***
-Monica! - krzyknął wysoki mężczyzna w stronę niewiele niższej brunetki.Kobieta odwróciła się powoli. W tłumie zobaczyła swojego męża i wspólnych przyjaciół.
-Brad - powiedziała niedźwięcznie ze łzami w oczach i szerokim uśmiechem na ustach.
Ruszyła naprzód. Po 3 miesiącach mogła wreszcie przytulić osobę, za którą tak bardzo tęskniła. Miała mu tyle do powiedzenia...
Rozległ się strzał.
Upadła na zimną posadzkę.
Widziała wszystko jak za czarną mgłą.
-Monica! - ponownie usłyszała swoje imię. Tym razem w głosie miejsce radości zajął strach i przerażenie.
Poczuła jego dotyk.
Potrząsał nią.
-Nie zostawiaj mnie! Słyszysz?! Nie zostawiaj mnie! - krzyczał przez łzy.
-Kocham cię - wyszeptała z uśmiechem na ustach.
Położyła jego rękę na swój brzuch.
Po chwili wszystko się uspokoiło.
***
-Brad, przyjedziemy dzisiaj do ciebie - powiedziała ciepłym głosem kobieta.
-Nie trzeba - odpowiedział zachrypnięty.
-Ty... ty piłeś! Będziemy za 15 minut - rozłączyła się.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wcale nie było tak źle, chociaż bywało lepiej...
Poprawiłem koc, którym był przykryty. On tak bardzo mi ją przypominał... Pachnie perfumami, które dostała ode mnie na rocznicę ślubu. Przeczesałem włosy ręką. Nie były takie jak zawsze, nawet one straciły chęć do życia. Wziąłem do ręki butelkę i wypiłem jej zawartość, po czym rzuciłem ją w kąt. Cholera, moja gitara leży tam połamana... Rozpłakałem się. Czułem się samotny i bardzo zagubiony...
***
-BBB, jesteś tu? - krzyknął mężczyzna kaszląc. W całym domu było ciemno od dymu tytoniowego.
-Charlie, zobacz jak to wygląda...
Weszli do salonu. Ich ''zespołowa owieczka'' siedziała na kanapie i płakała. Kobieta przytuliła go. Jej towarzysz poszedł do kuchni. Wrócił z niej z wielkim pojemnikiem i w ciszy zaczął sprzątać.
-Ona... - zaczął basista.
-Monica?- spytała dziewczyna.
-Tak... Lekarz powiedział mi, że była w 4 miesiącu ciąży - wyznał z głową zwieszoną w dół.
Raper wypuścił z ręki przedmiot i usiadł na fotelu. Oparł głowę o rękę.
-Ten skurwiel wszystko ci odebrał... wszystko - mówił z zaciśniętymi pięściami.
-Mike, uspokój się...
-Nie, nie uspokoję się! Powinien ponieść karę za to, co zrobił.
-Jakbyś już zapomniał, to oczekuje w areszcie na proces.
-Z którego może wyjść z zawiasami. Brad, zbieraj się, nie będziesz mieszkał w takim syfie. Przy okazji zahacz o łazienkę i zobacz, jak wyglądasz - krytykował przyjaciela.
Ku jego zdziwieniu wstał i potykając się o własne nogi udał do sypialni.
-Mógłbyś być bardziej delikatny - powiedziała ostro brunetka.
-Zobacz, do czego doprowadziła nasza delikatność - odpowiedział rozkładając ręce.
-Nie kłóćmy się, to nie jest ani miejsce, ani czas na to...
***
-Delson, nie poznałbym cię - powiedział Phoenix otwierając drzwi.
-Dzięki - wybełkotał mężczyzna w odpowiedzi.
-Linsey, zaprowadzisz go do pokoju gościnnego? Powinien odpocząć - zwrócił się rudobrody mężczyzna do swojej żony.
Gdy ta wykonała jego prośbę zwrócił się do pary :
-On może zostać tutaj ile tylko będzie chciał, ale dlaczego jest w takim stanie? Myślę, że było lepiej...
-Za 5 miesięcy zostałby ojcem - wyszeptał wysoki brunet z okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Co ty gadasz? 4 miesiąc... - odpowiedział wyraźnie przybity gitarzysta.
-Mamy jeszcze jeden problem... - powiedziała dziewczyna.
-Jaki? - zapytali jednocześnie.
-Jutro pierwszy dzień grudnia. Urodziny BBB - odpowiedziała patrząc im w oczy.
-Cholera, jeszcze tego nam było trzeba...
-Chodźcie do domu, pogadamy - zaprosił gospodarz.
-Mam lepszy pomysł. Jako, że jego gitary nie da się już uratować możemy mu ją kupić. Jedźmy teraz, jutro nie będzie czasu.
Gdy ta wykonała jego prośbę zwrócił się do pary :
-On może zostać tutaj ile tylko będzie chciał, ale dlaczego jest w takim stanie? Myślę, że było lepiej...
-Za 5 miesięcy zostałby ojcem - wyszeptał wysoki brunet z okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Co ty gadasz? 4 miesiąc... - odpowiedział wyraźnie przybity gitarzysta.
-Mamy jeszcze jeden problem... - powiedziała dziewczyna.
-Jaki? - zapytali jednocześnie.
-Jutro pierwszy dzień grudnia. Urodziny BBB - odpowiedziała patrząc im w oczy.
-Cholera, jeszcze tego nam było trzeba...
-Chodźcie do domu, pogadamy - zaprosił gospodarz.
-Mam lepszy pomysł. Jako, że jego gitary nie da się już uratować możemy mu ją kupić. Jedźmy teraz, jutro nie będzie czasu.
***
-Dalej nie mogę w to uwierzyć... To stało się tak nagle...
-Charlie, ja nawet nie wiedziałem, że coś się stało. Ona biegła w naszą stronę i tak nagle upadła...
-Dopilnuje, by ten gnojek trafił na długie lata do więzienia - odgrażał się raper.
-Kochanie, przestań już. Nim niech zajmie się sąd. My musimy dbać o Brada, to dla niego szczególny czas - przywołała do porządku chłopaka.
-Mogę się o coś spytać? Dlaczego przywieźliście go akurat do mnie? Nie mam pretensji, mnie to bardzo pasuje, Lins go uwielbia, ale dlaczego?
-A kim z zawodu jest twoja żona? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Psychologiem.
-No to masz odpowiedź
***
-Tal, chodź tu szybko!
-Coś się stało?
-Mike do mnie dzwonił, z Bradem coś się dzieje. Musimy szybko jechać do studia.
***
-Linsey! Dzwoniłaś, co się stało? - krzyczał mąż kobiety.
-Zostawił jakąś dziwną kartkę i wyszedł z domu, nie wiem co się dzieje - mówiła roztrzęsiona.
-Pokaż ją - powiedział mężczyzna z wieloma tatuażami na ciele.
Gdy ją dostał zaczął czytać na głos.
Dziękuje wam wszystkim z całego serca za to, jak mnie traktowaliście. Byliście ze mną za każdym razem, gdy was potrzebowałem. Dzisiaj odchodzę, by stworzyć w tym drugim świecie prawdziwą rodzinę. Monica pewnie bardzo za mną tęskni.
Brad
P.P.S. Rob, twoje ulubione pałeczki są w studio za kanapą, tam ich pewnie nie szukałeś.
P.P.S. Chester, ty masz zaśpiewać to, co napisałem, rozumiesz? Słowa i melodię już masz, więc do dzieła.
P.P.P.S. Dołączyłem do nich plan na fundację, o której tak bardzo marzyliśmy. Music for Relief...
-To on napisał jakąś piosenkę? - zdziwił się wokalista.
-Przeczytasz nam?
-Ok - odpowiedział odchrząkując.
-Brad tam jest! - zapiszczała jedna z kobiet przerywając. Wskazała na tył budynku.
-Przeczytasz nam?
-Ok - odpowiedział odchrząkując.
This is my December
This is my time of the year
This is my December
This is all so clear
This is my December
This is my snow covered home
This is my December
This is me alone
-Brad tam jest! - zapiszczała jedna z kobiet przerywając. Wskazała na tył budynku.
Ruszyli w jego stronę. Dobrze wiedzieli, że za kilka metrów jest przepaść.
Odwrócił się.
***
Odwróciłem się. Zobaczyłem wszystkich swoich przyjaciół. Chester, Talinda, Mike, Charlie, Joe, Rob, Dave, Lin... Biegną w moją stronę. Będę za nimi bardzo tęsknił, ale za bardzo kocham Monicę, by z nimi zostać. Dochodzę do przepaści. Często na nią wyzywałem doprowadzając do furii chłopaków. Teraz będzie mi tak bardzo potrzebna... Odwracam się raz jeszcze. Są coraz bliżej. W ich oczach jest strach, złość i łzy... Moje serce rozdziera się na tysiące maluteńkich kawałeczków. Kochanie, za chwilę się zobaczymy, dobrze? Wytrzymaj jeszcze kilka minut. To nie potrwa długo. Mnie i moich bliskich oddziela bariera. Ta przenośnia, i ta realna. Waham się. Ona na mnie czeka... Odrywam nogi od podłoża. Słyszę krzyki. Spadam. Wiatr targa moimi włosami. Zostało tak nie wiele... Uderzam o podłoże z impetem.
Cześć kotku, tęskniłaś?
/Pierwszy One Shot na moim blogu... Historyczna chwila, prawda? :D
Uprzedzając wasze ''pretensje'' - to nie miało być długie :)
Nie wiem czemu wcześniej nie zdecydowałam się na dodanie tego OS, mimo tego, że napisałam go ponad 6 tygodni temu.
Mam nadzieję, że wam się podoba, jeśli tak to mam ich kilka w zapasie.
Przypominam o XIX rozdziale (KLIK)