Mike
-Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz. Chodzi o Delsona?
-Nie. Chodzi o nas... - powiedziała siadając na pobliskiej ławeczce.
-O nas? - zapytałem zdziwiony - przecież nam się zajebiście układa!
-Nie przeczę - zaśmiała się - ale co będzie z nami dalej?
-Dalej? Na osiemnastkę dostaniesz pierścionek zaręczynowy, potem się pobierzemy, w dalszej przyszłości uczynimy Chestera dziadkiem, może doczekamy się tego, że chłopcy znajdą swoje drugie połówki, zostaniemy wujkiem Mike'm i ciocią Charlie, potem się zestarzejemy i...
-Nie kończ, głupolu - przytuliła się do mnie.
-Jak już tak gadamy, to nie lubię w tobie jednej rzeczy - wyparowałem po kilku minutach tulenia się.
-Cooo? Jakiej? - zaśmiałem się pod nosem z jej miny.
-Tego, że masz głos po ojcu. Znaczy... Dobra, inaczej : moim zdaniem za często krzyczysz, jesteś bardzo delikatną dziewczyną, do ciebie pasują takie piosenki jak ta, którą napisałaś.
-Daj mi się tym nacieszyć póki mam czas, ok? Tak jak sam powiedziałeś : kiedyś założymy rodzinę, wtedy zamienię się w typową, grzeczną matkę i moja kariera jako piosenkarka się skończy - mówiła, podkreślając ostatnie wyrazy.
-Jak to? Przecież ty nie możesz tak po prostu odejść! - powiedziałem zdziwiony.
-Dzieci potrzebują matki. Jakbyśmy mieli jechać w trasę, to z kim byśmy je zostawili? Kto czytałby im bajki na dobranoc, naklejał plaster na ranę, codziennie odprowadzał do Pre Primary? No kto?
-Ale były by dumne, oglądając swoich rodziców w telewizji czy Internecie - szukałem argumentów.
-Tak, a przy pierwszej lepszej okazji usłyszelibyśmy, że byliśmy najgorszymi rodzicami, bo nie byliśmy z nimi, gdy nas potrzebowały.
-Może wrócimy do tego tematu wtedy, gdy będziemy spodziewać się potomka? - zapytałem, ponieważ nie mogłem wymyślić już żadnego sposobu na przekonanie jej
-Ty to zacząłeś - zrobiła cwaną minę.
-Cholera, cały Chester - powiedziałem pod nosem.
-No wiesz, ta pierworodna - kontynuowała.
-Nie no, skromność to na pewno masz po nim. Do Claudie jesteś podobna z urody, ona też była drobna, blada i piękna.
-Mama... Pomożesz mi dzisiaj w poszukiwaniach jakiś starych albumów? Widziałam tylko 3, może 4 jej zdjęcia...
-Wątpię, by Chazzy miał je w domu, dla niego takie pamiątki nie mają większego znaczenia. Rose powinna mieć pełno zdjęć i filmów, możemy do niej jechać.
-Kiedy? - zapytała z iskierkami w oczach.
-Jeżeli chcesz, to nawet teraz!
-Mówisz to na poważnie?
-Tak, ale jak chcemy jechać, to musimy odstawić Bastera do domu. Ona nie znosi psów.
Dziewczyna szybko podniosła się z ławki, wzięła pupila na ręce i popatrzyła na mnie oczekującym wzrokiem. Założyłem okulary przeciwsłoneczne. Po chwili ktoś zadzwonił do małej.
-Cześć... tak, już wracamy... za kilka minut... no ok... pa - zakończyła rozmowę, po czym wybuchła gromkim śmiechem.
-Co się stało? - zapytałem.
-Joe twierdzi, że umiera, mamy szybko wracać, bo chce się z nami pożegnać - wydusiła z siebie.
Przez te kilka minut, w czasie których coraz bardziej zbliżaliśmy się do domu wyobrażaliśmy sobie widok, jaki zastaniemy po powrocie. Każdy nasz niekoniecznie normalny pomysł kończył się salwą śmiechu, co nie za bardzo podobało się przechodniom.
-Gdzie on jest? - zapytałem, gdy dotarliśmy do domu.
-W swojej sypialni - odpowiedział mi zmartwiony Rob.
No tak, Bourdie zawsze się o nas wszystkich martwi, jest do nas bardzo przywiązany.
Kiwnąłem głową w stronę Charlie i udałem się w stronę schodów. Minęliśmy na nich rozbawionego Chazza. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem bladego jak ściana DJ'a
-Cześć, co ty odpierdzielasz?
-Mike... Ja powiem tylko tobie - wyszeptał.
-To ja będę u siebie - powiedziała dziewczyna wychodząc z pokoju.
-Ale błagam, nie śmiej się.
Charlie
Gdy zamknęły się za mną drzwi mojego pokoju poczułam wielki spokój. Nigdy nie czułam się tak bezpiecznie, jak teraz. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale było warto. Podeszłam do szafki, w której trzymałam wszystkie swoje prace. Po kilku minutach znalazłam rysunki, które będą mi dzisiaj potrzebne. Najstarszy z nich narysowałam gdy miałam 5, może 6 lat. Przedstawiał on niską kobietę z siwymi włosami trzymającą za ręce dwie małe ciemnowłose dziewczynki. Kolejny z nich był już ''profesjonalnym'' portretem, nie dziecięcymi bazgrołami. Pamiętam, że na ołówki zbierałam 1.5 roku. Napotkałam prace przedstawiające członków zespołu. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że wokalista mojego ulubionego zespołu jest moim ojcem, odzyskałam siostrę, mam kochanego chłopaka, wspaniałych przyjaciół i poznam jeszcze babcię... Wyjęłam własnoręcznie robioną teczkę. Włożyłam do niej wybrane rysunki i podpisałam ''Dla Rose''. Poczułam lekki ból. To normalne, ponieważ przeszczep nie był wcale tak dawno. Zrobiłam się senna. Położyłam się na łóżku, chociaż nie dane było mi odpoczywać, ponieważ usłyszałam donośny śmiech Spike'a. Po dwóch minutach dołączyli do niego inni domownicy. Powolnym ruchem zwlekłam się z łóżka i zeszłam do salonu. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania : Chester leżąc na podłodze udawał martwego, Mike go reanimował, Phi Phi sprawdzał tętno, Rob i Brad turlali się po podłodze ze śmiechu, a Julie i Jason oderwani od konsoli robili zdjęcia i filmowali całe zajście.
-Co się tutaj dzieje? - zapytałam stanowczo, jednak ich humor po chwili mi się udzielił.
Poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyjęłam komórkę i widząc kto dzwoni powiedziałam :
-Cicho! Joe dzwoni.
-Daj na głośnomówiący - zaproponowała siostra.
-Ok, ale zamknijcie się już.
Siedem zaciekawionych twarzy wpatrywało się we mnie. Odebrałam połączenie kładąc telefon na stoliku do kawy.
-Dobrze się bawicie? - krzyczał Koreańczyk - ja tu umieram, a wy się śmiejecie! Niech tylko mi się polepszy, to pożałujecie! WSZYSCY!
-Na początku musielibyśmy załatwić ci kroplówkę... z ciastkami - powiedział Dave wybuchając śmiechem.
W ślad za nim poszli inni. Dom ponownie wypełnił się atmosferą, której dawniej tak bardzo mi brakowało.
Mike
Godzinę później siedziałem w aucie z trójką nastolatków. Mój ''kochany'' uzależniony od wszelkich sprzętów elektronicznych braciszek wciągał w to powoli swoją, jeszcze nieoficjalną, dziewczynę. W lusterku zobaczyłem, że słuchają muzyki ze słuchawkami w uszach. Starsza z sióstr intensywnie nad czymś myślała.
-Kotek, co jest?
-Ja po prostu w to nie wierze - uśmiechnęła się.
-Charlie, przyzwyczajaj się - zaśmiałem się.
-Kiedy będziemy na miejscu? - zapytała para.
-Za pół godziny - odpowiedziałem.
-Aha - odpowiedzieli wracając z powrotem do swojego zajęcia.
-Odkąd potrafi mówić, podczas podróży przynajmniej 3 razy usłyszę te słowa.
-To jest młodsze rodzeństwo Mikey, najbardziej wkurwiające osoby, jakie mogą chodzić po tej ziemi - odpowiedziała.
-Ano... Chciałem kota, ale mama zniszczyła mi dzieciństwo.
-Czemu tata z nami nie pojechał? Przecież widział, jak nam na tym zależało - wypaliła nagle ze smutną miną.
-On ma do Rose żal o to, że go oszukiwała. Gdyby nie to, całe twoje... wasze życie wyglądałoby inaczej.
-No niby tak, ale my już nigdy nie dowiemy się, jak to było na prawdę... Mama... - zawahała się - mama nie żyje...
-Mam wielką nadzieje, że ona ma dalej te albumy, musicie je zobaczyć. Claudie była tak bardzo utalentowana... Tak, jak ty, wiesz?
-Daleko jeszcze? - usłyszeliśmy głos Jasona.
-Zamknij się - warknąłem.
-Czyli został jeszcze jeden raz?
-Tak, chyba przyspieszę - zaśmiałem się.
-To chyba będzie dobry pomysł, zobacz jakie chmury są za nami.
-O cholera, przyspieszamy - zadecydowałem mocniej wciskając pedał gazu.
-Mike! Tyle lat cię nie widziałam! To Jay? Pamiętam go jako kilkuletniego brzdąca - zaśmiała się.
-Miło mi panią poznać - mój brat wyciągnął dłoń w stronę kobiety.
-Chodźcie do domu, zbiera się na burzę - zaprosiła nas do środka.
-No więc to jest Charlie, a to Julie - przedstawiłem zawstydzone dziewczyny.
-Nasza prawdziwa Lucy - mówiła cicho przeczesując gęste, ciemne włosy młodszej.
-Nie, ja nie jestem Lucy - powiedziała przestraszona dziewczyna oddalając się od staruszki.
-Boisz się mnie? Jak możesz? Własnej babci się bać! - mówiła przybliżając się do niej.
-Rose, przyjechaliśmy obejrzeć rzeczy Claudie. Jej własne córki powinny wiedzieć, jak wyglądała.
-Naturalnie, chodźcie za mną - przybrała łagodną minę prowadząc w stronę strychu.
-Ona była taka... piękna, naturalna - powiedziała najmłodsza z nas.
-Naturalna? Zobacz na to zdjęcie - Rose podała jej ponad dwudziestoletnią fotografię.
-Co to jest? Tatuaż?
-Tak, powstał pół roku po tym, jak związała się z waszym ojcem - mówiła z pogardą.
-Pragnę przypomnieć, że był to zwykły rysunek z henny, zmywał się w ciągu 6 tygodni - powiedziałem ostro.
-Ale pod wpływem tego człowieka miała go przez 7 lat! - powiedziała głośniej - on ją zniszczył! Z małej, delikatnej dziewczynki stała się jakimś potworem!
-Chyba masz zły dzień. Nie wyładuj na mnie swojej złości - również podniosłem głos.
-To już czas, by opuścić mój dom - wskazała ręką w stronę drzwi.
-A mogłabym zatrzymać ten album? Proszę - Charlie trzymała w rękach gruby przedmiot.
-Dobrze, ale idźcie już.
Zobaczyłem, że w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
-Hej, co się stało? Nie przejmuj się nią, ona przez tą samotność chyba oszalała. Julie, jak ona tak do ciebie mówiła to bałem się, że może ci coś zrobić...
Nie usłyszałem odpowiedzi. Odwróciłem się i zobaczyłem, że przytula się do mojego brata.
-Nie zdążyłam jej tego dać - powiedziała starsza siostra wręczając mi pięknie zdobioną teczkę.
DLA ROSE...
/To już XIX rozdział... Jutro, ewentualnie za dwa dni pojawi się kolejny. Potem może być przerwa, ponieważ po dwutygodniowej chorobie będę miała dużo do nadrabiania...
Dziękuje za miłe komentarze, jak zwykle dają pozytywnego kopa.
Charlie
Ja tak późno z tym komentarzem.
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale to tak odkładam i odkładam i odkałdam. Ale do rzeczy. JOE NIE UMIERAJ! Ale no.. Kłótnia i.. I Rose.. I.. I to wszystko i.. I mi brak słów tak bardzo.
Rozdział taki inny niż wszystkie i taki.. Podobał mi się bardzo.
Tylko krótki ;c No nic.
Weny!
Trzymaj się tam c;
No rozdział jest fajny, bardzo fajny ;P
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się cześć gdy Mike opowiadał Charlie o planach na życie, że wnuki, że dzieci, że ciocia i wujek. Tak słodziutka scenka ;)
Joe umiera. Boska scenka. Ja to ja, zaczęłam się śmiać jak idiotka do monitora. "Dobrze się bawicie? - krzyczał Koreańczyk - ja tu umieram, a wy się śmiejecie! Niech tylko mi się polepszy, to pożałujecie! WSZYSCY!" Oh ten Joe.
Zdziwiła mnie ta reakcja Rose. Widać, że nie trawi Chestera.
No nic, ja się zmywam, bo nie mam za wiele czasu. W poniedziałek do szkoły, a ja mam nieodrobione lekcję. Cała ja ;/
No to życzę ci dużo, dużo weny i do następnego rozdziału.
PS. UDUSZĘ CIĘ KIEDYŚ ZA TO, ŻE MNIE NIE INFORMUJESZ O ROZDZIAŁACH!
Hej chciałam cię zaprosić na mojego bloga http://leave-out-all-the-rest1996.blogspot.com/ . Są na nim umieszczane opowiadania o Linkin Park, a dokładniej mówiąc o Bennodzie. Jeśli, więc nie tolerujesz związków homoseksualnych lub po prostu nie lubisz takich opowiadań to zignoruj tą wiadomość. Jeżeli natomiast Ci się spodoba to zachęcam do obserwacji i pozostawienia komentarza bo to bardzo motywuje ;)
OdpowiedzUsuń