gdy wstaniecie ogarnijcie resztę tego bałaganu i przyjdźcie do nas.
Mike
-Julie, chodź szybciej, spóźnimy się - niska, pulchna dziewczynka zwróciła się do koleżanki.
Julie była dosyć wysoką brunetką z wielkimi, brązowymi oczami oraz budową podobną do mnie. Puściłam jego rękę. Pobiegłam w stronę dziewczyny.
-Julie, pamiętasz mnie? Julie? - chwyciłam dziewczynkę za rękę.
-Puść mnie, wariatko! Chodź, Margaret - odwróciła się i pobiegły w stronę szkoły.
-Charlie, co to miało znaczyć? - podbiegł do mnie Mike.
-Mike, to było ona. Rozumiesz? ONA - zaznaczyłam to słowo.
-Wydawało ci się. Chodź już.
-To była ona, nie rozumiesz tego? Moja siostra!
Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę domu.
Mike
Ta dziewczyna faktycznie była trochę podobna do Charlie... Ja nie pozwolę jej się teraz rozklejać, jutro wyjeżdżamy. Pakowała się w ciszy, nie odpowiadała na moje pytania. Jest na mnie obrażona o to, że jej nie uwierzyłem. Poszedłem do niej.
-Charlie, nie bądź na mnie zła...
-Ale dlaczego ty mi nie wierzysz?
-Tego nie powiedziałem. Ale jaka szansa jest na to, że ona przeżyła i znalazła się w LA? - postanowiłem nie bawić się w ''podchody'', tylko powiedzieć ''prosto z mostu''
-Wiem, ja chyba sama siebie oszukuje...
Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Idę otworzyć, może Chazz zapomniał kluczy.
Osoba, którą zobaczyłem przed drzwiami zszokowała mnie tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie odpowiedziałem na powitanie.
Charlie
Zostały mi do spakowania jeszcze przybory, instrumenty i kosmetyki. Zrobiłam sobie małą przerwę, gdyż chciałam zrobić porządek w szkatułce z biżuterią.
-Charlie, chodź tu szybko - zawołał mnie Mike.
Zatrzymałam się w połowie schodów. W progu stała ona.
-Julie? To jednak ty?
-Charlie, ja cię tak bardzo przepraszam... - zaczęła mówić dziewczyna.
Stanęłam koło Mike'a.
-Wejdź, nie będziemy rozmawiały przez próg.
Gdy znaleźliśmy się już w salonie Mike powiedział :
-To może zostawię was same?
-Nie, zostań. - poprosiłam. - Nie będziesz miała nic przeciwko?
-Nie, oczywiście że nie - szybko zapewniła.
*-Nie powinnaś być teraz w szkole?
-Powinnam, ale nie dałabym sobie spokoju, gdybym tutaj nie wróciła. Ja cię tak bardzo przepraszam, nie wiedziałam jak zareagować... Jak to się stało, że jesteś w LA?
-O to samo chciałabym się ciebie zapytać. Jak to możliwe, że ty żyjesz? Przecież dostałaś w głowę...
-Tak, ale pocisk mnie tylko drasnął, nie pamiętam szczegółów, to było 10 lat temu...
-Pamiętasz mnie? Miałaś wtedy 3 lata...
-Pamiętam to jak przez mgłę. Rodzice wtedy po mnie wrócili i zabrali tutaj, do LA.
-R- rodzice są tutaj? Wrócili po ciebie po tylu latach a mnie zostawili? Zostawili mnie po raz drugi? - rozpłakałam się. Mike mocniej mnie przytulił i pocałował w czoło. -Czy ja mogłabym iść z tobą i się z nimi spotkać?
-To niemożliwe, nie żyją. Mieszkam z jakąś znajomą rodziców.
-Jak oni mieli na imię?
-Mizuki i Angelika.
Julia wpadła mi w ramiona. Przytuliłam ją. Rozpłakałyśmy się.
-Jakie znasz języki? - zapytała się mnie nagle.
-Angielski, japoński i polski.
-Też urodziłaś się dwujęzyczna?
-Tak. Boże, jak ty się zmieniłaś... Wiesz jak ja za tobą tęskniłam?
-Charlie, ja o tobie codziennie myślałam, nie wiedziałam, czy ty żyjesz, nie wiedziałam gdzie ty jesteś, co robisz w danym momencie...
-A ja myślałam, że ty w ogóle nie żyjesz...
-Zapiszesz mi w komórce swój numer telefonu? Idę do szkoły, może zdążę na drugą lekcje. Jeszcze raz przepraszam cię za zachowanie na ulicy, fajnie, że się spotkałyśmy. Do kiedyś tam. - pocałowała mnie w policzek. - Do widzenia! - mówiąc to uścisnęła dłoń Mike'a.
Gdy wyszła usiadłam na kanapie.
-Czy ja śnie? - spytałam się go.
-Jesteście do siebie bardzo podobne - stwierdził.
Uczucia, które mną targały trudno opisać. Byłam szczęśliwa, że moja siostra jednak żyje, ale również zawiedziona tym spotkaniem, nie powinno tak wyglądać. Rodzice nie żyją... Poznałam przynajmniej ich imiona...
Otworzyły się drzwi. To chłopcy wrócili.
-Spakowana? - spytał Chester.
-Tak, rano spakuję jeszcze instrumenty.
-Nie jedziemy dzisiaj na próbę, pogramy jeszcze w autokarze. Przyszliśmy powiedzieć, że idziemy do kina, chcecie iść z nami? - spytał się Brad.
-Nie, mamy inne plany. - powiedziałam.
-To my idziemy - pożegnali się.
-Jakie plany? - spytał się mnie Mike.
-Idę się przebrać i jedziemy do twoich rodziców - stwierdziłam.
Ubrałam się w beżową sukienkę oraz założyłam buty na obcasie. Zakręciłam włosy, a grzywkę wysoko upięłam.
-Kochanie, wyglądasz olśniewająco. - pocałował mnie.
Drzwi otworzyli rodzice Mike'a - Donna i Muto.
-Dzień dobry - przywitali nas.
Gdy byliśmy w salonie stało się to, na co tak długo czekałam.
-Mamo, tato - to jest Charlie, kobieta, z którą chcę spędzić całe swoje życie.
Uścisnęłam ich dłonie.
-Miło mi państwa poznać.
Całe spotkanie przebiegło jak w bajce. Ciągłe motylki w brzuchu, to było to, co czułam będąc blisko Mike'a.
-Do widzenia Charlie, dbaj o niego na trasie.
-Obiecuje, że zajmę się nim najlepiej jak potrafię.
Wyszliśmy trzymając się za ręce.
-Przypadłaś im do gustu.
-Naprawdę? - chciałam się upewnić.
-Tak, jestem tego pewny.
-Mike, gdybym mogła słowami wyrazić to, jak bardzo cię kocham...
Mike
Kolacja z rodzicami była bardzo udana. Przy pożegnaniu wyszeptali mi, że są ze mnie dumni.
-Może pojedziemy do mnie? - zaproponowałem.
-Ok.
Przez całą drogę Charlie opowiadała mi, że moi rodzice są bardzo fajni i wyrozumiali. Gdy weszliśmy do domu wskoczył na mnie mój kot.
-Przypomniałeś sobie o tym, że masz dom? Chodź, nakarmię cię.
-To ja idę się wykąpać - zawołała mała i już jej nie było.
Gdy nałożyłem kotu jedzenie do miski udałem się schodami na górę. Chwilę biłem się z myślami, po czym zapukałem do drzwi łazienki.
-Mike, daj mi kilka minut.
Powoli otworzyłem drzwi. Zakręciła wodę.
-Co ty robisz? - powiedziała próbując zasłonić swoje nagie ciało rękami.
Podszedłem do niej i pocałowałem. Popatrzyłem się jej głęboko w oczy. Odwzajemniła pocałunek. Zacząłem wodzić rękoma bo jej nagim, delikatnym ciele. Próbowała ściągnąć mi koszulkę, pomogłem jej.
-Czy ty na pewno tego chcesz? - zapytałem.
-Ja nigdy... Tak, chce tego - pocałowała mnie.
Podniosłem ją i przeniosłem do sypialni. Położyłem na łóżku. Ściągnąłem spodnie oraz bokserki. Mimo ciemności panującej w pokoju wyraźnie widziałem jej twarz. W jej oczach świeciły się iskierki.
-Kocham cię - powiedziałem całując ją.
-Ja ciebie też, kochanie - odwzajemniła pocałunek
Czuła na całym ciele ogień, ogień miłości. Dzieliła go ze mną. Z czasem jej dotyk stawał się coraz śmielszy. Nasze skuszone dotyku ciała zbliżyły się do siebie maksymalnie. Po chwili nie działał już zdrowy rozsądek tylko wszechobecne, irracjonalne pragnienie rozkoszy, którą osiągnęliśmy.
Charlie
Tą noc zapamiętam na długo. Rano, gdy się obudziłam byłam przytulona do Mike'a. Twarz miał w moich włosach, przez co cicho chrapał. Nie miałam serca go budzić. Przyglądałam się mu z uśmiechem, który nie chciał zejść mi z ust. Obudził się pół godziny później. Pierwsze co zobaczył po otworzeniu oczu to mnie z szerokim uśmiechem.
-Jak ty słodko wyglądasz jak śpisz - pocałowałam go w czoło.
-Ty również - odwzajemnił pocałunek, jednak w usta.
Spojrzał na ekran telefonu.
-Kotek, musimy się zbierać, muszę się jeszcze spakować.
-Jeszcze tego nie zrobiłeś?
-Ja jestem jednym z Linkinów, nie dziw się - zaśmiał się.
Pół godziny później byliśmy u mnie w domu. Obrazek, który zobaczyliśmy wywołał u nas salwę śmiechu. Chester biegał po całym domu krzycząc :
-Kuuuuźwa, gdzie jest moja szczoteczka? Szczoteczko, kici kici!
Mike pomógł spakować mi przybory do rysunku oraz klawisze, ja w tym czasie pakowałam kosmetyki i biżuterię. Dostałam SMS'a.
Cześć Charlie,
co słychać? Życzę Ci powodzenia na trasie, czytałam na necie. Pamiętaj, że Cię kocham siostrzyczko!
Julie
Pokazałam go Mike'owi. Uśmiechnął się szeroko. Szybko odpisałam.
Cześć Julie, dziękuje Ci bardzo. Peace&Love,
Charlie.
-Charlie, Chester! Za 10 minut chłopcy po nas przyjadą, zbierajcie się!
Zeszłam na dół z wielką walizką. Dołożyłam jeszcze keyboard i przybory.
-Nie wyjdę z tego domu, dopóki nie znajdę mojej szczoteczki! - darł się Chazz.
Wymieniliśmy ze Spike'm spojrzenia.
-Chester... - zaczął mężczyzna.
-Co? - odkrzyczał.
-Twoja szczoteczka leży na stole - skończyłam.
Nim skończyłam mówić bym tuż obok mnie.
-Dzięki, Charlie. No to ja jestem już gotowy - uśmiechnął się pakując przedmiot do torby.
Wywróciłam oczami, co poskutkowało kuksańcem w bok.
Chwilę potem rozległo się trąbienie. Mike wziął moją walizkę i wyszedł z domu, po chwili wrócił po swoją. Chester upewnił się, czy zabrał wszystkie rzeczy i usiadł w busie na fotelu pasażera z przodu pojazdu. Ja i Spike usiedliśmy z tyłu. Dołączył do nas Brad, mówiąc :
-Błagam, nie liżcie się za często.
Wybuchłam śmiechem.
Przez całą podróż śpiewałam, grałam na gitarze, pisałam SMS'y z Mike'm oraz oczywiście spałam.
Po 10 godzinach byliśmy na miejscu.
To jest to.
Ten świat.
Mój nowy świat
* Szkoła w sobotę - coś w stylu odrabiania wolnego dnia kilka dni przed zakończeniem roku, ja to wymyśliłam - nie ma czegoś takiego w Amerykańskim Systemie Oświaty :)
/Kolejny rozdział za nami. Nie potrafię pisać scen łóżkowych, wybaczcie :)
Chciałabym zaprosić was na mojego tumblra o tematyce Linkin Park :
KLIK
Dziękuje za miłe komentarze, są one dla mnie wielką motywacją.
Życzę wam zdrowych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w rodzinnym gronie.
/Charlie
niedziela, 22 grudnia 2013
ROZDZIAŁ VI
Charlie
W studio podbiegłam do szafy z instrumentami i wyjęłam starą gitarę basową. Szybko ją nastroiłam i stanęłam na scenie pomiędzy Bradem a Mike'm. Dopiero teraz zobaczyłam, że są zdezorientowani tym, co zrobiłam. Zarumieniłam się.
-No co, czasem tutaj przychodziłam.
-Ale skąd ty wytrzasnęłaś tą gitarę? Ona leżała gdzieś walnięta w garderobie! - nie mógł zrozumieć mojego postępowania Brad.
-No jak tam trochę posprzątałam, to znalazło się kilka instrumentów.
-Porządek? W garderobie? Naszej? - kolejną zszokowaną osobą był Chazz.
-Przepraszam, ale nie potrafię pracować w bałaganie.
-To nauczysz się tak pracować podczas trasy.
-Bennington, nie strasz jej - zaśmiał się Joe.
-Dobra, zaczynamy próbę! - zarządziłam.
Wszystko było ok, aż do momentu, gdy Brad gwałtownie zeskoczył ze sceny. Upadł.
-Moja noga, boli jak cholera - jęczał.
-Kurwa, złamana - ocenił Rob.
-Nie, tylko nie to, za 6 dni wyjeżdżamy... - lamentował poszkodowany.
-No Bradzio, trzeba znaleźć ci zastępstwo... które stoi obok mnie - Shinoda wskazał na mnie.
-Mike, przestań pieprzyć, nie dam sobie rady! - mnie również udzieliła się aura paniki.
-Ej, nie zapominajcie o mnie!
-Pojadę z nim do szpitala, wsadzą mu nogę w gips i tyle - powiedział Joe podnosząc z podłogi Brada - Charlie, przemyśl słowa Mike'a, nie możemy zawieść naszych fanów.
-Dobrze... - powiedziałam cicho decydując, że w jak największym stopniu postaram się zastąpić gitarzystę.
-Chester, jestem zmęczona, możemy już wracać do domu?
-Dobrze. Mikey, może pojedziesz z nami? Obejrzymy jakiś mecz albo film... - zaproponował Chazz.
Ku mojej radości zgodził się. W domu poszłam pod prysznic. Czułam, jak ciepła woda zmywa ze mnie wszystkie zmartwienia, kłopoty. Ręką dotknęłam miejsca, w którym miałam dużą bliznę. Nie powiedziałam o niej. Dotykając jej czułam ten sam ból, co 10 lat temu. Nie chciałam o tym myśleć, ale inaczej się nie dało. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam szlafrok. Stanęłam przed lustrem. Zmyłam resztki makijażu. Rozpłakałam się. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Mogę? - to głos Mike'a.
-Skoro musisz...
Gdy tylko zobaczył mnie w takim stanie podszedł, pocałował w czoło i po prostu przytulił. Jego ramiona były tymi, w których chciałabym zasypiać i budzić się. Odszedł ode mnie i chwycił mnie za rękę. Zaprowadził do mojego pokoju. Położył na łóżku, przykrył kołdrą i pocałował.
-Wyśpij się misiu.
-Mike...
-Słucham?
-Ja się boję burzy, a się na nią zapowiada, spójrz.
Spojrzał się na mnie i wyszczerzył swoje białe zęby. Podszedł do łóżka z drugiej strony i okrył się kocem. Przybliżyłam się do niego. Przytulił mnie. Wkrótce usnęłam.
Chester
Mike miał iść na chwilę do Charlie, a tym czasem nie ma go pół godziny. Poszedłem na górę do jej sypialni. To co zobaczyłem wywołało u mnie atak śmiechu, który udało mi się zdusić. Dziewczyna spała przytulona mocno do Mike'a, który próbował się z tego uścisku delikatnie wydostać. Był cały czerwony na twarzy, gdyż dziewczyna go podduszała.
-Chyba będziesz musiał spędzić tutaj całą noc - wyszeptałem cicho się śmiejąc.
-Chester, jeden członek zespołu już nam padł, mam być kolejny?
-To obudź ją delikatnie.
-Stary, wiesz jaki ona ma sen. - Mike był już trochę zdenerwowany sytuacją.
W tym momencie Charlie gwałtownie się wybudziła, co poskutkowało upadkiem z łóżka.
-Cześć Chazz, co ty tutaj robisz? - była zdziwiona moją obecnością.
-Ratuje mojego kumpla - wskazałem na Spike'a.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i widząc kolor jego twarzy rzuciła się na niego. Pocałowała go i zaczęła przepraszać. Mike położył jej ręce na biodrach, co przyjęła krzykiem i uciekła do łazienki.
-Ja zrobiłem coś nie tak? - był zdziwiony.
-Nie wydaje mi się, ale czemu ona tak reaguje?
-Chazz, wiesz co się działo...
-Ale ona wie, że z nami jest już bezpieczna...
-Dobra, idę do niej - ruszył w stronę łazienki.
-Nie, tym razem ja z nią pogadam.
-Jak chcesz, ale spokojnie.
-Mike, wiem co robić - powiedziałem wychodząc z sypialni.
Charlie
Czemu ja tak reaguje? Przecież on nie chciał nic złego mi zrobić... Dotknął mnie tam. Dotknął bliznę. Ja nie mogę zachowywać się tak za każdym razem, stracę go. Wychodząc z łazienki uderzyłam Chestera drzwiami.
-Przepraszam cię Chazz, nic ci się nie stało?
-Jest ok, najwyżej guza będę mieć - uśmiechnął się.
-Ale na pewno? Jeju, ja wszystko psuję...
-Charlie, nic nie psujesz. Idź już spać, jutro kolejna próba, tym razem całodniowa.
-Dobrze, dobranoc - pocałował mnie w czoło.
W sypialni dalej był Mike. Przeprosiłam go, a gdy chciał coś powiedzieć zamknęłam usta pocałunkiem. Pożegnał się i wyszedł. Chwilę później położyłam się do łóżka i usnęłam.
Mike
Dalej nie mogę zrozumieć tego, co stało się wieczorem. W nocy ciężko spałem, kilka razy zaglądałem do Charlie. Trudno zauważyć tą małą istotkę w tak wielkim, białym łóżku. Jedynie jej długie, ciemne włosy się odznaczają. Rozmawiałem z Bradem. Będzie mógł występować ale siedząc, więc pomoc i tak mu się przyda. Położyłem się na kanapie w pokoju małej i zacząłem rozmyślać.
Lucy była wspaniałą dziewczynką, uwielbiałem ją, była małą kopią Claudie, jednak oczy odziedziczyła po tacie. Chester coraz częściej wraca do tamtych wydarzeń, cholernie boi się tego, że tragedia się powtórzy. Ostatnio dowiedział się, że jego była żona nie żyje, zabił ją nałóg. Postanowił być silny, w końcu jego dzieckiem jest teraz Charlie.
Dziewczyna zaczęła niespokojnie ruszać się przez sen. Szeptała coś, co było dla mnie niezrozumiałe. Ruchy jej ciała były coraz szybsze i gwałtowniejsze, a szepty coraz głośniejsze. Zawołałem Chazza. Chciałem jej pomóc, nie wiedziałem jak. Zaczęła krzyczeć.
-Zostaw mnie! To boli! Zostaw ją, to tylko dziecko! TO TYLKO DZIECKO! - zaczęła wrzeszczeć.
Chester wpadł do sypialni. Wymieniliśmy bezradne spojrzenia. Po chwili wszystko wróciło do normy.
-Mike, zdrzemnij się też, musisz się wyspać na próbę - powiedział z troską.
-Spróbuje - powiedziałem z nutą bezradności w głosie.
Wyszedł z pokoju. Położyłem się koło Charlie i po dłuższej chwili usnąłem.
Charlie
Gdy się obudziłam Mike był do mnie przytulony. Wyglądał słodko, gdy promienie słoneczne muskały delikatnie jego twarz. Dotknęłam ręką jego policzka i delikatnie wyswobodziłam się z uścisku. Idąc w stronę łazienki zabrałam ze sobą letnią sukienkę, baleriny na koturnie oraz ręcznie robioną biżuterię, którą dostałam od Weroniki. Oczy pomalowałam delikatnie niebieskim eye-linerem pasującym do koloru sukienki,a usta szminką w cielistym kolorze. Rzęsy zakręciłam zalotką i pomalowałam tuszem. Po krótkim namyśle zakręciłam jeszcze włosy oraz inaczej niż zwykle ułożyłam grzywkę. Wychodząc z łazienki zajrzałam do pokoju, jednak Spike dalej spał. Zeszłam na dół do kuchni, w której krzątał się Chazz.
-Chester kuchareczka? Nie znałam cię od tej strony - zaśmiałam się.
-Zazwyczaj to Mike gotuje, o właśnie, gdzie on jest?
-Śpi.
-Już nie śpi - w drzwiach kuchni stanął całkowicie nieogarnięty Shinoda. Podeszłam do niego, ogarnęłam mu włosy z twarzy i pocałowałam. Po zjedzeniu śniadania usiadłam na kanapie z gitarą i zaczęłam grać. Chłopcy usiedli naprzeciwko mnie.
-Mała, krzyczałaś w nocy - zaczął Chester.
-Ja? - zdziwiłam się.
-Tak, ty...
-A o co chodziło? - spytałam pewna obaw.
-To tylko dziecko, zostawcie ją, to boli, zostawcie mnie... O co ci chodziło? - słowa Mike'a były dla mnie jak cios w serce. Gitara wydała z siebie głuchy dźwięk. Otarłam pierwszą łzę i zaczęłam grać od nowa.
-Słyszysz mnie? Odezwij się! - próbował do mnie dotrzeć.
Nie przestawałam grać. Co jakiś czas po policzku spłynęła mi łza, jednak wszystkie siły wkładałam w to, by się nie rozkleić.
-Powiedź cokolwiek, błagam - Chazz klęczał przy mnie.
Grałam dalej.
-Cholera jasna, odezwij się dziewczyno! - Spike tracił cierpliwość.
-Oni ją zabili! - rzuciłam gitarą i wybiegłam z domu.
Biegłam przed siebie i nim się zorientowałam siedziałam już na murku. Patrzałam przed siebie przez kurtynę łez. Znajoma sylwetka stawała się coraz wyraźniejsza. Zerwałam się do biegu, przy okazji nabijając sobie siniaka o wystający kamień. Przytuliłam się mocno, jakby ten uścisk był ostatni w moim życiu. Przysłowiowe motylki w brzuchu zamieniły się w nietoperze. Było mi tak błogo, że ta chwila mogłaby trwać wieki. Spojrzałam się mu w oczy. Były w nich iskierki radości. Dzięki koturnom łatwo było mi złączyć nasze usta w pocałunku pełnym miłości.
-Mike, ja... - zaczęłam, jednak szybko zostałam uciszona kolejnym pocałunkiem.
Chwycił mnie za rękę i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę domu.
Mike
Jestem pewny, że to ta jedyna. Czując jej dotyk, słysząc jej głos, oddech jestem bardzo szczęśliwy. Dzięki niej bardzo się zmieniłem, ba, wszyscy sie zmieniliśmy. Wiedziałem, że tam będzie, ja w jej wieku często przesiadywałem w tamtym miejscu.. Idąc z Charlie za rękę czułem się, jakby czas się zatrzymał. Nie widziałem nic poza nią. ''Nono, Shinoda, zakochałeś się po uszy''- po głowie chodził mi głos Delsona. Doszliśmy do domu. Otworzyłem drzwi przepuszczając ją w nich. Udaliśmy się do salonu. Byli tam wszyscy - Joe zajadał się ciasteczkami, Rob wymachiwał rękami w rytm muzyki, Brad siedział na kanapie z nogą ma stole, Dave i Chester nieśli jedzenie i napoje na stół.
-A co się tutaj dzieje? - spytała Charlie.
-Mike jeszcze ci nie mówił? - w tym momencie dziewczyna mocniej chwyciła mnie za rękę i spojrzała prosto w oczy.
-Ale o czym?
-My zawsze 5 dni przed trasą jemy ile wlezie, bo podczas prób nie zawsze jest na to czas.
-Dobrze wiedzieć - uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.
W czasie kolacji nie obyło się bez śpiewania, tańczenia, śmiania oraz małej sprzeczki między Davidem a Joe'm o ostatnie ciastko.
Około 23 chłopcy zaczęli zbierać się do wyjścia.
-Chester, czy Charlie mogłaby u mnie dzisiaj przenocować? Planuję zabrać ją wcześniej do studia i dopracować okładkę.
-Ok, a o której umawiamy się na próbę?
-Może 14? Muszę pojechać jeszcze do mamy, chciała iść do lekarza czy coś w tym stylu - zaproponował Robert.
-Ok, ale od czwartku ćwiczymy od rana do wieczora, pamiętajcie o trasie!
-Chazz, zawsze mówimy ''od rana do wieczora'', a kończy się na tym, że ćwiczymy w busie. Przecież my te piosenki znamy perfekcyjnie! - bronił nas Joe.
-Dobra, dobra. Idź i spakuj się - skierował te słowa do Charlie.
-Jestem gotowa - powiedziała schodząc po 5 minutach z dużą torbą. Wyraz mojej twarzy mówił chyba wszystko, ponieważ szybko dodała - wzięłam też klawisze, mam problem w jednym momencie.
Gdy się pożegnaliśmy chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Gdy w nim byliśmy poszedłem pościelić łóżko w sypialni. Misia poszła zmyć makijaż. Wszedłem do łazienki i chwyciłem ją za biodra.
-Mike, przestań, włożę sobie wacik do oka - oburzyła się.
Patrzyłem na ruchy jej dłoni. Po chwili stwierdziłem, że jest tak samo piękna bez makijażu jak i w nim. Odwróciła się opierając na umywalce. Pocałowała mnie. Chwyciłem ją pod pośladki i uniosłem delikatnie w górę. Zaplotła ręce na mojej szyi. Udałem się w stronę sypialni. Delikatnie położyłem ją na łóżku i się nad nią nachyliłem.
-Kocham cię, Mike - pocałowała mnie.
-Śpij dobrze, myszko - mówiąc to przykryłem ją i ruszyłem do wyjścia.
-A pan gdzie się wybiera, panie Shinoda?
-Wybieram się do pokoju gościnnego, pani Shinoda. - zarumieniła się. Jak ja to uwielbiam.
-Niech się pan nie wygłupia, to łóżko jest za duże na jedną osobę.
Wskoczyłem do łóżka przytulając się do niej. Po długiej wymianie czułości usnęliśmy.
Charlie
Rano obudził mnie nieziemski zapach. Ubrałam jakąś koszulkę Mike'a i zeszłam na dół. Przygotowywał spaghetti. Postanowiłam mu pomóc, nieprzerwanie śpiewając. Po śniadaniu chłopak poprosił mnie o przyniesienie klawiszy.
-Co potrafisz grać?
-Prawie że perfekcyjnie In the End, The Catalyst, Numb, Lost in the Echo i Castle of Glass.
-Bardzo szybko się uczysz, jestem z ciebie dumny - pogłaskał mnie po policzku.
-Widocznie mam odpowiednią motywację - uśmiechnęłam się. -Jedziemy już? Mieliśmy dopracować okładkę. Mam też problem z jednym momentem, ale załatwimy to na miejscu.
-Ok, idź się ubrać.
-Daj mi 10 minut. Jak możesz, to spakuj moje klawisze i farby, są w salonie.
-Charlie, wiem, że to może nie jest odpowiedni moment, ale o kogo ci wtedy chodziło, kogo zabili?
-Mike... Obiecuję ci, że o wszystkim opowiem ci w studio.
-Dobrze, kochanie. No, szybciutko, nie mamy czasu - wyszedłem do salonu.
/Jutro dłuższy rozdział, dzisiaj nie miałam zbyt dużo czasu :(
Czekam na opinie :)
W studio podbiegłam do szafy z instrumentami i wyjęłam starą gitarę basową. Szybko ją nastroiłam i stanęłam na scenie pomiędzy Bradem a Mike'm. Dopiero teraz zobaczyłam, że są zdezorientowani tym, co zrobiłam. Zarumieniłam się.
-No co, czasem tutaj przychodziłam.
-Ale skąd ty wytrzasnęłaś tą gitarę? Ona leżała gdzieś walnięta w garderobie! - nie mógł zrozumieć mojego postępowania Brad.
-No jak tam trochę posprzątałam, to znalazło się kilka instrumentów.
-Porządek? W garderobie? Naszej? - kolejną zszokowaną osobą był Chazz.
-Przepraszam, ale nie potrafię pracować w bałaganie.
-To nauczysz się tak pracować podczas trasy.
-Bennington, nie strasz jej - zaśmiał się Joe.
-Dobra, zaczynamy próbę! - zarządziłam.
Wszystko było ok, aż do momentu, gdy Brad gwałtownie zeskoczył ze sceny. Upadł.
-Moja noga, boli jak cholera - jęczał.
-Kurwa, złamana - ocenił Rob.
-Nie, tylko nie to, za 6 dni wyjeżdżamy... - lamentował poszkodowany.
-No Bradzio, trzeba znaleźć ci zastępstwo... które stoi obok mnie - Shinoda wskazał na mnie.
-Mike, przestań pieprzyć, nie dam sobie rady! - mnie również udzieliła się aura paniki.
-Ej, nie zapominajcie o mnie!
-Pojadę z nim do szpitala, wsadzą mu nogę w gips i tyle - powiedział Joe podnosząc z podłogi Brada - Charlie, przemyśl słowa Mike'a, nie możemy zawieść naszych fanów.
-Dobrze... - powiedziałam cicho decydując, że w jak największym stopniu postaram się zastąpić gitarzystę.
-Chester, jestem zmęczona, możemy już wracać do domu?
-Dobrze. Mikey, może pojedziesz z nami? Obejrzymy jakiś mecz albo film... - zaproponował Chazz.
Ku mojej radości zgodził się. W domu poszłam pod prysznic. Czułam, jak ciepła woda zmywa ze mnie wszystkie zmartwienia, kłopoty. Ręką dotknęłam miejsca, w którym miałam dużą bliznę. Nie powiedziałam o niej. Dotykając jej czułam ten sam ból, co 10 lat temu. Nie chciałam o tym myśleć, ale inaczej się nie dało. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam szlafrok. Stanęłam przed lustrem. Zmyłam resztki makijażu. Rozpłakałam się. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Mogę? - to głos Mike'a.
-Skoro musisz...
Gdy tylko zobaczył mnie w takim stanie podszedł, pocałował w czoło i po prostu przytulił. Jego ramiona były tymi, w których chciałabym zasypiać i budzić się. Odszedł ode mnie i chwycił mnie za rękę. Zaprowadził do mojego pokoju. Położył na łóżku, przykrył kołdrą i pocałował.
-Wyśpij się misiu.
-Mike...
-Słucham?
-Ja się boję burzy, a się na nią zapowiada, spójrz.
Spojrzał się na mnie i wyszczerzył swoje białe zęby. Podszedł do łóżka z drugiej strony i okrył się kocem. Przybliżyłam się do niego. Przytulił mnie. Wkrótce usnęłam.
Chester
Mike miał iść na chwilę do Charlie, a tym czasem nie ma go pół godziny. Poszedłem na górę do jej sypialni. To co zobaczyłem wywołało u mnie atak śmiechu, który udało mi się zdusić. Dziewczyna spała przytulona mocno do Mike'a, który próbował się z tego uścisku delikatnie wydostać. Był cały czerwony na twarzy, gdyż dziewczyna go podduszała.
-Chyba będziesz musiał spędzić tutaj całą noc - wyszeptałem cicho się śmiejąc.
-Chester, jeden członek zespołu już nam padł, mam być kolejny?
-To obudź ją delikatnie.
-Stary, wiesz jaki ona ma sen. - Mike był już trochę zdenerwowany sytuacją.
W tym momencie Charlie gwałtownie się wybudziła, co poskutkowało upadkiem z łóżka.
-Cześć Chazz, co ty tutaj robisz? - była zdziwiona moją obecnością.
-Ratuje mojego kumpla - wskazałem na Spike'a.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i widząc kolor jego twarzy rzuciła się na niego. Pocałowała go i zaczęła przepraszać. Mike położył jej ręce na biodrach, co przyjęła krzykiem i uciekła do łazienki.
-Ja zrobiłem coś nie tak? - był zdziwiony.
-Nie wydaje mi się, ale czemu ona tak reaguje?
-Chazz, wiesz co się działo...
-Ale ona wie, że z nami jest już bezpieczna...
-Dobra, idę do niej - ruszył w stronę łazienki.
-Nie, tym razem ja z nią pogadam.
-Jak chcesz, ale spokojnie.
-Mike, wiem co robić - powiedziałem wychodząc z sypialni.
Charlie
Czemu ja tak reaguje? Przecież on nie chciał nic złego mi zrobić... Dotknął mnie tam. Dotknął bliznę. Ja nie mogę zachowywać się tak za każdym razem, stracę go. Wychodząc z łazienki uderzyłam Chestera drzwiami.
-Przepraszam cię Chazz, nic ci się nie stało?
-Jest ok, najwyżej guza będę mieć - uśmiechnął się.
-Ale na pewno? Jeju, ja wszystko psuję...
-Charlie, nic nie psujesz. Idź już spać, jutro kolejna próba, tym razem całodniowa.
-Dobrze, dobranoc - pocałował mnie w czoło.
W sypialni dalej był Mike. Przeprosiłam go, a gdy chciał coś powiedzieć zamknęłam usta pocałunkiem. Pożegnał się i wyszedł. Chwilę później położyłam się do łóżka i usnęłam.
Mike
Dalej nie mogę zrozumieć tego, co stało się wieczorem. W nocy ciężko spałem, kilka razy zaglądałem do Charlie. Trudno zauważyć tą małą istotkę w tak wielkim, białym łóżku. Jedynie jej długie, ciemne włosy się odznaczają. Rozmawiałem z Bradem. Będzie mógł występować ale siedząc, więc pomoc i tak mu się przyda. Położyłem się na kanapie w pokoju małej i zacząłem rozmyślać.
Lucy była wspaniałą dziewczynką, uwielbiałem ją, była małą kopią Claudie, jednak oczy odziedziczyła po tacie. Chester coraz częściej wraca do tamtych wydarzeń, cholernie boi się tego, że tragedia się powtórzy. Ostatnio dowiedział się, że jego była żona nie żyje, zabił ją nałóg. Postanowił być silny, w końcu jego dzieckiem jest teraz Charlie.
Dziewczyna zaczęła niespokojnie ruszać się przez sen. Szeptała coś, co było dla mnie niezrozumiałe. Ruchy jej ciała były coraz szybsze i gwałtowniejsze, a szepty coraz głośniejsze. Zawołałem Chazza. Chciałem jej pomóc, nie wiedziałem jak. Zaczęła krzyczeć.
-Zostaw mnie! To boli! Zostaw ją, to tylko dziecko! TO TYLKO DZIECKO! - zaczęła wrzeszczeć.
Chester wpadł do sypialni. Wymieniliśmy bezradne spojrzenia. Po chwili wszystko wróciło do normy.
-Mike, zdrzemnij się też, musisz się wyspać na próbę - powiedział z troską.
-Spróbuje - powiedziałem z nutą bezradności w głosie.
Wyszedł z pokoju. Położyłem się koło Charlie i po dłuższej chwili usnąłem.
Charlie
Gdy się obudziłam Mike był do mnie przytulony. Wyglądał słodko, gdy promienie słoneczne muskały delikatnie jego twarz. Dotknęłam ręką jego policzka i delikatnie wyswobodziłam się z uścisku. Idąc w stronę łazienki zabrałam ze sobą letnią sukienkę, baleriny na koturnie oraz ręcznie robioną biżuterię, którą dostałam od Weroniki. Oczy pomalowałam delikatnie niebieskim eye-linerem pasującym do koloru sukienki,a usta szminką w cielistym kolorze. Rzęsy zakręciłam zalotką i pomalowałam tuszem. Po krótkim namyśle zakręciłam jeszcze włosy oraz inaczej niż zwykle ułożyłam grzywkę. Wychodząc z łazienki zajrzałam do pokoju, jednak Spike dalej spał. Zeszłam na dół do kuchni, w której krzątał się Chazz.
-Chester kuchareczka? Nie znałam cię od tej strony - zaśmiałam się.
-Zazwyczaj to Mike gotuje, o właśnie, gdzie on jest?
-Śpi.
-Już nie śpi - w drzwiach kuchni stanął całkowicie nieogarnięty Shinoda. Podeszłam do niego, ogarnęłam mu włosy z twarzy i pocałowałam. Po zjedzeniu śniadania usiadłam na kanapie z gitarą i zaczęłam grać. Chłopcy usiedli naprzeciwko mnie.
-Mała, krzyczałaś w nocy - zaczął Chester.
-Ja? - zdziwiłam się.
-Tak, ty...
-A o co chodziło? - spytałam pewna obaw.
-To tylko dziecko, zostawcie ją, to boli, zostawcie mnie... O co ci chodziło? - słowa Mike'a były dla mnie jak cios w serce. Gitara wydała z siebie głuchy dźwięk. Otarłam pierwszą łzę i zaczęłam grać od nowa.
-Słyszysz mnie? Odezwij się! - próbował do mnie dotrzeć.
Nie przestawałam grać. Co jakiś czas po policzku spłynęła mi łza, jednak wszystkie siły wkładałam w to, by się nie rozkleić.
-Powiedź cokolwiek, błagam - Chazz klęczał przy mnie.
Grałam dalej.
-Cholera jasna, odezwij się dziewczyno! - Spike tracił cierpliwość.
-Oni ją zabili! - rzuciłam gitarą i wybiegłam z domu.
Biegłam przed siebie i nim się zorientowałam siedziałam już na murku. Patrzałam przed siebie przez kurtynę łez. Znajoma sylwetka stawała się coraz wyraźniejsza. Zerwałam się do biegu, przy okazji nabijając sobie siniaka o wystający kamień. Przytuliłam się mocno, jakby ten uścisk był ostatni w moim życiu. Przysłowiowe motylki w brzuchu zamieniły się w nietoperze. Było mi tak błogo, że ta chwila mogłaby trwać wieki. Spojrzałam się mu w oczy. Były w nich iskierki radości. Dzięki koturnom łatwo było mi złączyć nasze usta w pocałunku pełnym miłości.
-Mike, ja... - zaczęłam, jednak szybko zostałam uciszona kolejnym pocałunkiem.
Chwycił mnie za rękę i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę domu.
Mike
Jestem pewny, że to ta jedyna. Czując jej dotyk, słysząc jej głos, oddech jestem bardzo szczęśliwy. Dzięki niej bardzo się zmieniłem, ba, wszyscy sie zmieniliśmy. Wiedziałem, że tam będzie, ja w jej wieku często przesiadywałem w tamtym miejscu.. Idąc z Charlie za rękę czułem się, jakby czas się zatrzymał. Nie widziałem nic poza nią. ''Nono, Shinoda, zakochałeś się po uszy''- po głowie chodził mi głos Delsona. Doszliśmy do domu. Otworzyłem drzwi przepuszczając ją w nich. Udaliśmy się do salonu. Byli tam wszyscy - Joe zajadał się ciasteczkami, Rob wymachiwał rękami w rytm muzyki, Brad siedział na kanapie z nogą ma stole, Dave i Chester nieśli jedzenie i napoje na stół.
-A co się tutaj dzieje? - spytała Charlie.
-Mike jeszcze ci nie mówił? - w tym momencie dziewczyna mocniej chwyciła mnie za rękę i spojrzała prosto w oczy.
-Ale o czym?
-My zawsze 5 dni przed trasą jemy ile wlezie, bo podczas prób nie zawsze jest na to czas.
-Dobrze wiedzieć - uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.
W czasie kolacji nie obyło się bez śpiewania, tańczenia, śmiania oraz małej sprzeczki między Davidem a Joe'm o ostatnie ciastko.
Około 23 chłopcy zaczęli zbierać się do wyjścia.
-Chester, czy Charlie mogłaby u mnie dzisiaj przenocować? Planuję zabrać ją wcześniej do studia i dopracować okładkę.
-Ok, a o której umawiamy się na próbę?
-Może 14? Muszę pojechać jeszcze do mamy, chciała iść do lekarza czy coś w tym stylu - zaproponował Robert.
-Ok, ale od czwartku ćwiczymy od rana do wieczora, pamiętajcie o trasie!
-Chazz, zawsze mówimy ''od rana do wieczora'', a kończy się na tym, że ćwiczymy w busie. Przecież my te piosenki znamy perfekcyjnie! - bronił nas Joe.
-Dobra, dobra. Idź i spakuj się - skierował te słowa do Charlie.
-Jestem gotowa - powiedziała schodząc po 5 minutach z dużą torbą. Wyraz mojej twarzy mówił chyba wszystko, ponieważ szybko dodała - wzięłam też klawisze, mam problem w jednym momencie.
Gdy się pożegnaliśmy chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Gdy w nim byliśmy poszedłem pościelić łóżko w sypialni. Misia poszła zmyć makijaż. Wszedłem do łazienki i chwyciłem ją za biodra.
-Mike, przestań, włożę sobie wacik do oka - oburzyła się.
Patrzyłem na ruchy jej dłoni. Po chwili stwierdziłem, że jest tak samo piękna bez makijażu jak i w nim. Odwróciła się opierając na umywalce. Pocałowała mnie. Chwyciłem ją pod pośladki i uniosłem delikatnie w górę. Zaplotła ręce na mojej szyi. Udałem się w stronę sypialni. Delikatnie położyłem ją na łóżku i się nad nią nachyliłem.
-Kocham cię, Mike - pocałowała mnie.
-Śpij dobrze, myszko - mówiąc to przykryłem ją i ruszyłem do wyjścia.
-A pan gdzie się wybiera, panie Shinoda?
-Wybieram się do pokoju gościnnego, pani Shinoda. - zarumieniła się. Jak ja to uwielbiam.
-Niech się pan nie wygłupia, to łóżko jest za duże na jedną osobę.
Wskoczyłem do łóżka przytulając się do niej. Po długiej wymianie czułości usnęliśmy.
Charlie
Rano obudził mnie nieziemski zapach. Ubrałam jakąś koszulkę Mike'a i zeszłam na dół. Przygotowywał spaghetti. Postanowiłam mu pomóc, nieprzerwanie śpiewając. Po śniadaniu chłopak poprosił mnie o przyniesienie klawiszy.
-Co potrafisz grać?
-Prawie że perfekcyjnie In the End, The Catalyst, Numb, Lost in the Echo i Castle of Glass.
-Bardzo szybko się uczysz, jestem z ciebie dumny - pogłaskał mnie po policzku.
-Widocznie mam odpowiednią motywację - uśmiechnęłam się. -Jedziemy już? Mieliśmy dopracować okładkę. Mam też problem z jednym momentem, ale załatwimy to na miejscu.
-Ok, idź się ubrać.
-Daj mi 10 minut. Jak możesz, to spakuj moje klawisze i farby, są w salonie.
-Charlie, wiem, że to może nie jest odpowiedni moment, ale o kogo ci wtedy chodziło, kogo zabili?
-Mike... Obiecuję ci, że o wszystkim opowiem ci w studio.
-Dobrze, kochanie. No, szybciutko, nie mamy czasu - wyszedłem do salonu.
/Jutro dłuższy rozdział, dzisiaj nie miałam zbyt dużo czasu :(
Czekam na opinie :)
sobota, 21 grudnia 2013
ROZDZIAŁ V
Charlie
Chester
Moja mała kruszynka była krzywdzona. To, co nam opowiedziała przypomniało mi dziecięce lata. Odkąd pamięta była molestowana, bita i zastraszana przez swojego wychowawce. Jedna z dziewczyn pękła i opowiedziała o wszystkim, zwolniono go dyscyplinarnie. Mam do siebie wielki żal, że nie zauważyłem jak się trzęsie gdy ją dotykam... Nie widziałem jej rąk, zawsze miała jakiś sweter czy bluzę... Płakaliśmy w trójkę. Miałem wrażenie, że zaraz rozpadnie się jak porcelanowy kubek...
-Charlie, wszystko w porządku?
-Chazz, jest mi niedobrze...
-Co jest?
Wstała i chwiejnym krokiem udała się w stronę łazienki. Odkręciła wodę. Usłyszeliśmy huk. Wymieniliśmy z Mike'm spojrzenia i pobiegliśmy tam. Mała leżała w niemałej kałuży krwi. Miała rozcięty łuk brwiowy, pewnie w wyniku uderzenia głową o umywalkę. Delikatnie podniosłem ją z podłogi.
-Mike, prowadzisz, zakręć kran - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia.
Po 20 minutach wbiegłem do szpitala z nadal nieprzytomną Charlie na rękach. Lekarz wskazał mi łóżko i wyprosił z sali. Czekając na jakąkolwiek wiadomość zobaczyłem wchodzących do rejestracji chłopaków. Po godzinie zobaczyliśmy, jak lekarze wybiegają z sali razem z łóżkiem dziewczyny. Ruszyliśmy za nimi.
-Hej, co się dzieje?
-Proszę zostać, wrócimy do panów - próbowała uspokoić nas pielęgniarka.
-Ale gdzie wy ja zabieracie?
-Na OIOM, proszę tutaj zostać.
Oddział Intensywnej Opieki Medycznej...
Brad
Gdy usłyszeliśmy, gdzie wiozą małą zbledliśmy. Chester osunął się po ścianie, Mike usiadł na krześle i po prostu rozpłakał się jak małe dziecko. Mr. Hahn i Phoenix pojechali do domu po rzeczy Charlie, ja natomiast udałem się do lekarza, by dowiedzieć się trochę więcej. Nikt nie chciał ze mną jednak rozmawiać. To będzie długa noc...
Mike
Gdybym dał jej wtedy spokój... nie wybiegłaby z domu, nie rozbiłaby sobie głowy, nie byłaby w szpitalu... Niedawno to ja byłem w tym miejscu i to Charlie się o mnie zamartwiała, teraz jest na odwrót. Zobaczyłem jakiegoś człowieka w białym kitlu.
-Przepraszam, Charlie Wright, OIOM, wie pan co się dzieje?
-Tak, bardzo mi przykro, ale...
-Nie, nie, nie!!! To nie dzieje się na prawdę! - krzyczałem przez łzy. Straciłem ją. Chester podszedł do lekarza, chwycił go za fartuch i podniósł do góry.
-Spokojnie, proszę postawić mnie z powrotem na ziemi! Proszę pana, czy mam wezwać ochronę?
-Nie, nie trzeba, panie doktorze - spróbował załagodzić sytuację Rob.
-Chciałem panom tylko powiedzieć, że przewozimy panią Wright do szpitala w Kalifornii, ponieważ nie mamy sprzętu potrzebnego do jej leczenia.
-Czyli... czyli ona żyje? - trochę się uspokoiłem.
-Tak, jednak jej stan jest bardzo ciężki. Więcej informacji nie mogę udzielić, nie jestem jej lekarzem prowadzącym.
-W takim razie kiedy się dowiemy, co z nią jest?
-Informacji udzieli panom ktoś z tamtego szpitala. Proszę mi wybaczyć, ale muszę się zająć pacjentami.
Zawiadomiliśmy chłopaków i ruszyliśmy w stronę auta. Lecąc samolotem każdy z nas siedział cicho. Chester bardzo płakał. Jego głębokie, brązowe oczy nie miały w sobie iskierek radości tylko wielką pustkę. Tylko ja wiedziałem, dlaczego znosił to trzy razy gorzej od nas.
Chester
Gdybyśmy jej nie pozwolili iść do tej łazienki... Mike się do mnie dosiadł, ale nie miałem ochoty rozmawiać. Łzy bez przerwy opuszczały moje oczy, nie potrafiłem nad tym zapanować. Żeby mnie zrozumieć, trzeba cofnąć się w czasie o 11 lat.
Jedenaście lat wcześniej
-Lucy, zobacz kto przyszedł!
-Tatuś! - rozbawiona dwu i pół letnia dziewczynka biegła w stronę mężczyzny.
-Chester, weź ją może na plac zabaw, jest za ciepło by marnować czas w domu - z kuchni wyszła kobieta, miała ok. 23 lat. Była dosyć niską, szczupłą kobietą z pięknymi, zielonymi oczami i kasztanowymi włosami.
-Ok Claudie, mogę zabrać ją na lody?
-Mamusiu, zgódź się! - wtórowała mu urocza Lucy.
-No dobrze, ale nie za dużo, dopiero co byłaś chora! - Claudia pocałowała w czoło córeczkę.
-To my już lecimy - pocałował kobietę namiętnie i zamknął drzwi.
-Tatusiu, a ja dzisiaj namalowałam kotka, mamusi bardzo się spodobał.
-To świetnie, moja mała artystko - zaśmiał się bawiąc się z dziewczynką w ''samolocik''
-Tatusiu, tam idzie wujek Mike!
-Zawołamy go?
-Tak, zawołajmy go! - ucieszyła się.
-To na ''trzy, cztery'', ok?
-Dobrze!
-Trzy, cztery! MIKE!
Mike podszedł do nich. Podniósł Lucy wysoko witając się słowami ''Cześć moja mała księżniczko'', z Chesterem uścisnęli sobie dłonie.
-Może pójdziemy na lody? - zaproponował
-Właśnie tam idziemy.
Podczas drogi ''księżniczce'' buzia się nie zamykała. Po wizycie w lodziarni cała trójka udała się w stronę parku. Wszystko wyglądało jak się należy, aż do momentu gdy Lucy bawiąc się na drabinkach spadła.
-Lucy, Lucy obudź się! Mike dzwoń po pogotowie. Lucy! - przerażony mężczyzna próbował ocucić córkę.
Podbiegł do niego jakiś mężczyzna i zaczął reanimację. Okazało się, że jest lekarzem.
Po 10 minutach przyjechało pogotowie.
-Bardzo nam przykro, ale...
-Nie, nie, nie, to nie dzieje się naprawdę - panikował Chester.
Mike zadzwonił do Claudii, by poinformować ją o tragedii.
-Chester, obudź się, wylądowaliśmy - usłyszałem głos Mike'a.
-Śniła mi się...
-Kto? Kto ci się śnił?
-Lucy... - znowu się rozpłakałem - ja nie chcę powtórki z tych wydarzeń, ja tego nie przeżyje Spike, rozumiesz?
-Chester, przestań tak mówić! Nie będzie żadnej powtórki!
-Ja już nie mam do tego wszystkiego siły...
Mike spojrzał się na mnie współczująco. Wiedziałem, że tamte wydarzenia go zdołowały. Ale teraz liczy się teraźniejszość - Charlie.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do szpitala. Czekaliśmy godzinę, aż wyszedł do nas lekarz i zaprosił mnie na bok. Odpowiedziałem, że ma mówić przy wszystkich, bo nie mamy przed sobą tajemnic.
-No więc pańska córka jest już w trochę lepszym stanie, jednak dalej jest nieprzytomna. Gdyby nie to, że byliście panowie z nią, po 3, może 4 minutach by zmarła.
-Ale przecież to tylko łuk brwiowy... -zaczął Brad.
-Nie, proszę pana. Wykonujemy teraz badania, ale najprawdopodobniej Charlie miała tętniaka i on pękając wywołał tak duży krwotok. Tak jak mówiłem, jeszcze 3, 4 minuty i...
-Wiadomo, kiedy się wybudzi? - przerwałem mu.
-Myślę, że za kilka dni, to zależy od jej stanu.
4 dni później
-Przewozimy pana córkę na inny oddział, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?
-Za 10 minut.
-A czy jest już przytomna?
-Tak, jest już wszystko ok.
-Ile jeszcze będzie tutaj leżeć?
-Około tygodnia.
-Za 2 tygodnie pierwszy koncert... Nie możemy go odwołać... Będziemy musieli ciężko pracować by to nadrobić - kalkulował Joe.
-Damy radę, damy radę, damy radę... - w kółko powtarzał Rob. Oznaczało to, że nie jest pewny tego, co mówi.
-Możecie panowie ją odwiedzić, ale proszę zachować spokój - ruchem dłoni pielęgniarka zaprosiła nas do środka.
Pierwsze, co nas zaskoczyło gdy weszliśmy do sali to to, że Charlie siedziała na łóżku. Była podpięta do wielu urządzeń, ale całkiem nieźle wyglądała.
-Jeju, chłopaki, jeszcze nigdy się tak nie wyspałam! - dziewczyna miała wyjątkowo dobry humor.
Rzuciliśmy się na nią, co przyjęła cichym jękiem. Mike całował ją jak oszalały - po nosie, policzkach, czole, w usta...
-Mike, zostaw mnie, przecież żyję, głuptasie no - mała śmiała się wniebogłosy.
-A który tak w ogóle jest?
-Dzisiaj jest 28 czerwiec.
-O kurczę, dobrze, że się wybudziłam, Brad - podasz mi telefon? - zaskoczyła go swoją prośbą. - muszę zadzwonić. Do Weroniki, tej z Domu Dziecka. Urodziny ma. - mówiła szybko i nieskładnie.
Tydzień później
Ze szpitala wyszliśmy w dobrych humorach. Charlie wkręcała Brada w historyjki ze ''światełkiem na końcu tunelu''. Lekarz zdradził nam sekret jej dobrego humoru - podawali jej tzn. ''głupie jasie'', które działały na nią bardzo ogłupiająco. Przez cały lot spała lub grała na gitarze. Jak na tak długą przerwę to gra bardzo dobrze, zna 4 nasze piosenki na pamięć.
Bardzo przypomina mi Lucy... Miałaby teraz prawie 14 lat... Zastanawiam się, jakiej długości miałaby włosy, jakie miałaby talenty, zainteresowania... i czy byłbym teraz z Claudie - rozstaliśmy się trzy miesiące po śmierci córki, każde z nas przeżywało to wydarzenie inaczej - ja coraz więcej pracowałem, ona coraz więcej piła. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
-Chester, co się stało?
Druga.
Przytuliła mnie.
Trzecia.
Położyłem głowę na jej ramieniu.
Zacząłem płakać jak małe dziecko.
-Mike... - szeptała.
-Stary, co się stało? - usłyszałem głos przyjaciela.
-To ze szczęścia - szybko skłamałem.
-Oh, panie Bennington. Jest pan taki wrażliwy - uśmiechnęła się Charlie, otarła ręką łzy i wróciła do brzdękania na gitarze.
Zganiłem siebie w myślach i podśpiewywałem do akompaniamentu małej. Gdy patrzyłem na to, jak całuje się z Mike'm miałem uczucie, że z nim nic jej nie grozi, bardzo ją kochał. Po chwili usnąłem i obudziłem się tuż przed lądowaniem.
Charlie
Wróciliśmy do domu, w którym zwołałam spotkanie zespołu.
-Chciałabym wam powiedzieć, że dużo o tym myślałam, kilka razy biłam się ze swoimi myślami ale podjęłam decyzję - jadę z wami w tą trasę koncertową. Nie wiem jak sobie poradzimy w siódemkę w jednym busie, ale z wami jadę i koniec.
-Ale my wyruszamy za tydzień, dopiero co wyszłaś ze szpitala, nie, nie mogę się zgodzić.
-Phoenix, błagam, zgódź się - patrzałam na nimi wielkimi, maślanymi oczkami.
-No ok, ale przed wyjazdem spytamy się lekarza, zrozumiano?
-Zrozumiano! - przytuliłam się do niego.
-Może poćwiczymy? - zaproponowałam.
-Ok, idziemy - zarządził Joe.
Podczas próby zdarzyło się coś, co może przekreślić wszystkie nasze plany dotyczące naszej pierwszej, wspólnej międzynarodowej trasy koncertowej.
/Nareszcie wolne od szkoły, co równa się z częstszymi i dłuższymi rozdziałami!
Piszcie swoje opinie, chcę wiedzieć czy dalej pisać, czy dać sobie spokój.
Pozdrawiam, Charlie
Gdy wybiegłam z domu nie wiedziałam gdzie się udać. Postanowiłam skręcić w prawo i iść do pobliskiego parku. Usiadłam na murku w miejscu, gdzie nikt nie spaceruje. Wspomnienia wróciły.
Gdy byłem w twoim wieku często tutaj przychodziłem, czasem myślałem nad sensem życia, innym razem rysowałem. Tutaj po raz pierwszy zapaliłem papierosa, napiłem się piwa, wciągnąłem, całowałem się... Mam z tym miejscem wiele wspomnień, mimo wielu negatywnych i tak będę tutaj wracał.Mike... Ten mężczyzna jest dla mnie wielkim autorytetem. Potrafi mnie wysłuchać, dać dobrą radę... Poprosiłam jakiegoś mężczyznę o papierosa. Udałam się w stronę studia. Po półgodzinnym spacerze byłam na miejscu. Z szuflady wyjęłam pierwszą lepszą piosenkę. Pismo Chestera, ze wstawkami pisma Mike'a. Zaczęłam śpiewać pod melodię, która grała mi w sercu. Drzwi otworzyły się z impetem. Próbowałam uciec drzwiami od garderoby, ale były zamknięte. Chwile się z nimi siłowałam, ale mój wysiłek poszedł na marne. Usiadłam na kanapie i po prostu się wygadałam.
Chester
Moja mała kruszynka była krzywdzona. To, co nam opowiedziała przypomniało mi dziecięce lata. Odkąd pamięta była molestowana, bita i zastraszana przez swojego wychowawce. Jedna z dziewczyn pękła i opowiedziała o wszystkim, zwolniono go dyscyplinarnie. Mam do siebie wielki żal, że nie zauważyłem jak się trzęsie gdy ją dotykam... Nie widziałem jej rąk, zawsze miała jakiś sweter czy bluzę... Płakaliśmy w trójkę. Miałem wrażenie, że zaraz rozpadnie się jak porcelanowy kubek...
-Charlie, wszystko w porządku?
-Chazz, jest mi niedobrze...
-Co jest?
Wstała i chwiejnym krokiem udała się w stronę łazienki. Odkręciła wodę. Usłyszeliśmy huk. Wymieniliśmy z Mike'm spojrzenia i pobiegliśmy tam. Mała leżała w niemałej kałuży krwi. Miała rozcięty łuk brwiowy, pewnie w wyniku uderzenia głową o umywalkę. Delikatnie podniosłem ją z podłogi.
-Mike, prowadzisz, zakręć kran - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia.
Po 20 minutach wbiegłem do szpitala z nadal nieprzytomną Charlie na rękach. Lekarz wskazał mi łóżko i wyprosił z sali. Czekając na jakąkolwiek wiadomość zobaczyłem wchodzących do rejestracji chłopaków. Po godzinie zobaczyliśmy, jak lekarze wybiegają z sali razem z łóżkiem dziewczyny. Ruszyliśmy za nimi.
-Hej, co się dzieje?
-Proszę zostać, wrócimy do panów - próbowała uspokoić nas pielęgniarka.
-Ale gdzie wy ja zabieracie?
-Na OIOM, proszę tutaj zostać.
Oddział Intensywnej Opieki Medycznej...
Brad
Gdy usłyszeliśmy, gdzie wiozą małą zbledliśmy. Chester osunął się po ścianie, Mike usiadł na krześle i po prostu rozpłakał się jak małe dziecko. Mr. Hahn i Phoenix pojechali do domu po rzeczy Charlie, ja natomiast udałem się do lekarza, by dowiedzieć się trochę więcej. Nikt nie chciał ze mną jednak rozmawiać. To będzie długa noc...
Mike
Gdybym dał jej wtedy spokój... nie wybiegłaby z domu, nie rozbiłaby sobie głowy, nie byłaby w szpitalu... Niedawno to ja byłem w tym miejscu i to Charlie się o mnie zamartwiała, teraz jest na odwrót. Zobaczyłem jakiegoś człowieka w białym kitlu.
-Przepraszam, Charlie Wright, OIOM, wie pan co się dzieje?
-Tak, bardzo mi przykro, ale...
-Nie, nie, nie!!! To nie dzieje się na prawdę! - krzyczałem przez łzy. Straciłem ją. Chester podszedł do lekarza, chwycił go za fartuch i podniósł do góry.
-Spokojnie, proszę postawić mnie z powrotem na ziemi! Proszę pana, czy mam wezwać ochronę?
-Nie, nie trzeba, panie doktorze - spróbował załagodzić sytuację Rob.
-Chciałem panom tylko powiedzieć, że przewozimy panią Wright do szpitala w Kalifornii, ponieważ nie mamy sprzętu potrzebnego do jej leczenia.
-Czyli... czyli ona żyje? - trochę się uspokoiłem.
-Tak, jednak jej stan jest bardzo ciężki. Więcej informacji nie mogę udzielić, nie jestem jej lekarzem prowadzącym.
-W takim razie kiedy się dowiemy, co z nią jest?
-Informacji udzieli panom ktoś z tamtego szpitala. Proszę mi wybaczyć, ale muszę się zająć pacjentami.
Zawiadomiliśmy chłopaków i ruszyliśmy w stronę auta. Lecąc samolotem każdy z nas siedział cicho. Chester bardzo płakał. Jego głębokie, brązowe oczy nie miały w sobie iskierek radości tylko wielką pustkę. Tylko ja wiedziałem, dlaczego znosił to trzy razy gorzej od nas.
Chester
Gdybyśmy jej nie pozwolili iść do tej łazienki... Mike się do mnie dosiadł, ale nie miałem ochoty rozmawiać. Łzy bez przerwy opuszczały moje oczy, nie potrafiłem nad tym zapanować. Żeby mnie zrozumieć, trzeba cofnąć się w czasie o 11 lat.
Jedenaście lat wcześniej
-Lucy, zobacz kto przyszedł!
-Tatuś! - rozbawiona dwu i pół letnia dziewczynka biegła w stronę mężczyzny.
-Chester, weź ją może na plac zabaw, jest za ciepło by marnować czas w domu - z kuchni wyszła kobieta, miała ok. 23 lat. Była dosyć niską, szczupłą kobietą z pięknymi, zielonymi oczami i kasztanowymi włosami.
-Ok Claudie, mogę zabrać ją na lody?
-Mamusiu, zgódź się! - wtórowała mu urocza Lucy.
-No dobrze, ale nie za dużo, dopiero co byłaś chora! - Claudia pocałowała w czoło córeczkę.
-To my już lecimy - pocałował kobietę namiętnie i zamknął drzwi.
-Tatusiu, a ja dzisiaj namalowałam kotka, mamusi bardzo się spodobał.
-To świetnie, moja mała artystko - zaśmiał się bawiąc się z dziewczynką w ''samolocik''
-Tatusiu, tam idzie wujek Mike!
-Zawołamy go?
-Tak, zawołajmy go! - ucieszyła się.
-To na ''trzy, cztery'', ok?
-Dobrze!
-Trzy, cztery! MIKE!
Mike podszedł do nich. Podniósł Lucy wysoko witając się słowami ''Cześć moja mała księżniczko'', z Chesterem uścisnęli sobie dłonie.
-Może pójdziemy na lody? - zaproponował
-Właśnie tam idziemy.
Podczas drogi ''księżniczce'' buzia się nie zamykała. Po wizycie w lodziarni cała trójka udała się w stronę parku. Wszystko wyglądało jak się należy, aż do momentu gdy Lucy bawiąc się na drabinkach spadła.
-Lucy, Lucy obudź się! Mike dzwoń po pogotowie. Lucy! - przerażony mężczyzna próbował ocucić córkę.
Podbiegł do niego jakiś mężczyzna i zaczął reanimację. Okazało się, że jest lekarzem.
Po 10 minutach przyjechało pogotowie.
-Bardzo nam przykro, ale...
-Nie, nie, nie, to nie dzieje się naprawdę - panikował Chester.
Mike zadzwonił do Claudii, by poinformować ją o tragedii.
-Chester, obudź się, wylądowaliśmy - usłyszałem głos Mike'a.
-Śniła mi się...
-Kto? Kto ci się śnił?
-Lucy... - znowu się rozpłakałem - ja nie chcę powtórki z tych wydarzeń, ja tego nie przeżyje Spike, rozumiesz?
-Chester, przestań tak mówić! Nie będzie żadnej powtórki!
-Ja już nie mam do tego wszystkiego siły...
Mike spojrzał się na mnie współczująco. Wiedziałem, że tamte wydarzenia go zdołowały. Ale teraz liczy się teraźniejszość - Charlie.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do szpitala. Czekaliśmy godzinę, aż wyszedł do nas lekarz i zaprosił mnie na bok. Odpowiedziałem, że ma mówić przy wszystkich, bo nie mamy przed sobą tajemnic.
-No więc pańska córka jest już w trochę lepszym stanie, jednak dalej jest nieprzytomna. Gdyby nie to, że byliście panowie z nią, po 3, może 4 minutach by zmarła.
-Ale przecież to tylko łuk brwiowy... -zaczął Brad.
-Nie, proszę pana. Wykonujemy teraz badania, ale najprawdopodobniej Charlie miała tętniaka i on pękając wywołał tak duży krwotok. Tak jak mówiłem, jeszcze 3, 4 minuty i...
-Wiadomo, kiedy się wybudzi? - przerwałem mu.
-Myślę, że za kilka dni, to zależy od jej stanu.
4 dni później
-Przewozimy pana córkę na inny oddział, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?
-Za 10 minut.
-A czy jest już przytomna?
-Tak, jest już wszystko ok.
-Ile jeszcze będzie tutaj leżeć?
-Około tygodnia.
-Za 2 tygodnie pierwszy koncert... Nie możemy go odwołać... Będziemy musieli ciężko pracować by to nadrobić - kalkulował Joe.
-Damy radę, damy radę, damy radę... - w kółko powtarzał Rob. Oznaczało to, że nie jest pewny tego, co mówi.
-Możecie panowie ją odwiedzić, ale proszę zachować spokój - ruchem dłoni pielęgniarka zaprosiła nas do środka.
Pierwsze, co nas zaskoczyło gdy weszliśmy do sali to to, że Charlie siedziała na łóżku. Była podpięta do wielu urządzeń, ale całkiem nieźle wyglądała.
-Jeju, chłopaki, jeszcze nigdy się tak nie wyspałam! - dziewczyna miała wyjątkowo dobry humor.
Rzuciliśmy się na nią, co przyjęła cichym jękiem. Mike całował ją jak oszalały - po nosie, policzkach, czole, w usta...
-Mike, zostaw mnie, przecież żyję, głuptasie no - mała śmiała się wniebogłosy.
-A który tak w ogóle jest?
-Dzisiaj jest 28 czerwiec.
-O kurczę, dobrze, że się wybudziłam, Brad - podasz mi telefon? - zaskoczyła go swoją prośbą. - muszę zadzwonić. Do Weroniki, tej z Domu Dziecka. Urodziny ma. - mówiła szybko i nieskładnie.
Tydzień później
Ze szpitala wyszliśmy w dobrych humorach. Charlie wkręcała Brada w historyjki ze ''światełkiem na końcu tunelu''. Lekarz zdradził nam sekret jej dobrego humoru - podawali jej tzn. ''głupie jasie'', które działały na nią bardzo ogłupiająco. Przez cały lot spała lub grała na gitarze. Jak na tak długą przerwę to gra bardzo dobrze, zna 4 nasze piosenki na pamięć.
Bardzo przypomina mi Lucy... Miałaby teraz prawie 14 lat... Zastanawiam się, jakiej długości miałaby włosy, jakie miałaby talenty, zainteresowania... i czy byłbym teraz z Claudie - rozstaliśmy się trzy miesiące po śmierci córki, każde z nas przeżywało to wydarzenie inaczej - ja coraz więcej pracowałem, ona coraz więcej piła. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
-Chester, co się stało?
Druga.
Przytuliła mnie.
Trzecia.
Położyłem głowę na jej ramieniu.
Zacząłem płakać jak małe dziecko.
-Mike... - szeptała.
-Stary, co się stało? - usłyszałem głos przyjaciela.
-To ze szczęścia - szybko skłamałem.
-Oh, panie Bennington. Jest pan taki wrażliwy - uśmiechnęła się Charlie, otarła ręką łzy i wróciła do brzdękania na gitarze.
Zganiłem siebie w myślach i podśpiewywałem do akompaniamentu małej. Gdy patrzyłem na to, jak całuje się z Mike'm miałem uczucie, że z nim nic jej nie grozi, bardzo ją kochał. Po chwili usnąłem i obudziłem się tuż przed lądowaniem.
Charlie
Wróciliśmy do domu, w którym zwołałam spotkanie zespołu.
-Chciałabym wam powiedzieć, że dużo o tym myślałam, kilka razy biłam się ze swoimi myślami ale podjęłam decyzję - jadę z wami w tą trasę koncertową. Nie wiem jak sobie poradzimy w siódemkę w jednym busie, ale z wami jadę i koniec.
-Ale my wyruszamy za tydzień, dopiero co wyszłaś ze szpitala, nie, nie mogę się zgodzić.
-Phoenix, błagam, zgódź się - patrzałam na nimi wielkimi, maślanymi oczkami.
-No ok, ale przed wyjazdem spytamy się lekarza, zrozumiano?
-Zrozumiano! - przytuliłam się do niego.
-Może poćwiczymy? - zaproponowałam.
-Ok, idziemy - zarządził Joe.
Podczas próby zdarzyło się coś, co może przekreślić wszystkie nasze plany dotyczące naszej pierwszej, wspólnej międzynarodowej trasy koncertowej.
/Nareszcie wolne od szkoły, co równa się z częstszymi i dłuższymi rozdziałami!
Piszcie swoje opinie, chcę wiedzieć czy dalej pisać, czy dać sobie spokój.
Pozdrawiam, Charlie
poniedziałek, 16 grudnia 2013
ROZDZIAŁ IV
Charlie
To, co zobaczyłam sprawiło, że skamieniałam. Z trudem zawołałam Chazza. Usłyszałam, że biegnie. Włożyłam sweter i pospiesznie wiązałam buty. Wszedł do pokoju. Wskazałam na okno po czym wybiegłam.
-Charlie, wracaj tu! Cholera jasna, sama nie dasz rady, zwolnij! - gonił mnie.
Chester
Wyjrzałem za okno. Gęsty, ciemny dym unosił się nad palącym się domem. Domem Mike'a.
Pobiegłem za Charlie, wiem, że ona jej nieobliczalna, jeżeli chodzi o nasz team.
Przy wyjściu chwyciłem gaśnicę.
Charlie
Jedna przecznica już za mną, czeka mnie jeszcze jedna. Chester nieudolnie próbuje mnie dogonić, na coś przydały mi się zajęcia wychowania fizycznego. Wbiegłam do domu. Całe szczęście, że już tu kiedyś byłam. Pobiegłam w stronę sypialni. Nie dałam rady tam jednak wejść, tam znajdowało się źródło pożaru. Przez łzy i dym nic nie widziałam. Postanowiłam pójść do pokoju gościnnego. Zastałam tam nieprzytomnego Spike'a. Usłyszałam głos Chestera :
-Charlie, gdzie jesteś?
-W pokoju gościnnym, chodź tu szybko! - odpowiedziałam.
Czas dłużył mi się niesamowicie, te 30 sekund trwało jak 30 minut. Chester pomógł mi wynieść Spike'a z domu, po czym mimo mojego sprzeciwu poszedł gasić pożar. Zadzwoniłam po karetkę i straż pożarną. Przyjechali dosyć szybko. Straż wyprowadziła Chestera i skończyli dogaszać pożar. Pogotowie zabrało zarówno Mike'a, jak i Chestera. Dogasili pożar. Szczęście w nieszczęściu, że spłonęła tylko sypialnia. Zadzwoniłam po Brada, by po mnie przyjechał. Zabrał też chłopców. W samochodzie opowiedziałam im o wszystkim, zostałam również skarcona :
-Wiesz, co mogło ci się stać? Dlaczego nie poczekałaś na Chestera? On wie, gdzie są gaśnice, a ty nie! - darł się na mnie Joe
-Joe, odpuść jej
-Dobrze, ale ja jeszcze nie skończyłem, wrócimy do tej rozmowy!
Na miejscu pobiegłam szybko do rejestracji. Dowiedziałam się, że Mike i Chester są w tej samej sali, nr. 315. Pobiegłam po schodach, ponieważ nie miałam cierpliwości, by czekać na windę. Wbiegłam do sali mimo krzyku pielęgniarki ''Proszę pani, tam nie wolno wchodzić!''
Chester siedział koło łóżka Mike'a płacząc.
-Mike, gdybyś spał w sypialni...
-Chazz, już spokojnie... - odpowiedział z trudem.
Podeszłam do Chestera, przytuliłam się i usiadłam na krześle obok.
-Charlie, to co zrobiłaś było bardzo nieodpowiedzialne, ale bardzo ci dziękuje za uratowanie mi życia, lekarz powiedział, że jeszcze 2, 3 minuty i zaczadził bym się. - wyszeptał Mike.
-Przepraszam, ja zawsze działam impulsywnie, powinnam poczekać na Chazza ale... - rozpłakałam się.
-Fajną masz piżamkę - zaśmiał się Mike chcąc rozluźnić atmosferę.
W tej chwili do sali weszła pięlegniarka.
-Panie Bennington, proszę usiąść na wózku, pojedziemy na badania.
-Spokojnie, potrafię chodzić.
-Proszę nie dyskutować.
-B-badania? - zbledłam.
-Proszę się nie martwić, to nic poważnego - odpowiedziała z uśmiechem - proszę pana, niech pan w końcu usiądzie!
-Chazz, usiądź na ten cholerny wózek i idź.
-Dobra, nie denerwuj się Mikey, bo to urodzie szkodzi - puścił oczko Chester i wyszedł z sali.
Nawiązałam kontakt wzrokowy ze Spike'm. Chwycił mnie za rękę. Nie wytrzymałam, pocałowałam go.
Mike
Ten pocałunek był wyjątkowy. Pełen miłości, radości, namiętności ale również smutku.
-Mike, wiem, że będziesz na mnie zły, że będziesz mnie przez to unikał, ale ja się w tobie zakochałam...
-Charlie, nie mam powodów by być na ciebie zły, jeżeli już to na siebie, ponieważ podobasz mi się od pierwszej minuty, kiedy cię poznałem. Sprawiasz, że chce mi się wstać z łóżka, śpiewać, grać... Uratowałaś mi życie, mam u ciebie dług wdzięczności.
-Mikey, nie masz. Ty też mnie uratowałeś, wtedy, gdy upadł mi inhalator... Dlaczego ty nie spałeś w sypialni, jak to się w ogóle stało, że wybuchł pożar?
-Miałem wrażenie, że ty tam dalej jesteś, że słodko śpisz na moim łóżku. Kominek, ten koło szafy, od dawna szwankował, dzisiaj miał przyjechać facet i go naprawić, ale...
-Cii, nic nie mów - zamknęła mi usta pocałunkiem.
W tym momencie do pokoju wszedł Chester z resztą zespołu.
-Mik... co się tutaj dzieje?
-Chester, chodź, nie przeszkadzajmy im - zareagował Joe.
Stało się to, czego obawiałem się najbardziej.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi. To był nasz team. Wbiegli do sali i rzucili się na Charlie życząc jej szczęścia.
-Mike, brachu, nareszcie! - mówił Chester idąc w moją stronę - skrzywdź ją, to ja skrzywdzę ciebie - wysyczał mi do ucha.
Tydzień później wychodziłem ze szpitala trzymając ją za rękę. Znalazłem to, czego do tej pory szukałem - szczęście.
Charlie
Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kiedyś marzyłam, by spotkać członków zespołu Linkin Park, a teraz jeden z nich jest moim ojcem, drugi chłopakiem, a pozostała czwórka przyjaciółmi. Brad twierdzi, że coraz lepiej gram na gitarze, Mike nauczył mnie wielu nowych technik. Mamy już pomysł na płytę, jednak musimy jeszcze poćwiczyć. Dużo ostatnimi czasami śpiewałam, co cieszyło Chazza. Razem z Joe'm wykonałam kilka remix'ów, jak na początkującą osobę są nawet niezłe. Niestety, taka sielanka nie mogła trwać w nieskończoność.
Mike
Widziałem dzisiaj małą jak się przebierała. Na jej delikatnym ciele odznaczały się podłużne pręgi, na biodrach ślady po gaszeniu papierosów. Na plecach stare siniaki. Cicho oddaliłem się z jej pokoju. Biłem się z myślami, po czym tam wróciłem.
-Mike... - powiedziała zawstydzona dziewczyna wkładając szybko pierwszą lepszą sukienkę.
-Charlie, nie wyjdziesz stąd dopóki nie powiesz mi, co sprawiło, że tak wyglądasz.
-Nie możesz mnie do tego zmusić! To moja sprawa! -krzyczała.
-Nie, nie tylko twoja! Martwię się o ciebie!
Wybiegła z pokoju z płaczem.
-Charlie, wracaj tu!
-Spieprzaj!
Pobiegłem za nią. W salonie zatrzymał mnie Chester
-Co to ma znaczyć?
-Ubieraj się, musimy ją powstrzymać.
-Ale przed czym?
-Ubieraj się, szybko.
Chester
Jeździmy z Mike'm po mieście już pół godziny. Pozostali też włączyli się w poszukiwania.
-Chester, przecież ona nie zna miasta, gdzie ona mogła iść?
-Studio
-Co?
-Ona na pewno tam jest.
-Chester...
-Słucham?
-Jeżeli ona sobie coś zrobi, to sobie tego nigdy nie wybaczę...
-Mike, o co wam właściwie poszło?
-Chazz, jej działa się wielka krzywda, lepiej będzie jak sama nam o tym opowie, nasze domysły nic nie dadzą.
Nie myliliśmy się. Tylko jedna dziewczyna ma tak piękny głos. Gdy nas zobaczyła chciała uciec, ale jej się to nie udało. Męczyliśmy ją tak długo, aż nam o wszystkim opowiedziała.
/Przepraszam za krótki rozdział, ale ostatni tydzień nauki w tym roku będzie bardzo ciężki ;) Piszcie swoje odczucia z tych 4 rozdziałów, co poprawić (obiecuję zmienić długość postów), może całkowicie zmienić... Jestem pozytywnie nastawiona na wszelką krytykę.
Charlie
To, co zobaczyłam sprawiło, że skamieniałam. Z trudem zawołałam Chazza. Usłyszałam, że biegnie. Włożyłam sweter i pospiesznie wiązałam buty. Wszedł do pokoju. Wskazałam na okno po czym wybiegłam.
-Charlie, wracaj tu! Cholera jasna, sama nie dasz rady, zwolnij! - gonił mnie.
Chester
Wyjrzałem za okno. Gęsty, ciemny dym unosił się nad palącym się domem. Domem Mike'a.
Pobiegłem za Charlie, wiem, że ona jej nieobliczalna, jeżeli chodzi o nasz team.
Przy wyjściu chwyciłem gaśnicę.
Charlie
Jedna przecznica już za mną, czeka mnie jeszcze jedna. Chester nieudolnie próbuje mnie dogonić, na coś przydały mi się zajęcia wychowania fizycznego. Wbiegłam do domu. Całe szczęście, że już tu kiedyś byłam. Pobiegłam w stronę sypialni. Nie dałam rady tam jednak wejść, tam znajdowało się źródło pożaru. Przez łzy i dym nic nie widziałam. Postanowiłam pójść do pokoju gościnnego. Zastałam tam nieprzytomnego Spike'a. Usłyszałam głos Chestera :
-Charlie, gdzie jesteś?
-W pokoju gościnnym, chodź tu szybko! - odpowiedziałam.
Czas dłużył mi się niesamowicie, te 30 sekund trwało jak 30 minut. Chester pomógł mi wynieść Spike'a z domu, po czym mimo mojego sprzeciwu poszedł gasić pożar. Zadzwoniłam po karetkę i straż pożarną. Przyjechali dosyć szybko. Straż wyprowadziła Chestera i skończyli dogaszać pożar. Pogotowie zabrało zarówno Mike'a, jak i Chestera. Dogasili pożar. Szczęście w nieszczęściu, że spłonęła tylko sypialnia. Zadzwoniłam po Brada, by po mnie przyjechał. Zabrał też chłopców. W samochodzie opowiedziałam im o wszystkim, zostałam również skarcona :
-Wiesz, co mogło ci się stać? Dlaczego nie poczekałaś na Chestera? On wie, gdzie są gaśnice, a ty nie! - darł się na mnie Joe
-Joe, odpuść jej
-Dobrze, ale ja jeszcze nie skończyłem, wrócimy do tej rozmowy!
Na miejscu pobiegłam szybko do rejestracji. Dowiedziałam się, że Mike i Chester są w tej samej sali, nr. 315. Pobiegłam po schodach, ponieważ nie miałam cierpliwości, by czekać na windę. Wbiegłam do sali mimo krzyku pielęgniarki ''Proszę pani, tam nie wolno wchodzić!''
Chester siedział koło łóżka Mike'a płacząc.
-Mike, gdybyś spał w sypialni...
-Chazz, już spokojnie... - odpowiedział z trudem.
Podeszłam do Chestera, przytuliłam się i usiadłam na krześle obok.
-Charlie, to co zrobiłaś było bardzo nieodpowiedzialne, ale bardzo ci dziękuje za uratowanie mi życia, lekarz powiedział, że jeszcze 2, 3 minuty i zaczadził bym się. - wyszeptał Mike.
-Przepraszam, ja zawsze działam impulsywnie, powinnam poczekać na Chazza ale... - rozpłakałam się.
-Fajną masz piżamkę - zaśmiał się Mike chcąc rozluźnić atmosferę.
W tej chwili do sali weszła pięlegniarka.
-Panie Bennington, proszę usiąść na wózku, pojedziemy na badania.
-Spokojnie, potrafię chodzić.
-Proszę nie dyskutować.
-B-badania? - zbledłam.
-Proszę się nie martwić, to nic poważnego - odpowiedziała z uśmiechem - proszę pana, niech pan w końcu usiądzie!
-Chazz, usiądź na ten cholerny wózek i idź.
-Dobra, nie denerwuj się Mikey, bo to urodzie szkodzi - puścił oczko Chester i wyszedł z sali.
Nawiązałam kontakt wzrokowy ze Spike'm. Chwycił mnie za rękę. Nie wytrzymałam, pocałowałam go.
Mike
Ten pocałunek był wyjątkowy. Pełen miłości, radości, namiętności ale również smutku.
-Mike, wiem, że będziesz na mnie zły, że będziesz mnie przez to unikał, ale ja się w tobie zakochałam...
-Charlie, nie mam powodów by być na ciebie zły, jeżeli już to na siebie, ponieważ podobasz mi się od pierwszej minuty, kiedy cię poznałem. Sprawiasz, że chce mi się wstać z łóżka, śpiewać, grać... Uratowałaś mi życie, mam u ciebie dług wdzięczności.
-Mikey, nie masz. Ty też mnie uratowałeś, wtedy, gdy upadł mi inhalator... Dlaczego ty nie spałeś w sypialni, jak to się w ogóle stało, że wybuchł pożar?
-Miałem wrażenie, że ty tam dalej jesteś, że słodko śpisz na moim łóżku. Kominek, ten koło szafy, od dawna szwankował, dzisiaj miał przyjechać facet i go naprawić, ale...
-Cii, nic nie mów - zamknęła mi usta pocałunkiem.
W tym momencie do pokoju wszedł Chester z resztą zespołu.
-Mik... co się tutaj dzieje?
-Chester, chodź, nie przeszkadzajmy im - zareagował Joe.
Stało się to, czego obawiałem się najbardziej.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi. To był nasz team. Wbiegli do sali i rzucili się na Charlie życząc jej szczęścia.
-Mike, brachu, nareszcie! - mówił Chester idąc w moją stronę - skrzywdź ją, to ja skrzywdzę ciebie - wysyczał mi do ucha.
Tydzień później wychodziłem ze szpitala trzymając ją za rękę. Znalazłem to, czego do tej pory szukałem - szczęście.
Charlie
Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Kiedyś marzyłam, by spotkać członków zespołu Linkin Park, a teraz jeden z nich jest moim ojcem, drugi chłopakiem, a pozostała czwórka przyjaciółmi. Brad twierdzi, że coraz lepiej gram na gitarze, Mike nauczył mnie wielu nowych technik. Mamy już pomysł na płytę, jednak musimy jeszcze poćwiczyć. Dużo ostatnimi czasami śpiewałam, co cieszyło Chazza. Razem z Joe'm wykonałam kilka remix'ów, jak na początkującą osobę są nawet niezłe. Niestety, taka sielanka nie mogła trwać w nieskończoność.
Mike
Widziałem dzisiaj małą jak się przebierała. Na jej delikatnym ciele odznaczały się podłużne pręgi, na biodrach ślady po gaszeniu papierosów. Na plecach stare siniaki. Cicho oddaliłem się z jej pokoju. Biłem się z myślami, po czym tam wróciłem.
-Mike... - powiedziała zawstydzona dziewczyna wkładając szybko pierwszą lepszą sukienkę.
-Charlie, nie wyjdziesz stąd dopóki nie powiesz mi, co sprawiło, że tak wyglądasz.
-Nie możesz mnie do tego zmusić! To moja sprawa! -krzyczała.
-Nie, nie tylko twoja! Martwię się o ciebie!
Wybiegła z pokoju z płaczem.
-Charlie, wracaj tu!
-Spieprzaj!
Pobiegłem za nią. W salonie zatrzymał mnie Chester
-Co to ma znaczyć?
-Ubieraj się, musimy ją powstrzymać.
-Ale przed czym?
-Ubieraj się, szybko.
Chester
Jeździmy z Mike'm po mieście już pół godziny. Pozostali też włączyli się w poszukiwania.
-Chester, przecież ona nie zna miasta, gdzie ona mogła iść?
-Studio
-Co?
-Ona na pewno tam jest.
-Chester...
-Słucham?
-Jeżeli ona sobie coś zrobi, to sobie tego nigdy nie wybaczę...
-Mike, o co wam właściwie poszło?
-Chazz, jej działa się wielka krzywda, lepiej będzie jak sama nam o tym opowie, nasze domysły nic nie dadzą.
Nie myliliśmy się. Tylko jedna dziewczyna ma tak piękny głos. Gdy nas zobaczyła chciała uciec, ale jej się to nie udało. Męczyliśmy ją tak długo, aż nam o wszystkim opowiedziała.
/Przepraszam za krótki rozdział, ale ostatni tydzień nauki w tym roku będzie bardzo ciężki ;) Piszcie swoje odczucia z tych 4 rozdziałów, co poprawić (obiecuję zmienić długość postów), może całkowicie zmienić... Jestem pozytywnie nastawiona na wszelką krytykę.
Charlie
niedziela, 15 grudnia 2013
ROZDZIAŁ III
Charlie
-Boże, Mike, co ty tutaj robisz! Wiesz jak mnie wystraszyłeś?! - wykrzyknęłam
-Charlie, spokojnie - odpowiedział
-Która tak w ogóle jest godzina?
- 9 przyszedłem cię obudzić
- Wspaniale ci się to udało!
-Dobra, ubieraj się, za 10 minut widzę cię w kuchni - powiedział z udawaną złością.
-Mikey, zapomniałeś czegoś!
-Czego? - w tym momencie oberwał poduszką prosto w twarz.
-Tak się bawimy? - tym razem to ja oberwałam poduszką. W moment przybrał minę srogiego nauczyciela - 10 minut, dłużej czekać nie zamierzamy.
Gdy wyszedł ubrałam się w czarne rurki, białą tunikę i białe trampki oraz zrobiłam delikatny makijaż. Po zejściu na dół zastałam ich w salonie. Gdy mnie zobaczyli zerwali się i rzucili na mnie, przez co straciłam równowagę. W ostatniej chwili złapał mnie Joe. Odwdzięczyłam mu się uśmiechem.Chłopcy niemal siłą zaprowadzili mnie do samochodu. Podczas drogi do, jak się dowiedziałam, studia śpiewaliśmy ''The Catalyst''. Wysłuchałam kilka pozytywnych uwag na temat mojego głosu, po czym dowiedziałam się o ''genialnym'' pomyśle Spike'a :
-Charlie, trochę dzisiaj o tobie rozmawialiśmy, mamy dla ciebie pewną propozycję
-Jaką?
-Tego dowiesz się w studio.
-Shinoda, jeżeli teraz mi nie powiesz o co chodzi, to więcej się do ciebie nie odezwę - zaśmiałam się patrząc na niego maślanymi oczkami
-Powiedzmy, że mamy wobec ciebie pewne zamiary
W tej chwili podjechaliśmy pod budynek.
Gdy weszliśmy do studia nie zdziwiłam się. Wyglądało tak samo, jak na wszelkich nagraniach czy zdjęciach. Dwuosobowa kanapa, fotele, instrumenty... No może z jedną różnicą - panował tu bałagan, coby gorzej nie powiedzieć.
-Da się pracować w takich warunkach? - skierowałam pytanie do zespołu.
-No, trochę tutaj brudno - zgodził się Chester.
-Trochę? Błagam was, nie będzie żadnej próby, dopóki tego nie posprzątamy! - mówiąc to schyliłam się by podnieść szklaną butelkę. Miała wyszczerbiony koniec, w wyniku czego mocno się skaleczyłam. Mike zauważając to pobiegł po apteczkę.
-Cholera, Brad! To twoja butelka, jako jedyny pijesz białą oranżadę! Pokaż to, Charlie.
-Mike, nie mam 5 lat, sama zrobię sobie opatrunek.
-Chyba pozwolisz, bym ci pomógł? - nie czekając na odpowiedź wylał trochę wody utlenionej na ranę. Syknęłam. Następnie nakleił mi plaster z Kubusiem Puchatkiem (ulubiony motyw Brada) i zabandażował.
-Shinoda, nie wiedziałem, że taka z ciebie pielęgniareczka - zadrwił Joe.
-A ty Hahn, od kiedy jesteś sprzątaczką? - odgryzł się Mike.
-Dobra, koniec. Ja sprzątam wszystkie papierki, Brad - butelki, Joe - ty pozamiatasz, Mike - doprowadź do porządku instrumenty, Chester - zajmij się wszelkimi nutami czy piosenkami, Rob i Dave... zajmijcie się drugą częścią pomieszczenia.
-Ok, pani dyrektor! -zażartował Dave.
Dopiero po godzinie doprowadziliśmy pomieszczenia do stanu używalności. Wiele razy słyszałam :
-Charlie, możemy już skończyć?
-Mała, my nigdy tak bardzo nie sprzątaliśmy
-Litości...
-Dobra, jest posprzątane, ludzkie warunki, możemy zacząć próbę - powiedziałam im, co przyjęli z radością. -To jakie macie wobec mnie zamiary? - zaczęłam
-Będziesz naszą wokalistką, do niektórych piosenek potrzeba nam mocnego, damskiego głosu - powiedział Mike
-Jeju, chłopcy, ile razy mam wam powtarzać, że nie umiem śpiewać?
-Czyżby? - pokazał swoje białe ząbki Shinoda- posłuchaj tego.
W całym studio było słychać mój głos podłożony pod podkład do ''In the End''
-Mike, ty mnie nagrywałeś? - oburzyłam się.
-Jakoś trzeba było ci udowodnić, że umiesz śpiewać i wychodzi ci to zajebiście!
-Mała, zgódź się! - błagał na klęczkach Joe - nie będę tyle jadł
-Zaskoczyliście mnie, muszę się zastanowić. Nie wiem, czy ja pasuję do takiego typu muzyki, czy pasuje do waszego świata... Nie wiem, niczego nie obiecuję.
-Pasujesz - powiedział Mike ponownie puszczając nagranie.
Mike
Ona jest taka śliczna, a zarazem delikatna... Ma w sobie wielki głos, nie może tego zmarnować, nie mogę na to pozwolić. Chester zaprosił mnie dzisiaj na pierwszą ''lekcje'', mam dla niego pewną propozycję, ale to później.
Po skończonej próbie zaproponowałem obejrzenie filmu u mnie w domu. Podczas drogi do niego nie obyło się bez kłótni.
Chester
Nie podoba mi się sposób, w jaki Mike patrzy na Charlie. Ufam mu, wiem, że nic głupiego nie zrobi, ale musimy sobie to wyjaśnić. Muszę przekonać małą do naszego pomysłu. Jutro są jej 17 urodziny, a ja nie wiem co jej kupić. Czeka nas też mały remont, niech urządzi sobie pokój tak, jak chce. Szafę też jej trzeba jakoś wyposażyć.
Charlie
Dom Mike'abył mniejszy niż Chestera, ale cudowny. Zaskoczył mnie panujący w nim sterylny porządek. Ulokowałam się na bardzo wygodnej kanapie i zaczęłam rozmyślać o jutrzejszym dniu. 17 urodziny, te, które tak bardzo pragnęłam w Domu Dziecka. Myślałam sobie, że jeszcze rok i go opuszczę. Wyjęłam karteczkę. Drugie imię Junko... Dlaczego akurat takie? Czy ono coś oznacza? Spytałabym się Mike'a, ale musiałabym mu opowiedzieć całą historię, a tego nie chcę. Chłopcy po 10 minutach przyszli z piwem, przekąskami i sokiem dla mnie.Pospiesznie schowałam liścik do kieszeni. Shinoda włączył komedię ''Amerikan Pie'' i usiadł koło mnie. Od czasu do czasu zerkał na mnie, wywołując u mnie rumieńce. Gdy dotknął mojej ręki, przeszły mnie wyjątkowo przyjemne ciarki. Usnęłam.
Mike
Charlie znowu usnęła na moim ramieniu. Podniosłem ją delikatnie i zaniosłem do mojej sypialni. Na schodach wypadła jej karteczka, później ją podniosę. Przykryłem ją kołdrą i nie mogąc się powstrzymać pocałowałem w czoło. Koło nogi zaplątał się mój kot, wyrzuciłem go by jej nie przeszkadzał. Przypomniałem sobie o karteczce.
Charlie
Ten cholerny liścik wypadł mi pewnie wtedy, gdy Mike niósł mnie do tej sypialni. Patrzał na mnie teraz swoimi brązowymi kulkami. Opowiedziałam mu całą historię mojego życia. O tym liściku, dlaczego mam na imię Karolina, jak się zaczęły marzenia o spotkaniu ich. Następnie Spike opowiedział mi o swoich problemach z okresu nastoletniego buntu. Płakaliśmy razem. W końcu spytałam go o to, co dręczyło mnie od bardzo dawna - co oznacza moje imię Junko.
-Twoje imię oznacza ''czyste dziecko'' lub ''prawdziwe dziecko'', w zależności od zapisu.
Mike patrzał mi się prosto w oczy. Gdy nasze twarze dzieliły milimetry spuścił wzrok i cicho powiedział :
-Nie, my nie możemy... Zdrzemnij się jeszcze, dobranoc - po czym pocałował mnie w czoło.
-Mike... - jednak go już nie było. Zrezygnowana rzuciłam się na poduszkę i po dłuższej walce z myślami usnęłam.
Mike
Jeżeli bym ją pocałował, Chester by mi tego nie wybaczył. Sam sobie bym nie wybaczył. Jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że mogłem jej o wszystkim opowiedzieć. Doceniam to, że ona też się przede mną otworzyła. Pierwszy raz płakałem tak długo przy kimś bez wstydu. Ta dziewczyna wiele przeszła, ale to zamknięty rozdział. Dzisiaj zauważyłem, że ma na swojej szyi wisiorek z naszym logo.
Charlie
Obudziłam się, za oknem było już widno. Zeszłam na dół, nikogo nie było. Gdy chciałam iść do kuchni przede mną zarysowało się 6 sylwetek krzyczących 'Wszystkiego najlepszego Charlie!''. Mike zrobił wszystkim śniadanie, po którym udaliśmy się do sklepów. Brad, Rob, Joe i Dave zabrali mnie do sklepu muzycznego. Mimo moich protestów kupili mi klawisze, gitarę akustyczną, sprzęt do DJ-ki, kostki do gitary, zeszyty z nutami i na własne nuty. Mike pomógł mi wybrać przybory do profesjonalnego szkicowania, farby, pędzle itd. Chester uparł się, bym kupiła sobie ubrania, co spotkało się z moim sprzeciwem, w wyniku czego ciągnął nas od sklepu do sklepu i wychodził z kilkoma torbami.
Wieczorem, gdy byliśmy sami w domu poszłam do Chestera. Spytałam się go, co dalej z moją nauką. Powiedział mi, że będę miała indywidualne nauczanie od poniedziałku do środy rano, a od czwartku do niedzieli nauczanie gry na instrumentach, wokalu i rysunków, których udzielać mi będzie kapela. Ktoś zapukał do drzwi. To Mike, który przyszedł przedstawić mi swoją propozycję.
-Charlie, jesteś bardzo utalentowana plastycznie, nauczę cię jeszcze kilku technik i razem stworzymy okładkę naszej następnej płyty, plakaty i inne takie pierdoły.
-Ty nie mówisz serio, ja umiem narysować jakieś kwiatki, a nie takie poważne rzeczy jak okładka płyty!
-Mała, zaufaj Mike'owi, on wie co robi. Wiem, to dla ciebie duży szok, ale nie można zmarnować twojego talentu. Wstałam i udałam się w stronę swojego pokoju.
Mike
-Chester, to dla niej wielki szok, 4 dni temu mieszkała w Domu Dziecka, marzyła o spotkaniu z nami, po czym dowiaduje się, że ją adoptujesz, że pomożemy jej rozwijać jej pasję... Zrozum ją.
-Mike, ja ją rozumiem, ale jak ona zareaguje na to, że stanie się rozpoznawalna?
-Jeżeli to wszystko będzie działo się stopniowo to damy radę.
-Mamy jeszcze jedną sprawę do obgadania... Ja widzę, jak ty na nią patrzysz. Ufam ci, ale jak ją skrzywdzisz, to popamiętasz.
-Chazz, to nie tak... Podoba mi się, to prawda, ale nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie cierpiała.
-Dobra Spike, temat skończony. Gdzie chłopcy? Mieli tu być pół godziny temu...
Chester
-Zadzwoń po nich, ja idę po małą.
Gdy miałem nacisnąć za klamkę usłyszałem, że Charlie śpiewa ''Not Alone''. Gdy skończyła otworzyłem drzwi i poinformowałem ją, że chłopcy zaraz przyjadą na jej imprezę urodzinową.
20 minut później impreza się rozkręcała. Brad kupił jej jeszcze telefon, który na obudowie miał wygrawerowane nasze logo. W pewnej chwili usłyszeliśmy potworny huk. Pobiegliśmy do kuchni, w której Joe leżał nieruchomo na podłodze podśpiewując ''What I've Done''. Obok niego było połamane krzesło, a jedna z szafek była otwarta. Trzymałem tam ciasteczka, pierwszą i jedyną miłość Joe'go. Po poskładaniu go w jedną całość stwierdziliśmy, że skończy się na wielkim guzie, ale będzie żył. Po skończonej imprezie Charlie do mnie przyszła, przytuliła się i powiedziała :
-Zgadzam się, spróbuje z Mike'm zrobić jakąś fajną pracę, zgadzam się na śpiewanie, zgadzam się na wszytko, dziękuje ci bardzo Chazzy, wyrwałeś mnie z koszmaru, kocham cię - mówiła to tak szybko, że sens tych słów doszedł do mnie po chwili. Gdy ją przytulałem musiałem bardzo uważać, by jej nie uszkodzić, ponieważ była taka chuda. Z uśmiechem stwierdziła, że słyszy to od kiedy pamięta. Pożegnała się i udała w stronę sypialni. Gdy już usypiałem, usłyszałem jej pisk i wołanie :
-Chester, chodź tu szybko! Chester szybko, pospiesz się! Chazzy!
To, co mi pokazała sprawiło, że moje nogi stały się jak z waty.
-Boże, Mike, co ty tutaj robisz! Wiesz jak mnie wystraszyłeś?! - wykrzyknęłam
-Charlie, spokojnie - odpowiedział
-Która tak w ogóle jest godzina?
- 9 przyszedłem cię obudzić
- Wspaniale ci się to udało!
-Dobra, ubieraj się, za 10 minut widzę cię w kuchni - powiedział z udawaną złością.
-Mikey, zapomniałeś czegoś!
-Czego? - w tym momencie oberwał poduszką prosto w twarz.
-Tak się bawimy? - tym razem to ja oberwałam poduszką. W moment przybrał minę srogiego nauczyciela - 10 minut, dłużej czekać nie zamierzamy.
Gdy wyszedł ubrałam się w czarne rurki, białą tunikę i białe trampki oraz zrobiłam delikatny makijaż. Po zejściu na dół zastałam ich w salonie. Gdy mnie zobaczyli zerwali się i rzucili na mnie, przez co straciłam równowagę. W ostatniej chwili złapał mnie Joe. Odwdzięczyłam mu się uśmiechem.Chłopcy niemal siłą zaprowadzili mnie do samochodu. Podczas drogi do, jak się dowiedziałam, studia śpiewaliśmy ''The Catalyst''. Wysłuchałam kilka pozytywnych uwag na temat mojego głosu, po czym dowiedziałam się o ''genialnym'' pomyśle Spike'a :
-Charlie, trochę dzisiaj o tobie rozmawialiśmy, mamy dla ciebie pewną propozycję
-Jaką?
-Tego dowiesz się w studio.
-Shinoda, jeżeli teraz mi nie powiesz o co chodzi, to więcej się do ciebie nie odezwę - zaśmiałam się patrząc na niego maślanymi oczkami
-Powiedzmy, że mamy wobec ciebie pewne zamiary
W tej chwili podjechaliśmy pod budynek.
Gdy weszliśmy do studia nie zdziwiłam się. Wyglądało tak samo, jak na wszelkich nagraniach czy zdjęciach. Dwuosobowa kanapa, fotele, instrumenty... No może z jedną różnicą - panował tu bałagan, coby gorzej nie powiedzieć.
-Da się pracować w takich warunkach? - skierowałam pytanie do zespołu.
-No, trochę tutaj brudno - zgodził się Chester.
-Trochę? Błagam was, nie będzie żadnej próby, dopóki tego nie posprzątamy! - mówiąc to schyliłam się by podnieść szklaną butelkę. Miała wyszczerbiony koniec, w wyniku czego mocno się skaleczyłam. Mike zauważając to pobiegł po apteczkę.
-Cholera, Brad! To twoja butelka, jako jedyny pijesz białą oranżadę! Pokaż to, Charlie.
-Mike, nie mam 5 lat, sama zrobię sobie opatrunek.
-Chyba pozwolisz, bym ci pomógł? - nie czekając na odpowiedź wylał trochę wody utlenionej na ranę. Syknęłam. Następnie nakleił mi plaster z Kubusiem Puchatkiem (ulubiony motyw Brada) i zabandażował.
-Shinoda, nie wiedziałem, że taka z ciebie pielęgniareczka - zadrwił Joe.
-A ty Hahn, od kiedy jesteś sprzątaczką? - odgryzł się Mike.
-Dobra, koniec. Ja sprzątam wszystkie papierki, Brad - butelki, Joe - ty pozamiatasz, Mike - doprowadź do porządku instrumenty, Chester - zajmij się wszelkimi nutami czy piosenkami, Rob i Dave... zajmijcie się drugą częścią pomieszczenia.
-Ok, pani dyrektor! -zażartował Dave.
Dopiero po godzinie doprowadziliśmy pomieszczenia do stanu używalności. Wiele razy słyszałam :
-Charlie, możemy już skończyć?
-Mała, my nigdy tak bardzo nie sprzątaliśmy
-Litości...
-Dobra, jest posprzątane, ludzkie warunki, możemy zacząć próbę - powiedziałam im, co przyjęli z radością. -To jakie macie wobec mnie zamiary? - zaczęłam
-Będziesz naszą wokalistką, do niektórych piosenek potrzeba nam mocnego, damskiego głosu - powiedział Mike
-Jeju, chłopcy, ile razy mam wam powtarzać, że nie umiem śpiewać?
-Czyżby? - pokazał swoje białe ząbki Shinoda- posłuchaj tego.
W całym studio było słychać mój głos podłożony pod podkład do ''In the End''
-Mike, ty mnie nagrywałeś? - oburzyłam się.
-Jakoś trzeba było ci udowodnić, że umiesz śpiewać i wychodzi ci to zajebiście!
-Mała, zgódź się! - błagał na klęczkach Joe - nie będę tyle jadł
-Zaskoczyliście mnie, muszę się zastanowić. Nie wiem, czy ja pasuję do takiego typu muzyki, czy pasuje do waszego świata... Nie wiem, niczego nie obiecuję.
-Pasujesz - powiedział Mike ponownie puszczając nagranie.
Mike
Ona jest taka śliczna, a zarazem delikatna... Ma w sobie wielki głos, nie może tego zmarnować, nie mogę na to pozwolić. Chester zaprosił mnie dzisiaj na pierwszą ''lekcje'', mam dla niego pewną propozycję, ale to później.
Po skończonej próbie zaproponowałem obejrzenie filmu u mnie w domu. Podczas drogi do niego nie obyło się bez kłótni.
Chester
Nie podoba mi się sposób, w jaki Mike patrzy na Charlie. Ufam mu, wiem, że nic głupiego nie zrobi, ale musimy sobie to wyjaśnić. Muszę przekonać małą do naszego pomysłu. Jutro są jej 17 urodziny, a ja nie wiem co jej kupić. Czeka nas też mały remont, niech urządzi sobie pokój tak, jak chce. Szafę też jej trzeba jakoś wyposażyć.
Charlie
Dom Mike'abył mniejszy niż Chestera, ale cudowny. Zaskoczył mnie panujący w nim sterylny porządek. Ulokowałam się na bardzo wygodnej kanapie i zaczęłam rozmyślać o jutrzejszym dniu. 17 urodziny, te, które tak bardzo pragnęłam w Domu Dziecka. Myślałam sobie, że jeszcze rok i go opuszczę. Wyjęłam karteczkę. Drugie imię Junko... Dlaczego akurat takie? Czy ono coś oznacza? Spytałabym się Mike'a, ale musiałabym mu opowiedzieć całą historię, a tego nie chcę. Chłopcy po 10 minutach przyszli z piwem, przekąskami i sokiem dla mnie.Pospiesznie schowałam liścik do kieszeni. Shinoda włączył komedię ''Amerikan Pie'' i usiadł koło mnie. Od czasu do czasu zerkał na mnie, wywołując u mnie rumieńce. Gdy dotknął mojej ręki, przeszły mnie wyjątkowo przyjemne ciarki. Usnęłam.
Mike
Charlie znowu usnęła na moim ramieniu. Podniosłem ją delikatnie i zaniosłem do mojej sypialni. Na schodach wypadła jej karteczka, później ją podniosę. Przykryłem ją kołdrą i nie mogąc się powstrzymać pocałowałem w czoło. Koło nogi zaplątał się mój kot, wyrzuciłem go by jej nie przeszkadzał. Przypomniałem sobie o karteczce.
Wy lepiej zaopiekujecie się Karoliną, my nie jesteśmy na to gotowi... Jedyną naszą prośbą jest nadanie jej drugiego imienia - Junko. Nie szukajcie nas, nigdy.Junko... coś mi to mówi. Gdy wróciłem do salonu zastałem standardowy widok - chłopcy spali, na podłodze walały się puste butelki i okruszki. Wziąłem się za sprzątanie, następnie udałem się do pokoju gościnnego. W nocy obudził mnie kaszel. Pobiegłem do sypialni. Charlie próbowała podnieść z podłogi swój inhalator, jednak nie miała siły. Podałem jej go, po chwili atak minął. Ze łzami w oczach rzuciła mi się na szyję dziękując mi. Poprosiłem ją by usiadła na łóżku. Pokazałem jej kartkę. Rozpłakała się.
Charlie
Ten cholerny liścik wypadł mi pewnie wtedy, gdy Mike niósł mnie do tej sypialni. Patrzał na mnie teraz swoimi brązowymi kulkami. Opowiedziałam mu całą historię mojego życia. O tym liściku, dlaczego mam na imię Karolina, jak się zaczęły marzenia o spotkaniu ich. Następnie Spike opowiedział mi o swoich problemach z okresu nastoletniego buntu. Płakaliśmy razem. W końcu spytałam go o to, co dręczyło mnie od bardzo dawna - co oznacza moje imię Junko.
-Twoje imię oznacza ''czyste dziecko'' lub ''prawdziwe dziecko'', w zależności od zapisu.
Mike patrzał mi się prosto w oczy. Gdy nasze twarze dzieliły milimetry spuścił wzrok i cicho powiedział :
-Nie, my nie możemy... Zdrzemnij się jeszcze, dobranoc - po czym pocałował mnie w czoło.
-Mike... - jednak go już nie było. Zrezygnowana rzuciłam się na poduszkę i po dłuższej walce z myślami usnęłam.
Mike
Jeżeli bym ją pocałował, Chester by mi tego nie wybaczył. Sam sobie bym nie wybaczył. Jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że mogłem jej o wszystkim opowiedzieć. Doceniam to, że ona też się przede mną otworzyła. Pierwszy raz płakałem tak długo przy kimś bez wstydu. Ta dziewczyna wiele przeszła, ale to zamknięty rozdział. Dzisiaj zauważyłem, że ma na swojej szyi wisiorek z naszym logo.
Charlie
Obudziłam się, za oknem było już widno. Zeszłam na dół, nikogo nie było. Gdy chciałam iść do kuchni przede mną zarysowało się 6 sylwetek krzyczących 'Wszystkiego najlepszego Charlie!''. Mike zrobił wszystkim śniadanie, po którym udaliśmy się do sklepów. Brad, Rob, Joe i Dave zabrali mnie do sklepu muzycznego. Mimo moich protestów kupili mi klawisze, gitarę akustyczną, sprzęt do DJ-ki, kostki do gitary, zeszyty z nutami i na własne nuty. Mike pomógł mi wybrać przybory do profesjonalnego szkicowania, farby, pędzle itd. Chester uparł się, bym kupiła sobie ubrania, co spotkało się z moim sprzeciwem, w wyniku czego ciągnął nas od sklepu do sklepu i wychodził z kilkoma torbami.
Wieczorem, gdy byliśmy sami w domu poszłam do Chestera. Spytałam się go, co dalej z moją nauką. Powiedział mi, że będę miała indywidualne nauczanie od poniedziałku do środy rano, a od czwartku do niedzieli nauczanie gry na instrumentach, wokalu i rysunków, których udzielać mi będzie kapela. Ktoś zapukał do drzwi. To Mike, który przyszedł przedstawić mi swoją propozycję.
-Charlie, jesteś bardzo utalentowana plastycznie, nauczę cię jeszcze kilku technik i razem stworzymy okładkę naszej następnej płyty, plakaty i inne takie pierdoły.
-Ty nie mówisz serio, ja umiem narysować jakieś kwiatki, a nie takie poważne rzeczy jak okładka płyty!
-Mała, zaufaj Mike'owi, on wie co robi. Wiem, to dla ciebie duży szok, ale nie można zmarnować twojego talentu. Wstałam i udałam się w stronę swojego pokoju.
Mike
-Chester, to dla niej wielki szok, 4 dni temu mieszkała w Domu Dziecka, marzyła o spotkaniu z nami, po czym dowiaduje się, że ją adoptujesz, że pomożemy jej rozwijać jej pasję... Zrozum ją.
-Mike, ja ją rozumiem, ale jak ona zareaguje na to, że stanie się rozpoznawalna?
-Jeżeli to wszystko będzie działo się stopniowo to damy radę.
-Mamy jeszcze jedną sprawę do obgadania... Ja widzę, jak ty na nią patrzysz. Ufam ci, ale jak ją skrzywdzisz, to popamiętasz.
-Chazz, to nie tak... Podoba mi się, to prawda, ale nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie cierpiała.
-Dobra Spike, temat skończony. Gdzie chłopcy? Mieli tu być pół godziny temu...
Chester
-Zadzwoń po nich, ja idę po małą.
Gdy miałem nacisnąć za klamkę usłyszałem, że Charlie śpiewa ''Not Alone''. Gdy skończyła otworzyłem drzwi i poinformowałem ją, że chłopcy zaraz przyjadą na jej imprezę urodzinową.
20 minut później impreza się rozkręcała. Brad kupił jej jeszcze telefon, który na obudowie miał wygrawerowane nasze logo. W pewnej chwili usłyszeliśmy potworny huk. Pobiegliśmy do kuchni, w której Joe leżał nieruchomo na podłodze podśpiewując ''What I've Done''. Obok niego było połamane krzesło, a jedna z szafek była otwarta. Trzymałem tam ciasteczka, pierwszą i jedyną miłość Joe'go. Po poskładaniu go w jedną całość stwierdziliśmy, że skończy się na wielkim guzie, ale będzie żył. Po skończonej imprezie Charlie do mnie przyszła, przytuliła się i powiedziała :
-Zgadzam się, spróbuje z Mike'm zrobić jakąś fajną pracę, zgadzam się na śpiewanie, zgadzam się na wszytko, dziękuje ci bardzo Chazzy, wyrwałeś mnie z koszmaru, kocham cię - mówiła to tak szybko, że sens tych słów doszedł do mnie po chwili. Gdy ją przytulałem musiałem bardzo uważać, by jej nie uszkodzić, ponieważ była taka chuda. Z uśmiechem stwierdziła, że słyszy to od kiedy pamięta. Pożegnała się i udała w stronę sypialni. Gdy już usypiałem, usłyszałem jej pisk i wołanie :
-Chester, chodź tu szybko! Chester szybko, pospiesz się! Chazzy!
To, co mi pokazała sprawiło, że moje nogi stały się jak z waty.
sobota, 14 grudnia 2013
ROZDZIAŁ II
Zamyślona szłam ku boku nauczycielki. Moje 17 urodziny są dopiero za dwa dni, więc czym jest ta niespodzianka? Po przejściu trzech korytarzy zorientowałam się, że zmierzamy do pokoju adopcji. Pewnie znowu będę musiała zrobić rysunek jakiś cholernych kwiatków, chociaż wcale nie mam na to ochoty. 200 metrów przed drzwiami skamieniałam. To jest ten głos. Ten, który bez przerwy chodzi mi po głowie. To on. Chester, Chester Bennington.
-Siadaj, Wright. Pana Benningtona na pewno już znasz, ma on ci coś do przekazania.
-Z-zaśpiewasz tylko dla m-mnie? - spytałam z nutką nadziei w głosie.
-Nie tylko, mała - zaśmiał się Chester
Mój wyraz twarzy mówił sam za siebie, ponieważ szybko dodał:
-Zabieram cię stąd, Charlie. Dziś zaczynasz nowy rozdział w swoim życiu.
-To nie dzieje się naprawdę - uszczypałam się, ale zabolało. To nie sen. To jest rzeczywistość.
-Charlie, idź się spakować, ja muszę z panem Benningtonem omówić parę spraw.
Gdy wyszłam z z pomieszczenia ruszyłam biegiem do mojego pokoju. Weroniki nie było, ponieważ uczestniczyła w zajęciach literackich. Spod łóżka wyjęłam wielką walizkę, którą sobie kupiłam na wypadek adopcji. Wreszcie się przyda... Po otworzeniu wszystkich szafek i szuflad zaczęłam się pakować - na sam dół ubrania, potem obuwie, kosmetyki, rzeczy osobiste. Została mi ostatnia szafka - nocna. Trzymałam w niej moje rysunki oraz przybory, mp3, telefon i ładowarkę do niego, mojego jedynego misia oraz kartkę, z którą zostałam oddana. Prace powkładałam do wcześniej przygotowanych teczek, przybory do piórników i całość włożyłam do torby. Dorzuciłam też bluzę, gdyby noc była zimna oraz inhalator. Usiadłam na moim ulubionym miejscu przy oknie. Na placu zabaw bawiły się dzieci, które po prostu uwielbiam, ponieważ mają w sobie tyle radości. Rozpłakałam się. Widzę te maluchy ostatni raz, przebywam w tym pokoju...
Chester
Ona jest taka ładna... Uśmiecha się, ale to nie jest szczery uśmiech. Może boi się, że oddam ją po tygodniu? W końcu ma astmę, co może odstraszać. Jej długie kasztanowe włosy oraz brązowe oczy wzorowo się dopełniają. Jest bardzo, bardzo szczupła. Bardzo się ucieszyła, gdy dowiedziała się o moim zamiarze, chyba lubi nasz zespół. Nie wiem tylko, jak zareaguje na wyjazdy w trasy... O to będę martwił się później. Jest już 17, więc chłopcy czekają pod budynkiem, pójdę po nią.
Nie usłyszała mojego wkroczenia do pokoju. Płakała.
-Mała, co jest? Czemu płaczesz? Mogę Ci jakoś pomóc?
-Dziękuje ci bardzo, Chazzy - rzuciła mi się na szyję. Były to więc łzy wzruszenia.
-Chodź już, chłopcy czekają na nas.
-Pożegnam się jeszcze z Weroniką - wskazała na dziewczynę, która weszła do pokoju.
Po wszystkich całuskach, przytulaskach i płaczu wziąłem jej walizkę i wyszliśmy z tego ponurego miejsca. Schowałem walizkę do bagażnika i wsiadłem do samochodu. Na to wychodzi, że dzisiaj prowadzę.
-Charlie, chyba nie muszę przedstawiać ci tych głupków? - jej rozbawiona mina mówiła sama za siebie -Chłopcy, to jest Charlie. Od dzisiaj musicie niestety zacząć się zachowywać, coby nam nasza dama nie uciekła. W drogę!
Charlie
Usiadłam między Mikem, a Davem. Co jakiś czas któryś z chłopców przyglądał mi się. Najczęściej Spike. Miał tak samo jak ja ciemnobrązowe oczy, pod pewnym kątem czarne. Wyjęłam z mojej torby teczkę z rysunkami przestawiającymi go. Wybrałam moim zdaniem najładniejsze i z wielkim rumieńcem na twarzy podałam mu je. Ze skupieniem przyglądał się im. Po chwili ogłosił całemu busowi:
-Charlie ma wielki talent, nie możesz tego zmarnować Chester. Musisz wynająć jej jakiegoś nauczyciela, chyba, że zgodzisz się bym ja objął tę funkcję
-Jasne, możesz ją uczyć. Charlie, na lotnisku pokażesz mi swoje prace, ok? - odpowiedział Chazz
-Dobrze. -odpowiedziałam - może sobie coś zaśpiewamy?
Zobaczyłam, jak Mike i Chester wymieniają spojrzenia.
Po chwili zaczęli śpiewać 'In the end''
Dołączyłam się do nich.
Przerwali, ale zanim się zorientowałam zaśpiewałam parę wersów. Wszyscy przyglądali mi się uważnie.
-Mała, ty masz jeszcze jakiś talent o jakim nam nie powiedziałaś? - zapytał zszokowany Brad.
Zarumieniłam się. Było mi bardzo miło. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, osunęłam się na czyjeś ramię. Usnęłam.
Mike
7 członek naszego teamu spał przytulony do mnie. Dojeżdżaliśmy do lotniska, postanowiłem więc ją obudzić.
-Charlie, Charlie! Wstawaj, jesteśmy na miejscu. Charlie! - co jak co ale ta mała sen ma nieziemsko mocny.
-Ej, co jest... Przepraszam. - gdy się obudziła do końca zauważyła, że się do mnie przytula.
Po 20 minutach siedzieliśmy już w naszym prywatnym samolocie. Joe siedział na przodzie i coś jadł, Brad spał przytulony do Dave'a, Rob z Chesterem przeglądali coś na laptopie, a ja rozmawiałem z Charlie o wszystkim. O rysowaniu, o śpiewaniu, o naszym zespole...Jest bardzo mądrą osobą. Wygląda jak aniołek, sprawia wrażenie lalki z kruchej porcelany. A jej oczy... Zauważyła, że jej się przyglądam. Uśmiechnęła się i patrzała na mnie. Byłem oczarowany. Ten moment trwał chwilkę, chociaż miałem wrażenie, że wieczność. Zaczerwieniła się, dzięki czemu jej delikatna, blada twarzyczka nabrała chociaż trochę kolorów. Po 15 minutach usnęła, standardowo się do mnie tuląc. Po chwili ja również zapadłem w sen.
Chester
Miło mi patrzeć na to, że Charlie tak szybko się zaaklimatyzowała. Czas pokaże, jak będzie się z nami czuła, ale nie sądzę, by było jej źle.
-Patrz, jak oni słodko wyglądają - powiedział Rob
Tak jak zwykle mój wzrok powędrował ku Bradowi i Dave'owi. Wyciągnąłem komórkę i zrobiłem im zdjęcie.
-Chester, ja nie o nich mówiłem. Spójrz na lewo - zaśmiał się.
Moim oczom ukazał się obrazek jak z bajki : Charlie spała na ramieniu Spike'a, obejmując go w pasie, on odwzajemniał uścisk i głowę położoną miał na jej głowie. Wykonałem kolejne zdjęcie, co Robert skwitował :
-Hmmm... Phoenix i Brad lepiej się prezentują.
Po chwili Mike przebudził się, zobaczył w jakiej spał pozycji, zauważył na sobie mój wzrok i uśmiechnął się przepraszająco. Po dłuższej chwili zobaczyłem, że zbliżamy się do domu, który od dzisiaj już nigdy nie będzie pusty... no, może z wyjątkiem dzikich imprez u mnie w salonie. Przypomniałem sobie o teczkach od, to słowo ciężko przechodzi mi przez gardło, córki. Faktycznie, Shinoda dobrze mówił, dziewczyna ma wielki talent. Ciekawe co jeszcze potrafi? Z przemyśleń wyrwała mnie kłótnia pomiędzy Joe'm a Davidem.
-Idioto, nie zabrałem Ci tych ciastek!
-Nie nazywaj mnie tak ty ciasteczkowy złodzieju!
-Joe... Twoje ciasteczka leżą pod twoim plecakiem... - wtrącił się BBB
-Faktycznie, przepraszam ziomuś! - przytulił Dave'a
-Co się dzieje, o co wy się kłócicie? - odezwała się zaspana jedyna dziewczyna w naszym teamie.
-W samą porę, za 15 minut lądujemy - odezwał się Shinoda.
Charlie
Wylądowaliśmy. Jedziemy odwieźć najpierw Brada, potem Joego, następnie Dave i Roba. Potem pojedziemy do domu, ponieważ Mike mieszka dwie przecznice dalej. Każdy z członków zespołu żegnał się ''Chazz, jutro wpadam na śniadanie''. Na miejscu Chester oprowadził mnie po domu, po czym :
-Mała, idź już spać, jutro czeka cię ciężki dzień.
-Dobranoc - pożegnałam się -Tato, kocham cię.
-Błagam, nie mów tak do mnie - powiedział Chester i rzucił we mnie poduszką.
-Odegram się - puściłam oczko i poszłam do siebie.
-Siadaj, Wright. Pana Benningtona na pewno już znasz, ma on ci coś do przekazania.
-Z-zaśpiewasz tylko dla m-mnie? - spytałam z nutką nadziei w głosie.
-Nie tylko, mała - zaśmiał się Chester
Mój wyraz twarzy mówił sam za siebie, ponieważ szybko dodał:
-Zabieram cię stąd, Charlie. Dziś zaczynasz nowy rozdział w swoim życiu.
-To nie dzieje się naprawdę - uszczypałam się, ale zabolało. To nie sen. To jest rzeczywistość.
-Charlie, idź się spakować, ja muszę z panem Benningtonem omówić parę spraw.
Gdy wyszłam z z pomieszczenia ruszyłam biegiem do mojego pokoju. Weroniki nie było, ponieważ uczestniczyła w zajęciach literackich. Spod łóżka wyjęłam wielką walizkę, którą sobie kupiłam na wypadek adopcji. Wreszcie się przyda... Po otworzeniu wszystkich szafek i szuflad zaczęłam się pakować - na sam dół ubrania, potem obuwie, kosmetyki, rzeczy osobiste. Została mi ostatnia szafka - nocna. Trzymałam w niej moje rysunki oraz przybory, mp3, telefon i ładowarkę do niego, mojego jedynego misia oraz kartkę, z którą zostałam oddana. Prace powkładałam do wcześniej przygotowanych teczek, przybory do piórników i całość włożyłam do torby. Dorzuciłam też bluzę, gdyby noc była zimna oraz inhalator. Usiadłam na moim ulubionym miejscu przy oknie. Na placu zabaw bawiły się dzieci, które po prostu uwielbiam, ponieważ mają w sobie tyle radości. Rozpłakałam się. Widzę te maluchy ostatni raz, przebywam w tym pokoju...
Chester
Ona jest taka ładna... Uśmiecha się, ale to nie jest szczery uśmiech. Może boi się, że oddam ją po tygodniu? W końcu ma astmę, co może odstraszać. Jej długie kasztanowe włosy oraz brązowe oczy wzorowo się dopełniają. Jest bardzo, bardzo szczupła. Bardzo się ucieszyła, gdy dowiedziała się o moim zamiarze, chyba lubi nasz zespół. Nie wiem tylko, jak zareaguje na wyjazdy w trasy... O to będę martwił się później. Jest już 17, więc chłopcy czekają pod budynkiem, pójdę po nią.
Nie usłyszała mojego wkroczenia do pokoju. Płakała.
-Mała, co jest? Czemu płaczesz? Mogę Ci jakoś pomóc?
-Dziękuje ci bardzo, Chazzy - rzuciła mi się na szyję. Były to więc łzy wzruszenia.
-Chodź już, chłopcy czekają na nas.
-Pożegnam się jeszcze z Weroniką - wskazała na dziewczynę, która weszła do pokoju.
Po wszystkich całuskach, przytulaskach i płaczu wziąłem jej walizkę i wyszliśmy z tego ponurego miejsca. Schowałem walizkę do bagażnika i wsiadłem do samochodu. Na to wychodzi, że dzisiaj prowadzę.
-Charlie, chyba nie muszę przedstawiać ci tych głupków? - jej rozbawiona mina mówiła sama za siebie -Chłopcy, to jest Charlie. Od dzisiaj musicie niestety zacząć się zachowywać, coby nam nasza dama nie uciekła. W drogę!
Charlie
Usiadłam między Mikem, a Davem. Co jakiś czas któryś z chłopców przyglądał mi się. Najczęściej Spike. Miał tak samo jak ja ciemnobrązowe oczy, pod pewnym kątem czarne. Wyjęłam z mojej torby teczkę z rysunkami przestawiającymi go. Wybrałam moim zdaniem najładniejsze i z wielkim rumieńcem na twarzy podałam mu je. Ze skupieniem przyglądał się im. Po chwili ogłosił całemu busowi:
-Charlie ma wielki talent, nie możesz tego zmarnować Chester. Musisz wynająć jej jakiegoś nauczyciela, chyba, że zgodzisz się bym ja objął tę funkcję
-Jasne, możesz ją uczyć. Charlie, na lotnisku pokażesz mi swoje prace, ok? - odpowiedział Chazz
-Dobrze. -odpowiedziałam - może sobie coś zaśpiewamy?
Zobaczyłam, jak Mike i Chester wymieniają spojrzenia.
Po chwili zaczęli śpiewać 'In the end''
Dołączyłam się do nich.
Przerwali, ale zanim się zorientowałam zaśpiewałam parę wersów. Wszyscy przyglądali mi się uważnie.
-Mała, ty masz jeszcze jakiś talent o jakim nam nie powiedziałaś? - zapytał zszokowany Brad.
Zarumieniłam się. Było mi bardzo miło. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, osunęłam się na czyjeś ramię. Usnęłam.
Mike
7 członek naszego teamu spał przytulony do mnie. Dojeżdżaliśmy do lotniska, postanowiłem więc ją obudzić.
-Charlie, Charlie! Wstawaj, jesteśmy na miejscu. Charlie! - co jak co ale ta mała sen ma nieziemsko mocny.
-Ej, co jest... Przepraszam. - gdy się obudziła do końca zauważyła, że się do mnie przytula.
Po 20 minutach siedzieliśmy już w naszym prywatnym samolocie. Joe siedział na przodzie i coś jadł, Brad spał przytulony do Dave'a, Rob z Chesterem przeglądali coś na laptopie, a ja rozmawiałem z Charlie o wszystkim. O rysowaniu, o śpiewaniu, o naszym zespole...Jest bardzo mądrą osobą. Wygląda jak aniołek, sprawia wrażenie lalki z kruchej porcelany. A jej oczy... Zauważyła, że jej się przyglądam. Uśmiechnęła się i patrzała na mnie. Byłem oczarowany. Ten moment trwał chwilkę, chociaż miałem wrażenie, że wieczność. Zaczerwieniła się, dzięki czemu jej delikatna, blada twarzyczka nabrała chociaż trochę kolorów. Po 15 minutach usnęła, standardowo się do mnie tuląc. Po chwili ja również zapadłem w sen.
Chester
Miło mi patrzeć na to, że Charlie tak szybko się zaaklimatyzowała. Czas pokaże, jak będzie się z nami czuła, ale nie sądzę, by było jej źle.
-Patrz, jak oni słodko wyglądają - powiedział Rob
Tak jak zwykle mój wzrok powędrował ku Bradowi i Dave'owi. Wyciągnąłem komórkę i zrobiłem im zdjęcie.
-Chester, ja nie o nich mówiłem. Spójrz na lewo - zaśmiał się.
Moim oczom ukazał się obrazek jak z bajki : Charlie spała na ramieniu Spike'a, obejmując go w pasie, on odwzajemniał uścisk i głowę położoną miał na jej głowie. Wykonałem kolejne zdjęcie, co Robert skwitował :
-Hmmm... Phoenix i Brad lepiej się prezentują.
Po chwili Mike przebudził się, zobaczył w jakiej spał pozycji, zauważył na sobie mój wzrok i uśmiechnął się przepraszająco. Po dłuższej chwili zobaczyłem, że zbliżamy się do domu, który od dzisiaj już nigdy nie będzie pusty... no, może z wyjątkiem dzikich imprez u mnie w salonie. Przypomniałem sobie o teczkach od, to słowo ciężko przechodzi mi przez gardło, córki. Faktycznie, Shinoda dobrze mówił, dziewczyna ma wielki talent. Ciekawe co jeszcze potrafi? Z przemyśleń wyrwała mnie kłótnia pomiędzy Joe'm a Davidem.
-Idioto, nie zabrałem Ci tych ciastek!
-Nie nazywaj mnie tak ty ciasteczkowy złodzieju!
-Joe... Twoje ciasteczka leżą pod twoim plecakiem... - wtrącił się BBB
-Faktycznie, przepraszam ziomuś! - przytulił Dave'a
-Co się dzieje, o co wy się kłócicie? - odezwała się zaspana jedyna dziewczyna w naszym teamie.
-W samą porę, za 15 minut lądujemy - odezwał się Shinoda.
Charlie
Wylądowaliśmy. Jedziemy odwieźć najpierw Brada, potem Joego, następnie Dave i Roba. Potem pojedziemy do domu, ponieważ Mike mieszka dwie przecznice dalej. Każdy z członków zespołu żegnał się ''Chazz, jutro wpadam na śniadanie''. Na miejscu Chester oprowadził mnie po domu, po czym :
-Mała, idź już spać, jutro czeka cię ciężki dzień.
-Dobranoc - pożegnałam się -Tato, kocham cię.
-Błagam, nie mów tak do mnie - powiedział Chester i rzucił we mnie poduszką.
-Odegram się - puściłam oczko i poszłam do siebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)