niedziela, 12 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XIII

Mike

Zasnęła wtulona we mnie. Obserwowałem spokojne ruchy jej ciała. Wcześniej nawet nie marzyłem o dziewczynie, a trafiła mi się taka piękna, drobniutka istotka i to jeszcze córka mojego kumpla. ''Dbaj o nią'' chodził mi po głowie głos ojca. Zamyśliłem się. Otworzyła oczy. Uśmiechnąłem się, jednak nie odwzajemniła tego.
-Mike... - wyszeptała.
-Co się dzieje? Charlie? - zacząłem nią potrząsać. Straciła przytomność - Pomóżcie mi! - wykrzyczałem jak najgłośniej potrafiłem. Upewniłem się, że oddycha spokojnie i położyłem ją na plecach. Pod nogi włożyłem koc zwinięty w rulonik. Zobaczyłem, że jej klatka piersiowa unosi się coraz rzadziej. Klęknąłem i złapałem ją za dłoń. Do pokoju wpadł mr. Hahn.
-Kurwa, Mike! - wyrwało mu się. Podbiegł do łóżka i odsunął mnie od dziewczyny - nie stój tak, dzwoń na pogotowie! Chester! - wydarł się w stronę drzwi.
Wyjąłem z kieszeni komórkę, jednak wypadła mi z rąk roztrzaskując się. Działałem jak w amoku. Nagle wszystko zwolniło, a mnie zrobiło się ciemno przed oczami. Spadam.

-Mikuś, powiedź tata. Ta-ta, powtórz - Japończyk kieruje swoje słowa do ośmiomiesięcznego synka.
-Mama - mówi roześmiany chłopczyk.
-Muto, rozumiem, że jesteś zazdrosny, ale on ma dopiero 8 miesięcy - do salonu weszła uśmiechnięta młoda kobieta.
-Może masz rację, Donno... Mikey, idziemy na spacer? - pyta mężczyzna podnosząc dziecko z maty.
-Taaa-ta -gaworzy Mike
-Słyszałaś? Nareszcie wypowiedział to słowo! Gdzie mój kalendarz, muszę to zapisać! - dwudziestoparolatek wybiega z pokoju.

-Mamusiu, a co to jest? - pyta chłopczyk p
odnosząc ze stolika przedmiot.
- To jest model statku, synku. Podoba ci się?
-Baldzo! - odpowiada.
-Bardzo - poprawia go matka odsuwając mu z oczu grzywkę.
-A co to za statek? - ciągnie temat zaciekawiony.
-To jest Titanic, jak będziesz starszy to opowiem ci o nim więcej. Zmykaj spać, jutro twój pierwszy dzień w szkole - mówi całując syna w czoło.
-Kocham cię mamusiu - mówi chłopiec, po czym biegnie w stronę schodów.

-Nigdzie nie pójdziesz! - krzyczy kobieta.

-A chcesz się przekonać? - odpowiada nastolatek.
-Mike, nie dyskutuj ze mną. To nie jest towarzystwo dla ciebie, stoczysz się!
-Nie stoczę się, mam swój rozum - mówi chłopak wychodząc z domu.
-Michael, w tej chwili wracaj! - wybiega za nim matka, jednak nic to nie daje.

-To jak w końcu nazwiemy zespół? Wszystkie nazwy są pozajmowane... - długowłosy brunet usiadł na głośniku.

-Lincoln Park... Lincoln Park... Lincoln... - chłopak z wieloma tatuażami chodził po improwizorycznym studiu - Linkin!
-Co Linkin? - zapytał rudobrody.
-Linkin Park! Nazwa zespołu! - krzyczał podekscytowany - zgadzacie się?
-No jasne, idę po szampana - zaśmiał się Koreańczyk wychodząc z pomieszczenia.
-Zaczynamy nowy rozdział w naszym życiu - wzniósł toast perkusista.

-Chester, oszalałeś? Po co chcesz adoptować dziecko? I to jeszcze dziewczynę, 17 letnią dziewczynę! - krzyczał na przyjaciela brunet.
-Mike, ty nic nie rozumiesz, ja...
-Pomyśl. Adopcja to nie decyzja na kilka dni, tylko na całe życie - przerwał mu po czym zostawił kumpla samego.

-Mikuś, kocham cię - powiedziała brunetka uśmiechając się.
-Charluś, ja ciebie też - odpowiada chłopak całując ją w usta.

Budzę się. Wszechobecna biel razi mnie w oczy. Ktoś trzyma mnie za dłoń. Przewracam głowę w prawo i orientuje się, że jest to Jason.
-Jay? Co ty tutaj robisz? - mówię szeptem.
-Nic nie mów, musisz odpoczywać - odpowiada swoim ciepłym głosem - rodzice już tu jadą, trochę im to zajmie. Pójdę powiadomić lekarza, że się wybudziłeś.
Lekarza? Czyli jestem w szpitalu.
-Ale co z Charlie? - pytam przypominając sobie ostatnią scenę.
-Char... - zawahał się - Ja... ja zaraz wracam - wstał i udał się w stronę wyjścia.
-Młody, czekaj, nie wychodź! - mówię do brata, jednak on wychodzi - cholera jasna!

Chester

Słyszę krzyk Joe'go, biegnę w jego stronę. Widok, jaki zastaję wprawia mnie w osłupienie. Mężczyzna reanimuje moją córkę, a mój przyjaciel leży nieprzytomny na podłodze. Kucam koło niego i próbuje ocucić. Kawałek rozbitej obudowy telefonu wbija mi się rękę. 
-Chazz, zadzwoń na pogotowie, Mike miał to zrobić, ale widzisz co się stało z jego komórką.
10 minut oczekiwania dłużyło mi się niewyobrażalnie. Co się im obydwu stało? W międzyczasie dołączyła do nas reszta.
-Zabieramy ich do tego szpitala, proszę się jak najszybciej pojawić - mówi lekarz podając mi karteczkę z adresem.
-Będziemy jechać tuż za wami - odpowiedział Rob.
-Proszę zabrać dokumenty, to bardzo ważne - powiedział jeden z sanitariuszy.

Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Pielęgniarka wskazała nam sale, w których znajdują się dwie najważniejsze dla mnie osoby.
-Chyba zadzwonię do Jasona, powinien wiedzieć, co dzieje się z jego bratem... - chodziłem po korytarzu.
-Nie zapominaj o jego rodzicach, zadzwoń do nich - odpowiedział Dave.
Spojrzałem na chłopaków. Brad siedział w kącie cicho płacząc i mówiąc coś pod nosem, Joe siedział na krześle mocno się nad czymś zastanawiając, Rob chodził po szpitalnym korytarzu wymachując rękami. No tak, perkusja to całe jego życie. Phoenix położył mi rękę na ramię i spojrzał się współczująco.
-Zrobić to za ciebie? - zapytał.
-Nie, dam sobie radę - odpowiedziałem wyszukując w komórce numer telefonu młodszego brata Mike'a.

Jason

Ze snu wyrywa mnie dźwięk telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz odbieram połączenie.
-Słucham? - mówię zaspany.
-Jason? Jason Shinoda? - słyszę znajomy mi głos.
-Chester? Stary, wiesz która jest godzina? - odpowiadam wkurzony.
-Poczekaj, nie denerwuj się. Mike jest w szpitalu, mógłbyś przyjechać z rodzicami? - mówi do mnie głosem z nutką strachu.
-Rodzice wyjechali do Nowego Yorku... Jaki szpital? - pytam.
-Saint Johns Health Center.
-Będę tam za 3 godziny. Dzięki za wiadomość Chazz, trzymajcie się - mówię rozłączając się.
Ubieram ciemne jeansy oraz zwykły T-shirt. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co powiedział mi Bennington. Mój brat w szpitalu? Ale dlaczego? Wyciągam komórkę i wybieram numer mamy.
-Synku, dlaczego nie śpisz? W Kalifornii jest środek nocy! - podnosi głos.
-Mamo, uspokój się. Musicie wracać, jak najszybciej - mówię szybko - Mike'owi coś się stało.
-Jak to mu się coś stało? Gdzie ty jesteś? - pyta coraz bardziej zdenerwowana.
-Wychodzę z domu, jadę do Saint Johns Health Center. Postarajcie się przybyć szybko - rozłączam się.
Biorę z szafki kluczyki do samochodu i wychodzę z domu.
-Powiem ojcu, że po nocy chodzisz! - jak z pod ziemi pojawiła się nielubiana przeze mnie sąsiadka.
-Proszę bardzo, mogę pani numer podać - odpowiadam wsiadając do auta.
-Gówniarz - usłyszałem obelgę w swoim kierunki i trzaśnięcie drzwiami.
Ustawiłem na GPS cel podróży.
-Cholera, 3 i pół godziny... - mówię do siebie wyciągając z kieszeni telefon i wybierając numer Chestera.
-Cześć, ja będę trochę później, nie chce jechać szybko, nowe auto dostałem, rozumiesz...
-Ok, jedź spokojnie. Jak z rodzicami?
-Gadałem z nimi.
-Muszę kończyć, idzie jakiś lekarz... - rozłącza się.
Biorę głęboki wdech i zamykam oczy. Będzie dobrze, dasz sobie radę. Otwieram oczy i wsadzam kluczyki do stacyjki.

-Dave! - krzyczę widząc go przed szpitalem. Odpowiada mi jego smutne spojrzenie -Chodźmy do środka  - proponuję.
Kiwa głową wyrzucając do kosza niedopałek papierosa.
Gdy doszliśmy na oddział przywitałem się z każdym z nich.
-Brad, dlaczego płaczesz? - pytam widząc jego załzawione oczy.
Po tych słowach rozpłakuje się bardziej i chowa twarz w dłoniach.
-Wiadomo już coś? - pytam drżącym głosem. Najbliższy przyjaciel mojego brata bierze mnie na stronę.
-Lekarze robią co w ich mocy, ale on i Charlie są nieprzytomni od ponad 3 godzin...
-Charlie to jest ta dziewczyna? Rodzice wiele o niej mówią - uśmiecham się blado.
 Kiwa głową. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale się waha.
-Reanimowali ją... - mówi ze łzami w oczach.
Podchodzę do niego i kładę mu rękę na ramię.
-Przepraszam, czy pojawił się już ktoś z rodziny Michaela Shinody?
-Tak, jestem jego bratem - mówię.
-Zapraszam - odpowiada lekarz.
Biorę głęboki oddech i wchodzę za nim do gabinetu.
-Czy pana brat tracił wcześniej przytomność?
-Nic mi o tym nie wiadomo, ale Mikey od dawna z nami nie mieszka. Z nami, czyli ze mną i rodzicami.
-Hmmm - zaczął zastanawiać się lekarz. Wziął z biurka kartki i zaczął je przeglądać. Przy którejś z nich się zatrzymał - kiedy będą rodzice? Muszę z nimi pilnie porozmawiać - spojrzał mi głęboko w oczy.
-Wracają z Nowego Yorku, podróż trochę im zajmie... - odpowiedziałem - kiedy będę mógł go zobaczyć?
-Za kilka godzin. Przepraszam pana, ale mam dużo pracy - powiedział dając mi znać, bym wyszedł.
Wstałem i udałem się do drzwi, jednak nie mogłem tak po prostu wyjść.
-Czy on przeżyje? - zapytałem pełen obaw.
-Tak, trzeba być dobrej myśli.
-A co z Charlie?
-Nie mogę udzielić panu takiej informacji.
-To ja już pójdę - pożegnałem się. W drzwiach minąłem się z pielęgniarką.
-Panie doktorze, coś się dzieje z tą dziewczyną, szybko - mówiła.
Biegną w stronę sali, w której jest dziewczyna.

Chester

Biegnę za nimi, jednak zamykają mi drzwi przed nosem. Po chwili otwierają się one i wybiega z nich około siedem osób. Ciągną ze sobą łóżko, na którym śpi moja córka. Wygląda jak aniołek z małą skazą, czyli wieloma urządzeniami, do których jest podpięta. Jeden z lekarzy krzyczy, by się pospieszyli, po czym znikają za szklanymi drzwiami. Podchodzę do nich, ale pielęgniarka zakazuje mi wchodzić. Wodzę rękami po szkle tak, jakbym chciał ją nimi dotknąć. W oczach gromadzą mi się łzy. Wróć do mnie, aniołku, potrzebuję cię. Odwracam się. Chłopcy patrzą na mnie smutnym wzrokiem. Nie chce widzieć ich łez. Oglądam się, by zobaczyć na jaki oddział ją zabrali.
-O cholera... - mówię szeptem.
-Będzie dobrze - mówi Brad podchodząc do mnie.
-Sam w to nie wierzysz, prawda? Nie okłamuj mnie. Odwołuj koncerty, nie damy rady. Zawiedziemy naszych Żołnierzy, wielu z nich odejdzie, ale zostaną ci prawdziwi, na których zawsze możemy liczyć.
-Jesteś pewny? - zapytał Joe.
-Tak, nie widzę innego rozwiązania.
-Może nagrajmy filmik, w którym wyjaśnimy osobiście dlaczego podjęliśmy taką a nie inną decyzję? - zaproponował Rob.
-Od razu zauważą, że brakuje Mike'a i Charlie... - odpowiedziałem.
-Lepiej zrobić takie nagranie niż pisać, że są w szpitalu... Sami się domyślą i tyle - zabrał głos Jason.
-Zajmiemy się tym później - uciąłem temat.

Po 5 godzinach oczekiwania z pokoju lekarzy wyszła pielęgniarka i podeszła do młodego.
-Może pan wejść do brata.
-Odzyskał przytomność? - zapytał.
-Nie, jeszcze nie... - powiedziała uśmiechając się współczująco.
-A co z Charlie? 17 letnia brunetka - zapytałem.
-Nie zajmuję się OIOM-em, musi pan pytać innych.
-Dziękuje - odpowiedziałem siadając na stołku.

Jason

Wchodzę do sali. Mój brat leży podpięty do urządzeń doprowadzających do szału pikaniem. Usiadłem obok łóżka łapiąc go za rękę. Jest o wiele zimniejsza niż zwykle. W moich oczach gromadzą się łzy. Czuję niewyobrażalny lęk o niego. Kilkanaście dni temu był w domu, by przedstawić rodzicom swoją dziewczynę, niestety nie mogłem uczestniczyć w spotkaniu z powodu wycieczki edukacyjnej... Nachyliłem się nad nim i odsunąłem mu grzywkę z oczu. Czuje wibracje telefonu. Wyciągam go z kieszeni.

Zaraz wsiadamy do samolotu, za kilka godzin będziemy. Trzymajcie się, mama

Zająłem swoje miejsce i ponownie objąłem jego dłoń. Teraz wiem, co przeżywał, gdy to ja leżałem w szpitalu z powodu mojej choroby...  Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
-Jay? Co ty tutaj robisz? - słyszę jego słaby głos.
-Nic nie mów, musisz odpoczywać - odpowiadam - rodzice już tu jadą, trochę im to zajmie. Pójdę powiadomić lekarza, że się wybudziłeś -mówię.
-Ale co z Charlie? - pyta.
O kurczę, co mu dopowiedzieć?
-Char... Ja... ja zaraz wracam - staję i udaje się w stronę wyjścia.
-Młody, czekaj, nie wychodź! - słyszę jego słowa, jednak wychodzę - cholera jasna!

Chłopcy patrzą na mnie oczekująco. Robię płaczliwą minę.
-Muszę was zmartwić... - zaczynam. Widzę zrezygnowanie w ich oczach - ale ten debil się obudził - kończę z szerokim uśmiechem.
Wybuch radości zwołał personel, który powiadomiłem o zaistniałej sytuacji. Po 20 minutach pozwolono nam go odwiedzić.
Każdy członek zespołu rzucił się Mike'owi na szyje, jednak brakowało jednej osoby.
-Gdzie jest Charlie? - zapytał spokojnie.
-Spike, co się wtedy stało? zapytał Brad.
-Nie zmieniaj tematu. Gdzie do jasnej cholery jest Charlie? Co się dzieje, dlaczego nie chcecie mówić? - mówił coraz bardziej zdenerwowany.
-Nie możesz się denerwować, mów - powiedział oschłym głosem Joe.
-Spała, w pewnym momencie się obudziła, wyszeptała moje imię i straciła przytomność. A teraz mówcie, co się z nią dzieje! - mówił słabym, ale zdenerwowanym głosem.
-Reanimowali ją, jest na OIOM-ie, nie obudziła się. To chciałeś usłyszeć? - wybuchnął Chester - przepraszam, nie chciałem ci tego tak przekazać - dodał po chwili cichym głosem widząc reakcje Mike'a.
Mój brat wybuchł płaczem. Widać było, jak bardzo ją kocha. Spojrzałem na Brada. Gitarzysta płakał nieprzerwanie od momentu, gdy pojawiłem się na miejscu.
-Delson, przestań już płakać - powiedział beznamiętnie mr. Hahn.
-Ale ja nie potrafię, po głowie chodzi mi jej głos - mówił łkając.
-Może chce ci coś przekazać? - zaśmiał się Bennington.
-Wrażliwy Bradzio - powiedział z rumieńcem na policzkach.
W niewyjaśnionych dla mnie okolicznościach cały zespół zaniósł się śmiechem
Do pomieszczenia wchodzi lekarz i prosi wokalistę na stronę.
-Nie, tylko nie to... - do naszych uszu dochodzi łamiący się głos.

/Przepraszam za tak zły rozdział, ale ostatnio nie mam do tego głowy. Ostatni tydzień nauki przed feriami, co oznacza naukę, naukę i jeszcze raz naukę.
Przepraszam również za taki poślizg czasowy, nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział. Jeżeli czytasz tego bloga - skomentuj, po to istnieje opcja komentarzy anonimowych :)
Pozdrawiam, Charlie
.


3 komentarze:

  1. Hmm.. odnosze takie troszke dziwne wrazenie.. Spojrz u mnie Mel byla w stanoe krytycznym i u ciebie jest podobnie z Charlie. Tak wiem jestem ostatnio strasznie podejrzliwa - wybacz za duzo mam na glowie.
    Rozdzial mi sie podoba. Bardzo, ale.. Chyba mi tu czegos brakuje. A no tak.. za krotki :D wybacz, ale ka nie moge sie pogodzic z mysla, ze to juz koniec rozdzialu i trzeba czekac. Nie mam zadnych uwag, nie ma sie do czego przyczepic... no w sumie nic tu po mnie. Spadam, a tobie weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem jak to wygląda, ale fabułę mam w głowie od prologu ;p Nie martw się, nic nie jest kopiowane, przekonasz się o tym w następnych rozdziałach (no chyba, że mnie zaskoczysz i losy Melanie będą podobne :D) :)

      Usuń
  2. Nie, nie i jeszcze raz nie!
    Nie możesz uśmiercić Charlie!
    Ona musi żyć z Mike'iem!
    Wiem, że jej nie zabijesz ;D
    Rozdział bardzo ciekawy, wciągnęło.
    Czeka niecierpliwie na kolejny.
    Weny!
    A tak przy okazji, u mnie pojawiła się spóźniona 6. Wpadaj.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za pozostawienie komentarza, jest on moją wielką motywacją. Krytykę biorę sobie do serca i robię wszystko, by opowiadanie spełniało oczekiwania czytelników.
Charlie